17-12-2013, 13:06
Ma_ewa. Smutna ta historia z mamą...
Może tak jej było łatwiej?
Powracając do tego wybaczania...
Bo my czasami pielęgnujemy nasze krzywdy, podsycamy, karmimy...
Kijaszkujemy - robimy takie psychiczne sepuku a'la Syzyf
Od nowa, od nowa, kijek w brzuch i kręcimy...
Nakręcając się...
Moim sposobem jest m.in. szukanie powodów dla których coś się stało, nie tych, które do tego doprowadziły - nie przyczyn, ale spraw, rzeczy, zjawiski, które mogły zaistnieć dzieki tej krzywdzie...
Bo niemal zawsze okazuje się, że coś złego się dzieje by coś innego mogło być przepracowane lub mogło się wydarzyć - jeśli tylko sobie pozwolimy...
To widać dopiero z perspektywy czasu...
I, że jeśli dobrze się zastanowimy, wielu "krzywd" mogliśmy uniknąć...
Gdyby nasze wcześniejsze wybory były inne...
Zadośćuczynienie jest częścią procesu samonaprawczego...
Jak pokazuje najgenialniejsza w katolicyźmie rzecz czyli 5 warunków dobrej spowiedzi.
Z zlaicyzowanej formie...
1. Rachunek sumienia - bo musimy zrozumieć i przyznać przed sobą, że zrobiliśmy źle...
2. Żal za grzechy - musimy POCZUĆ, że efekty naszych czynów były dla kogoś krzywdzące.
3. Mocne postanowienie poprawy - kiedy pojąwszy poprzednie obiecujemy sobie, że tego nie zrobimy ponownie.
4. Szczera spowiedź - rozmowa z pokrzywdzonym, kiedy szczerze mówimy o tym co w pkt.1,2,3.
5. Zadość uczynienie czyli wynagrodzenie krzywd...
Tych 5 punktów dotyczy krzywdziciela.
A wybaczamy dla samego wybaczenia...
Nie po zadośćuczynieniu...
I dla siebie, żeby się pod krzywdami nie uginać, nie dać się im zdusić, stłamsić...
Bo kiedy nie wybaczamy, to nie dość, że doznaliśmy krzywdy, to jeszcze sobie sami dokładamy.
Te złe emocje, które są w nas uderzają w NAS samych a nie w krzywdziciela.
I NAS niszczą....
A my siebie powinniśmy KOCHAĆ...
Nie mówię, że to łatwe...
Ale... PRAKTYKA CZYNI MISTRZA
Ps. Oczywiście, że wspaniale gdy nasze wybaczenie idzie w parze z zadośćuczynieniem krzywdziciela
Choc to nieczęsto się zdarza... I nie ma sensu robić z tego tragedii...
Może tak jej było łatwiej?
Powracając do tego wybaczania...
Cytat:Dla mnie jednak jest różnica między świadomym wybaczeniem, a zmuszeniem sie do zapomnienia o czymś, całkowitym wyparciem ze świadomości emocji czy traumatycznych zdarzeń. Niekiedy te pojęcia są mylone lub stosowane zamiennie. Wybaczanie jest procesem, zapominanie -czynnością umysłu.Kiedy pisałam o niepozostawaniu więźniem własnych emocji, miałam na myśli konieczność "puszczenia" tych złych...
Bo my czasami pielęgnujemy nasze krzywdy, podsycamy, karmimy...
Kijaszkujemy - robimy takie psychiczne sepuku a'la Syzyf

Od nowa, od nowa, kijek w brzuch i kręcimy...
Nakręcając się...
Moim sposobem jest m.in. szukanie powodów dla których coś się stało, nie tych, które do tego doprowadziły - nie przyczyn, ale spraw, rzeczy, zjawiski, które mogły zaistnieć dzieki tej krzywdzie...
Bo niemal zawsze okazuje się, że coś złego się dzieje by coś innego mogło być przepracowane lub mogło się wydarzyć - jeśli tylko sobie pozwolimy...

To widać dopiero z perspektywy czasu...
I, że jeśli dobrze się zastanowimy, wielu "krzywd" mogliśmy uniknąć...

Gdyby nasze wcześniejsze wybory były inne...
Cytat:Zadośćuczynienie to jest jeden z warunków wybaczeniaMiriamku, tu się nie zgodzę...
Zadośćuczynienie jest częścią procesu samonaprawczego...
Jak pokazuje najgenialniejsza w katolicyźmie rzecz czyli 5 warunków dobrej spowiedzi.
Z zlaicyzowanej formie...
1. Rachunek sumienia - bo musimy zrozumieć i przyznać przed sobą, że zrobiliśmy źle...
2. Żal za grzechy - musimy POCZUĆ, że efekty naszych czynów były dla kogoś krzywdzące.
3. Mocne postanowienie poprawy - kiedy pojąwszy poprzednie obiecujemy sobie, że tego nie zrobimy ponownie.
4. Szczera spowiedź - rozmowa z pokrzywdzonym, kiedy szczerze mówimy o tym co w pkt.1,2,3.
5. Zadość uczynienie czyli wynagrodzenie krzywd...
Tych 5 punktów dotyczy krzywdziciela.
A wybaczamy dla samego wybaczenia...
Nie po zadośćuczynieniu...
I dla siebie, żeby się pod krzywdami nie uginać, nie dać się im zdusić, stłamsić...
Bo kiedy nie wybaczamy, to nie dość, że doznaliśmy krzywdy, to jeszcze sobie sami dokładamy.
Te złe emocje, które są w nas uderzają w NAS samych a nie w krzywdziciela.
I NAS niszczą....
A my siebie powinniśmy KOCHAĆ...
Nie mówię, że to łatwe...
Ale... PRAKTYKA CZYNI MISTRZA

Ps. Oczywiście, że wspaniale gdy nasze wybaczenie idzie w parze z zadośćuczynieniem krzywdziciela
