20-11-2012, 22:36
Ja nie wychodzę z myślenia roszczeniowego, że "mi się należy" Dla mnie wiele, bardzo wiele współczesnych metod leczenia jest bardzo kontrowersyjnych (a to nie temat na takie rozmowy).
To prawda, autyzm może mieć różnorakie, złożone podłoże, które też do tej pory nie jest w pełni zbadane. Wiele zachowań autystycznych można zaobserwować od niemowlęctwa, i ciężko ocenić, czy był jakiś zewnętrzny czynnik, który wywołał chorobę.
Natomiast w dokumencie, który ja oglądałam, pozycja rodzin była na tyle mocna, że u ich dzieci zaobserwowano zachowania autystyczne (o bardzo skrajnym spektrum, nie zawsze jako tylko wycofanie i unikanie kontaktu) w wieku około 4 lat - bezpośrednio po zastosowaniu jakiejś jednej określonej łączonej szczepionki. Mają bogatą dokumentację wcześniejszego rozwoju swoich dzieci (filmy, zdjęcia), które potwierdzają zeznania rodziców, że wcześniej dzieci rozwijały się prawidłowo - to tyle co do przypisywania autyzmu czynnikom zewnętrznym.
Dodam, że film prezentowała pani będąca pedagogiem specjalnym, pracownikiem akademickim, pracownikiem hospicjum, współautorką wielu opracowań i publikacji na temat zaburzeń rozwoju dzieci, kobieta mądra i wyważona - nie kierująca w stronę: to jest słuszne, albo: to jest błędne, natomiast prezentująca różne kierunki myślenia. Kobieta, która bardzo dużo widziała jeśli chodzi o różnorakie zaburzenia rozwoju dzieci. Dodam, że prezentowany przez nią film i zaznaczenie problemu nie były propagandą w celu nieszczepienia.
To prawda, że pozycja roszczeniowa to kolejna choroba współczesności i tutaj zgadzam się z Tobą, że zachowania ludzkie sięgają absurdów. To irytuje.
Hmm... co do roli przedstawicieli medycznych... Nie będę się z Tobą wykłócała, po prostu jestem rodzinnie "obłożona" środowiskiem okołomedycznym, moja siostra jest przedstawicielem medycznym... Ona w swojej pracy zajmuje się jedną specjalnością, kardiologią - natomiast wszystko, co wiadomo o leku, musi wykuć i wiedzieć. Jeżeli lek jest nowy, wprowadzany na rynek, prezentowany lekarzom - nie mówi o opakowaniach i cenach...Musi wiedzieć, jakie obowiązują inne leki (zamienniki), musi wiedzieć czym się różnią, musi znać charakter działania leków wcześniejszych i jej zadaniem jest przedstawić lekarzowi, na czym polega zmiana leczenia w nowym leku. To ona jest bezpośrednim źródłem wiedzy dla lekarza o leku i jego badaniach laboratoryjnych - lekarz naturalnie również dostaje ulotki i inne informacje, może poczytać o leku w aktualnym wykazie leków, ale najwięcej informacji może dowiedzieć się od przedstawiciela. Może różne firmy mają różnych przedstawicieli, tego nie wiem, ale jej praca na pewno nie polega na roznoszeniu ulotek... Ale mówię - ja nie pracuję w szpitalu, lekarzem nie jestem, więc nie wiem, jak wygląda sprzedaż z innych firm.
Co do nauki o składzie szczepionek na studiach - oczywiście, lekarz musi nauczyć się wiele z budowy leku, składu chemicznego, musi to wszystko wiedzieć. Ale prawdą i faktem jest także, że medycyna w przeciągu zaledwie 20 lat zmieniła się diametralnie. To jest ten fakt, jaki wymienia p. Majewska w swoim wykładzie: kiedyś szczepionka to było to, to, to... Dzisiaj skład szczepionki jest o wiele bardziej złożony, mechanim działania jest zupełnie inny niż kiedyś. Być może lekarz, który dopiero skończył studia, jest na bieżąco z tak precyzyjnymi danymi, ale lekarz, który pracuje w zawodzie przez 10, 15 lat nie zdobywa najnowszej wiedzy z uczelni. Zdobywa ją poprzez szkolenia, wydawnictwa medyczne i profesjonalne artykuły. I tu wracamy do punktu wyjścia - jeżeli artykuł jest pisany pod patronatem firmy - nie chodzi o to, że ma być kłamstwem, oszustwem i manipulacją. Ale zdecydowanie chodzi o to, że pewne aspekty może akcentować bardziej - zwłaszcza, jeżeli lekarz chce się zapoznać z działaniem określonego leku dostępnego na rynku.
Czy niezależne instytucje robią masowo badania nad nowo powstającymi lekami? Które potem opisują w medycznych publikacjach? może profesorowie na wyższych uczelniach? to ostatnie na pewno nie, to co wcześniej - być może, chociaż ja wątpię... Zwłaszcza, że "przepis na lek" ściśle chroniony jest prawem patentowym.
To korporacja - producent, mający własne laboratoria, ma obowiązek zbadać nowopowstały lek, przeprowadzić odpowiednią ilość badań, z wszystkiego się musi rozliczać przed komisją, która zatwierdzi lek do użytku.
Czy Polska prowadzi niezależne badania nad działaniem określonego leku, zanim wprowadzi go na rynek? Oczywiście nie, opiera się wszystko na międzynarodowych umowach.
Wycofuje się leki, których szkodliwość została udowodniona.
Kontrowersyjność szczepionek polega m. in. na tym, że są podawane od tak wczesnego dzieciństwa, że przede wszystkim występuje bardzo duża trudność udowodnienia, jakie zmiany powstały pod wpływem przyjęcia szczepionki.
I tu do głosu dochodzi sama statystyka, cytowana na wykładzie p. Majewskiej: obserwując środowiska dzieci szczepionych i nieszczepionych, zwraca się uwagę na większe ogólne zmniejszenie odporności, częstsze zapadanie na różne choroby i infekcje, oraz inne powikłania u dzieci szczepionych niż nieszczepionych.
To tylko statystyka, żadna pewna informacja, i tak zostaje to podane.
Mnie zainteresowało również to, że statystycznie środowisko dzieci nieszczepionych chorowało w mniejszym stopniu na określoną chorobę, niż dzieci po szczepieniu.
W moim odczuciu to jest realna obserwacja, a nie powielanie kolejnych poglądów, co jest skuteczne i właściwe.
Kolejna rzecz - szczepionka szczepionce nierówna, ilość szczepień w jednym okresie: ma znaczenie, wiek osoby szczepionej - na to wszystko zwraca uwagę p. Majewska, i dla mnie to jest INFORMACJĄ, faktem.
Tak jak napisałam wyżej, mój post nie jest peanem na nieszczepienia. Mam też świadomość, że każdy patrzy ze swojej perspektywy - komuś, komu zmarło dziecko z powodu jakiegoś zaniedbania - np. niezaszczepienia (mogłam/mogłem zrobić to i to!, można było go uchronić, gdybym tylko...) - będzie miał taki sam głęboki żal i poczucie klęski, jak rodzic, który widział, że jego dziecko jest radosne, kontaktowe, po prostu zdrowe, po czym nagle staje się dzieckiem upośledzonym, które przez całe dalsze życie będzie obciążone nabytym kalectwem. To są indywidualne tragedie, ja nie mam odwagi szukać słuszności w którejś ze stron.
Ale z mojego punktu widzenia najważniejsza, bezcenna jest informacja - w oparciu o nią można podejmować decyzję.
A niestety, jednego się nie zmieni - dzieci zawsze będą nosiły na sobie piętno błędów dorosłych - tak było, jest i będzie, bo zawsze to jakiś dorosły będzie za nie odpowiadał, czy to będzie rodzic, czy opiekun prawny, czy funkcjonariusz egzekwujący powinności...
To prawda, autyzm może mieć różnorakie, złożone podłoże, które też do tej pory nie jest w pełni zbadane. Wiele zachowań autystycznych można zaobserwować od niemowlęctwa, i ciężko ocenić, czy był jakiś zewnętrzny czynnik, który wywołał chorobę.
Natomiast w dokumencie, który ja oglądałam, pozycja rodzin była na tyle mocna, że u ich dzieci zaobserwowano zachowania autystyczne (o bardzo skrajnym spektrum, nie zawsze jako tylko wycofanie i unikanie kontaktu) w wieku około 4 lat - bezpośrednio po zastosowaniu jakiejś jednej określonej łączonej szczepionki. Mają bogatą dokumentację wcześniejszego rozwoju swoich dzieci (filmy, zdjęcia), które potwierdzają zeznania rodziców, że wcześniej dzieci rozwijały się prawidłowo - to tyle co do przypisywania autyzmu czynnikom zewnętrznym.
Dodam, że film prezentowała pani będąca pedagogiem specjalnym, pracownikiem akademickim, pracownikiem hospicjum, współautorką wielu opracowań i publikacji na temat zaburzeń rozwoju dzieci, kobieta mądra i wyważona - nie kierująca w stronę: to jest słuszne, albo: to jest błędne, natomiast prezentująca różne kierunki myślenia. Kobieta, która bardzo dużo widziała jeśli chodzi o różnorakie zaburzenia rozwoju dzieci. Dodam, że prezentowany przez nią film i zaznaczenie problemu nie były propagandą w celu nieszczepienia.
To prawda, że pozycja roszczeniowa to kolejna choroba współczesności i tutaj zgadzam się z Tobą, że zachowania ludzkie sięgają absurdów. To irytuje.
Hmm... co do roli przedstawicieli medycznych... Nie będę się z Tobą wykłócała, po prostu jestem rodzinnie "obłożona" środowiskiem okołomedycznym, moja siostra jest przedstawicielem medycznym... Ona w swojej pracy zajmuje się jedną specjalnością, kardiologią - natomiast wszystko, co wiadomo o leku, musi wykuć i wiedzieć. Jeżeli lek jest nowy, wprowadzany na rynek, prezentowany lekarzom - nie mówi o opakowaniach i cenach...Musi wiedzieć, jakie obowiązują inne leki (zamienniki), musi wiedzieć czym się różnią, musi znać charakter działania leków wcześniejszych i jej zadaniem jest przedstawić lekarzowi, na czym polega zmiana leczenia w nowym leku. To ona jest bezpośrednim źródłem wiedzy dla lekarza o leku i jego badaniach laboratoryjnych - lekarz naturalnie również dostaje ulotki i inne informacje, może poczytać o leku w aktualnym wykazie leków, ale najwięcej informacji może dowiedzieć się od przedstawiciela. Może różne firmy mają różnych przedstawicieli, tego nie wiem, ale jej praca na pewno nie polega na roznoszeniu ulotek... Ale mówię - ja nie pracuję w szpitalu, lekarzem nie jestem, więc nie wiem, jak wygląda sprzedaż z innych firm.
Co do nauki o składzie szczepionek na studiach - oczywiście, lekarz musi nauczyć się wiele z budowy leku, składu chemicznego, musi to wszystko wiedzieć. Ale prawdą i faktem jest także, że medycyna w przeciągu zaledwie 20 lat zmieniła się diametralnie. To jest ten fakt, jaki wymienia p. Majewska w swoim wykładzie: kiedyś szczepionka to było to, to, to... Dzisiaj skład szczepionki jest o wiele bardziej złożony, mechanim działania jest zupełnie inny niż kiedyś. Być może lekarz, który dopiero skończył studia, jest na bieżąco z tak precyzyjnymi danymi, ale lekarz, który pracuje w zawodzie przez 10, 15 lat nie zdobywa najnowszej wiedzy z uczelni. Zdobywa ją poprzez szkolenia, wydawnictwa medyczne i profesjonalne artykuły. I tu wracamy do punktu wyjścia - jeżeli artykuł jest pisany pod patronatem firmy - nie chodzi o to, że ma być kłamstwem, oszustwem i manipulacją. Ale zdecydowanie chodzi o to, że pewne aspekty może akcentować bardziej - zwłaszcza, jeżeli lekarz chce się zapoznać z działaniem określonego leku dostępnego na rynku.
Czy niezależne instytucje robią masowo badania nad nowo powstającymi lekami? Które potem opisują w medycznych publikacjach? może profesorowie na wyższych uczelniach? to ostatnie na pewno nie, to co wcześniej - być może, chociaż ja wątpię... Zwłaszcza, że "przepis na lek" ściśle chroniony jest prawem patentowym.
To korporacja - producent, mający własne laboratoria, ma obowiązek zbadać nowopowstały lek, przeprowadzić odpowiednią ilość badań, z wszystkiego się musi rozliczać przed komisją, która zatwierdzi lek do użytku.
Czy Polska prowadzi niezależne badania nad działaniem określonego leku, zanim wprowadzi go na rynek? Oczywiście nie, opiera się wszystko na międzynarodowych umowach.
Wycofuje się leki, których szkodliwość została udowodniona.
Kontrowersyjność szczepionek polega m. in. na tym, że są podawane od tak wczesnego dzieciństwa, że przede wszystkim występuje bardzo duża trudność udowodnienia, jakie zmiany powstały pod wpływem przyjęcia szczepionki.
I tu do głosu dochodzi sama statystyka, cytowana na wykładzie p. Majewskiej: obserwując środowiska dzieci szczepionych i nieszczepionych, zwraca się uwagę na większe ogólne zmniejszenie odporności, częstsze zapadanie na różne choroby i infekcje, oraz inne powikłania u dzieci szczepionych niż nieszczepionych.
To tylko statystyka, żadna pewna informacja, i tak zostaje to podane.
Mnie zainteresowało również to, że statystycznie środowisko dzieci nieszczepionych chorowało w mniejszym stopniu na określoną chorobę, niż dzieci po szczepieniu.
W moim odczuciu to jest realna obserwacja, a nie powielanie kolejnych poglądów, co jest skuteczne i właściwe.
Kolejna rzecz - szczepionka szczepionce nierówna, ilość szczepień w jednym okresie: ma znaczenie, wiek osoby szczepionej - na to wszystko zwraca uwagę p. Majewska, i dla mnie to jest INFORMACJĄ, faktem.
Tak jak napisałam wyżej, mój post nie jest peanem na nieszczepienia. Mam też świadomość, że każdy patrzy ze swojej perspektywy - komuś, komu zmarło dziecko z powodu jakiegoś zaniedbania - np. niezaszczepienia (mogłam/mogłem zrobić to i to!, można było go uchronić, gdybym tylko...) - będzie miał taki sam głęboki żal i poczucie klęski, jak rodzic, który widział, że jego dziecko jest radosne, kontaktowe, po prostu zdrowe, po czym nagle staje się dzieckiem upośledzonym, które przez całe dalsze życie będzie obciążone nabytym kalectwem. To są indywidualne tragedie, ja nie mam odwagi szukać słuszności w którejś ze stron.
Ale z mojego punktu widzenia najważniejsza, bezcenna jest informacja - w oparciu o nią można podejmować decyzję.
A niestety, jednego się nie zmieni - dzieci zawsze będą nosiły na sobie piętno błędów dorosłych - tak było, jest i będzie, bo zawsze to jakiś dorosły będzie za nie odpowiadał, czy to będzie rodzic, czy opiekun prawny, czy funkcjonariusz egzekwujący powinności...