16-02-2014, 17:15
Myślę, że ja mogę opowiedzieć ciekawą historię. Przydarzyła się ona mnie i dwóm moim kolegom w czasie pełni. Niedaleko za naszym miastem mamy pola przy rzece. Są dzikie, zarośnięte, a pośrodku pola rośnie wielkie drzewo. Jest bardzo malowniczo, ale w nocy, gdy podnosi się mgła, można się przestraszyć. Kilka osób twierdziło, że widziało wisielców zwisających z konarów drzew, ale inni twierdzą, że to tylko dziwnie powyginane gałązki tworzą taką iluzję.
Pewnej nocy chcieliśmy nagrać to piękne zjawisko - ten moment gdy mgła zaczyna się unosić. Niebo było bezchmurne, księżyc był w pełni. Wszystko nam sprzyjało. Ustawiliśmy odpowiednio kamerę i zaczęliśmy kręcić. W momencie, gdy mgła zaczynała być tak duża, że chowała wszystko przed nami w promieniu dziesięciu metrów usłyszeliśmy płacz dziecka.
Wystraszyliśmy się oczywiście. Zaczęliśmy szeptać między sobą, co to może być. Ktoś powiedział że może koza się zabłąkała z pobliskich gospodarstw. A może to kot tak dziwnie miauczy. Z pewnością musi to być jakieś zwierzę.
- A co, jeśli nie? - zapytała i porwałam latarkę. Złapaliśmy się wszyscy za ręce, żeby nie zgubić się we mgle, gdyby zdarzyło się coś strasznego i ostrożnie ruszyliśmy ku dźwiękowi płaczu dziecka. Z nerwami na postronki szłam pierwsza, świecąc wokoło, by moi przyjaciele nie zorientowali się jak bardzo się boję. Oni szli za mną, bo trzymali sprzęt. Tylko ja miałam wolne ręce.
Dźwięk płaczącego dziecka ustał, zamiast tego usłyszeliśmy "ciiiiii" wymruczane niecierpliwym męskim głosem. A po chwili dziecko rozpłakało się jeszcze bardziej. Najechaliśmy latarką na to miejsce i zauważyliśmy.... namiot. A w środku rodziców, próbujących ululać dziecko do snu.
Musieliśmy obudzić niemowlę, kiedy rozmawialiśmy podczas kręcenia ujęć. I założę się, że ta rodzina bała się nas bardziej, niż my ich
Pewnej nocy chcieliśmy nagrać to piękne zjawisko - ten moment gdy mgła zaczyna się unosić. Niebo było bezchmurne, księżyc był w pełni. Wszystko nam sprzyjało. Ustawiliśmy odpowiednio kamerę i zaczęliśmy kręcić. W momencie, gdy mgła zaczynała być tak duża, że chowała wszystko przed nami w promieniu dziesięciu metrów usłyszeliśmy płacz dziecka.
Wystraszyliśmy się oczywiście. Zaczęliśmy szeptać między sobą, co to może być. Ktoś powiedział że może koza się zabłąkała z pobliskich gospodarstw. A może to kot tak dziwnie miauczy. Z pewnością musi to być jakieś zwierzę.
- A co, jeśli nie? - zapytała i porwałam latarkę. Złapaliśmy się wszyscy za ręce, żeby nie zgubić się we mgle, gdyby zdarzyło się coś strasznego i ostrożnie ruszyliśmy ku dźwiękowi płaczu dziecka. Z nerwami na postronki szłam pierwsza, świecąc wokoło, by moi przyjaciele nie zorientowali się jak bardzo się boję. Oni szli za mną, bo trzymali sprzęt. Tylko ja miałam wolne ręce.
Dźwięk płaczącego dziecka ustał, zamiast tego usłyszeliśmy "ciiiiii" wymruczane niecierpliwym męskim głosem. A po chwili dziecko rozpłakało się jeszcze bardziej. Najechaliśmy latarką na to miejsce i zauważyliśmy.... namiot. A w środku rodziców, próbujących ululać dziecko do snu.
Musieliśmy obudzić niemowlę, kiedy rozmawialiśmy podczas kręcenia ujęć. I założę się, że ta rodzina bała się nas bardziej, niż my ich