08-02-2013, 13:59
..jakies dziesiec lat temu pewien wroz postawil mi karty..powiedzial, ze wszystko w moim zyciu sie zmieni o 180st..ze cos takiego sie wydarzy, ze wyrwie moje zycie z posad i nic juz nie badzie takie samo..ze widzi rozwod tak pewny i oczywisty, jak nie czesto to widzi..pare lat pozniej odeszlam od meza bo trafila mnie milosc wielka jak szlag, a pare miesiacy pozniej moj ukochany umarl mi prawie ze na rekach, po 2 miesiacach telko wspolnego zycia..zanim to wszystko nastapilo w chwili jakiejs naszej krotkiej rozlaki z ukochanym pojechalam do krakowa do wrozki larysy proszac o postawienie kart na nasza przyszlosc..popatrzyla na stolik caly przykryty kartami i dlugo myslala..po czym powiedziala-wy bedziecie razem, widze nawet domek z ogrodkiem i szczescie..lecz tylko przez chwile bo pozniej go juz nie ma w twoim zyciu nigdzie..jak to nie ma??!!!-zapytalam, to niemozliwe..! gdziekolwiek bedzie, czy ze mna czy nie, to zawsze bedzie w moim zyciu..! ona na to- nie wiem wlasnie, nie rozumiem, po prostu nigdzie go juz w kartach nie ma..jest takie jedno dziwne..jakby porwanie czy cos takiego..trudno mi to wytlumaczyc..wracajac z krakowa mialam tylko jedno w pamieci-ze bedziemy razem i bedziemy szczesliwi..dwa lata pozniej, gdy juz mieszkalismy razem, pewnej nocy mojego witusia sparalizowalo..przyjechalo pogotowie i go zabralo do szpitala gdzie zmarl na zawal mozgu z komplikacjami..to bylo to porwanie-wyjazd w nocy karetka, wbrew woli i checi..no i faktycznie, juz go nigdzie w moim zyciu pozniej, ani w mojej przyszlosci nie bylo..tylko w sercu..a moje zycie zostalo wywrocone do gory nogami i nic juz nie bylo takie samo..rozwod pol roku po smierci witka..wiec wszystko sie zgadzalo..