05-02-2013, 23:26
Do Porannej Ciszy ->
Dobrze obiecałam opowiedzieć kolejną opowieść i to właśnie Paranna Cisza mnie do tego nadtchneła.
Wiec ta sytuacja i ta historia jest całkowicie prwadziwa. Wydarzyła się jakieś osiem lat temu w mojej miejscowości. Był sobie chłopiec imienia nie powiem, bo to jest straszna tragedia dla tej rodziny. I jak by się dowiedzieli, że opowiadam ja na forum chyba by mnie zbesztali.
Więc był sobie pewien chłopiec pełen radości i szczęścia dziecięcej zabawy. Każdy go lubił, bo znał go z tego, że biegał wszędzie i było go pełno. Zbierał i kolekcjonował wszystko co się dało. Fanstyczny dzieciak. Ale jego ojciec miał mroczniejsze tajemnice o których i tak każdy wiedział. Polował zwierzyne i zabierał swoich synów na polowania. ;/ Pewnego razu i zabrał go . Było to około 11 w nocy. Było słychac strzały, ale nikt się nie spodziewał tego co sie stało.
Ojciec chłopcu kazał iśc do samochodu, bo myślał, że dzik sie zbliża, a pies go w tym uświadomił. Gdy chłopiec szedł przez kukurydzę zatrzymał się na chwile w niej. Ojciec myslał, że dzieciak jest juz w samochodzie, a pies pokazał pozą , że blisko jest zwierzyna ;/ strzelił nawet się nie zastanawiając... dziecko dostało strzał między oczy ... smierc na miejscu ... Boże do tej pory zbierają mi się łzy w oczach. Cały tył głowy miał roztrzaskany tak, że go wcale nie było. Wiem bo widziałam
jak leżał na poduszeczce w trumnie
Jego największym pragnieniem było to by iść do pierwszej komunii świętej. Ehhh nie zdążył. Za kilka po tym wszystkim przyszedł on do mojej koleżanki i powiedział by przekazała, że sie nie gniewa na brata, że się z nim pokłócił i że nie jest na niego zły ( gdzie nikt o tym nie wiedział tylko jego brat ), powiedział by za nim tak nie płakali, bo mu jest tak bardzo dobrze ;/ przyszedł do niej taki jak został pochowany.
Dwa tygodnie potem. Mama mojej koleżanki rano paliła papierosa na balkonie, a on jak by nigdy nic przyjechał do nich jak zawsze rano po chleb na tym swoim zielonym składaczku z chorongiewkami z tyłu. Ona do niego - a co Ty tak z rana jeździsz, a on - po chleb przyjechałem, ona jak by nigdy nic wzieła ten chleb i wyszła z domu. a on się usmiechnął i odjechał machając ręką, potem dopiero uświadomiła sobie, że przecież on nie żyje.
Za rok w jego rocznice śmierci, jego dobry kolega zobaczył go na łące i woł go chodź ! a on że nie może bo jest sam w domu z siostrą, chodź do Nas !!! A on ja nie mogę i rozpłynoł się ....
Tak mi szkoda tego malucha ...



Dobrze obiecałam opowiedzieć kolejną opowieść i to właśnie Paranna Cisza mnie do tego nadtchneła.
Wiec ta sytuacja i ta historia jest całkowicie prwadziwa. Wydarzyła się jakieś osiem lat temu w mojej miejscowości. Był sobie chłopiec imienia nie powiem, bo to jest straszna tragedia dla tej rodziny. I jak by się dowiedzieli, że opowiadam ja na forum chyba by mnie zbesztali.
Więc był sobie pewien chłopiec pełen radości i szczęścia dziecięcej zabawy. Każdy go lubił, bo znał go z tego, że biegał wszędzie i było go pełno. Zbierał i kolekcjonował wszystko co się dało. Fanstyczny dzieciak. Ale jego ojciec miał mroczniejsze tajemnice o których i tak każdy wiedział. Polował zwierzyne i zabierał swoich synów na polowania. ;/ Pewnego razu i zabrał go . Było to około 11 w nocy. Było słychac strzały, ale nikt się nie spodziewał tego co sie stało.



Jego największym pragnieniem było to by iść do pierwszej komunii świętej. Ehhh nie zdążył. Za kilka po tym wszystkim przyszedł on do mojej koleżanki i powiedział by przekazała, że sie nie gniewa na brata, że się z nim pokłócił i że nie jest na niego zły ( gdzie nikt o tym nie wiedział tylko jego brat ), powiedział by za nim tak nie płakali, bo mu jest tak bardzo dobrze ;/ przyszedł do niej taki jak został pochowany.
Dwa tygodnie potem. Mama mojej koleżanki rano paliła papierosa na balkonie, a on jak by nigdy nic przyjechał do nich jak zawsze rano po chleb na tym swoim zielonym składaczku z chorongiewkami z tyłu. Ona do niego - a co Ty tak z rana jeździsz, a on - po chleb przyjechałem, ona jak by nigdy nic wzieła ten chleb i wyszła z domu. a on się usmiechnął i odjechał machając ręką, potem dopiero uświadomiła sobie, że przecież on nie żyje.
Za rok w jego rocznice śmierci, jego dobry kolega zobaczył go na łące i woł go chodź ! a on że nie może bo jest sam w domu z siostrą, chodź do Nas !!! A on ja nie mogę i rozpłynoł się ....
Tak mi szkoda tego malucha ...