22-06-2011, 23:19
Opowiem wam dziwną historię, jedni twierdzą, że prawdziwa inni, że nie, usłyszałam ją od Taty, który był artystyczną duszą, malował piękne obrazy i zawsze koloryzował swoje opowieści, godzinami mogłam słuchać.
Nie oszukasz przeznaczenia.
Opowiadał, że w pewnej wsi, jakoś po I wojnie światowej, w ubogim gospodarstwie miało na świat przyjść dziecko, rodzice długo wyczekiwali na potomstwo, więc będąc bardzo religijni często modlili się w kościele o pomyślność w tej sprawie. Szczęśliwie udało im się i z utęsknieniem czekali na dziecko, mijały miesiące i coraz bliżej było do porodu.
Gdy nadszedł oczekiwany dzień mąż na krok nie opuszczał żony, posłał po akuszerkę, która miała być przy ciężarnej żonie przez dzień i noc przed spodziewanym porodem, sam niestety musiał zająć się gospodarstwem.
Tak więc po całym dniu pracy w gospodarstwie i czuwaniu przy żonie, poszedł odpocząć do alkierza, a przy żonie została akuszerka, ot właściwie to taka babka, która odbierała porody i zajmowała się ziołolecznictwem.
Był już późny wieczór, a właściwie noc, usłyszał jakieś zamieszanie, wstał poszedł do izby, gdzie leżała żona, ale ta babka powiedziała mu, że chyba w nocy się urodzi dziecko, jednak kazała mu wyjść i pomodlić się.
Tak też zrobił, następnie czekał, nic się nie działo, więc położył się, jednak nie mógł zasnąć, było ciemno w alkierzu, leżał z zamkniętymi oczami i w pewnej chwili choć nikogo nie ma w pomieszczeniu słyszy głos, który mówi:
- Czy już czas?
Na to drugi głos odpowiada:
- Nie jeszcze nie czas.
Otworzył oczy, ale niego prócz niego nie było, poszedł sprawdzić do żony, a ona spała.
Wrócił, położył się i starał zasnąć, gdy po jakiejś godzinie znów słyszy głosy, jeden pyta:
-Czy już czas?
Drugi odpowiada:
- Jeszcze nie czas.
Zaciekawiony udawał, że śpi i przysłuchuje się tym głosom, jak po godzinie znów słyszy:
- Czy już czas?
- Już czas.
I nagle usłyszał płacz dziecka, pobiegł do izby, gdzie była żona i zobaczył jak akuszerka podaje żonie dziecko, to był syn, uradowani i szczęśliwi cieszyli się dzieckiem, po czym oboje zmęczeni zasnęli.
W pewnej chwili budzi tego męża głos, słyszy:
-Już się urodziło.
- Co się urodziło?
- Chłopak.
- Oj, to źle, jak skończy 11 lat utopi się w studni...
Głosy zamilkły, a ten mąż nie mógł zmrużył oka do rana.
Rano wstał i rozmyślał nad tym co słyszał w nocy, ale nic żonie nie mówił, nie chciał ej denerwować.
Mijały lata, chłopiec rósł jak na drożdżach, właśnie zbliżały się jego 11 urodziny, ojciec zakryć studnię mocną płachtą, tak by dziecko tam nie wpadło, żona się dziwiła co on robi, ale wytłumaczył jej, że to dla tego, by igły sosnowe do studni nie leciały (w tamtych czasach korzystano ze studzien, gdzie wodę wyciągano żurawiem).
Rodzice w dzień urodzin zaprosili gości by uczcić 11 urodziny syna, wszyscy świetnie się bawili, synek dokazywał z rówieśnikami, gdy nagle nie wiadomo czemu pędem pobiegł do studni, jakby ktoś mu kazał i rzucił się na nią, a że była rozpięta płachta, więc tylko się odbił i nic się nie stało, nie potrafił powiedzieć czemu tak się zachował, mówił, że coś mu kazało tom biec i się rzucić.
Ojciec w głębi serca ucieszył się, że udało mu się nie dopuścić do tragedii, o której słyszał z głosów, dalej świętowali urodziny.
Gdy już się zmierzchało gości zaczęli się rozchodzić, a domownicy szykowali się na spoczynek.
Ojciec musiał jeszcze bydło napoić przed nocą, a syn już był w łóżku, żona sprzątała w kuchni.
Ojciec wziął wiadro i poszedł nabrać wody ze studni, odkrył plandekę, zaczerpnął wody i zaniósł zwierzakom, uradowany, że najgorsze nieszczęście za nim, udało się nie dopuścić do tragedii, gdy nagle słyszy przeraźliwy krzyk żony, biegnie i oczom nie wierzy, syn, który już prawie spał, jak opowiada żona, ni z tego ni z owego poderwał się z łóżka i biegiem wybiegł z domu, matka za nim, zdążył tylko zobaczyć jak rzuca się do studni...
Ojciec zrozumiał wtedy, że nie można oszukać przeznaczenia, nie wie kim były głosy, ale wie, że nie należały do nikogo z domowników czy znajomych. Opowiedział żonie całą historię, rano poszli do kościoła, gzie dali na mszę za syna.
Ot taka historia, jaką usłyszałam, coś w tym jest, przeznaczenie zawsze upomni się o swoje.
Nie oszukasz przeznaczenia.
Opowiadał, że w pewnej wsi, jakoś po I wojnie światowej, w ubogim gospodarstwie miało na świat przyjść dziecko, rodzice długo wyczekiwali na potomstwo, więc będąc bardzo religijni często modlili się w kościele o pomyślność w tej sprawie. Szczęśliwie udało im się i z utęsknieniem czekali na dziecko, mijały miesiące i coraz bliżej było do porodu.
Gdy nadszedł oczekiwany dzień mąż na krok nie opuszczał żony, posłał po akuszerkę, która miała być przy ciężarnej żonie przez dzień i noc przed spodziewanym porodem, sam niestety musiał zająć się gospodarstwem.
Tak więc po całym dniu pracy w gospodarstwie i czuwaniu przy żonie, poszedł odpocząć do alkierza, a przy żonie została akuszerka, ot właściwie to taka babka, która odbierała porody i zajmowała się ziołolecznictwem.
Był już późny wieczór, a właściwie noc, usłyszał jakieś zamieszanie, wstał poszedł do izby, gdzie leżała żona, ale ta babka powiedziała mu, że chyba w nocy się urodzi dziecko, jednak kazała mu wyjść i pomodlić się.
Tak też zrobił, następnie czekał, nic się nie działo, więc położył się, jednak nie mógł zasnąć, było ciemno w alkierzu, leżał z zamkniętymi oczami i w pewnej chwili choć nikogo nie ma w pomieszczeniu słyszy głos, który mówi:
- Czy już czas?
Na to drugi głos odpowiada:
- Nie jeszcze nie czas.
Otworzył oczy, ale niego prócz niego nie było, poszedł sprawdzić do żony, a ona spała.
Wrócił, położył się i starał zasnąć, gdy po jakiejś godzinie znów słyszy głosy, jeden pyta:
-Czy już czas?
Drugi odpowiada:
- Jeszcze nie czas.
Zaciekawiony udawał, że śpi i przysłuchuje się tym głosom, jak po godzinie znów słyszy:
- Czy już czas?
- Już czas.
I nagle usłyszał płacz dziecka, pobiegł do izby, gdzie była żona i zobaczył jak akuszerka podaje żonie dziecko, to był syn, uradowani i szczęśliwi cieszyli się dzieckiem, po czym oboje zmęczeni zasnęli.
W pewnej chwili budzi tego męża głos, słyszy:
-Już się urodziło.
- Co się urodziło?
- Chłopak.
- Oj, to źle, jak skończy 11 lat utopi się w studni...
Głosy zamilkły, a ten mąż nie mógł zmrużył oka do rana.
Rano wstał i rozmyślał nad tym co słyszał w nocy, ale nic żonie nie mówił, nie chciał ej denerwować.
Mijały lata, chłopiec rósł jak na drożdżach, właśnie zbliżały się jego 11 urodziny, ojciec zakryć studnię mocną płachtą, tak by dziecko tam nie wpadło, żona się dziwiła co on robi, ale wytłumaczył jej, że to dla tego, by igły sosnowe do studni nie leciały (w tamtych czasach korzystano ze studzien, gdzie wodę wyciągano żurawiem).
Rodzice w dzień urodzin zaprosili gości by uczcić 11 urodziny syna, wszyscy świetnie się bawili, synek dokazywał z rówieśnikami, gdy nagle nie wiadomo czemu pędem pobiegł do studni, jakby ktoś mu kazał i rzucił się na nią, a że była rozpięta płachta, więc tylko się odbił i nic się nie stało, nie potrafił powiedzieć czemu tak się zachował, mówił, że coś mu kazało tom biec i się rzucić.
Ojciec w głębi serca ucieszył się, że udało mu się nie dopuścić do tragedii, o której słyszał z głosów, dalej świętowali urodziny.
Gdy już się zmierzchało gości zaczęli się rozchodzić, a domownicy szykowali się na spoczynek.
Ojciec musiał jeszcze bydło napoić przed nocą, a syn już był w łóżku, żona sprzątała w kuchni.
Ojciec wziął wiadro i poszedł nabrać wody ze studni, odkrył plandekę, zaczerpnął wody i zaniósł zwierzakom, uradowany, że najgorsze nieszczęście za nim, udało się nie dopuścić do tragedii, gdy nagle słyszy przeraźliwy krzyk żony, biegnie i oczom nie wierzy, syn, który już prawie spał, jak opowiada żona, ni z tego ni z owego poderwał się z łóżka i biegiem wybiegł z domu, matka za nim, zdążył tylko zobaczyć jak rzuca się do studni...
Ojciec zrozumiał wtedy, że nie można oszukać przeznaczenia, nie wie kim były głosy, ale wie, że nie należały do nikogo z domowników czy znajomych. Opowiedział żonie całą historię, rano poszli do kościoła, gzie dali na mszę za syna.
Ot taka historia, jaką usłyszałam, coś w tym jest, przeznaczenie zawsze upomni się o swoje.