Kiedyś... jak żył jeszcze mój św. pamięci dziadek Jan opowiedział mnie pewna historie i opowiada do dziś mnie to tez moja mama bo wtedy była z nim ( a była jeszcze dzieckiem) jak pewnego dnia postanowiła pojechać z swoim tata ( a moim dziadkiem) koniem Kasztanem ( bo był piekny młody czarny ogier, ja go niestety tylko podziwiam na zdjeciach) zaprzegnietym do wozu z kołami z drewna a nie gumowce od żuka czy Nysy
( bo to było schyłek lat 40, początki władzy ludowej ) do kamieniołomu po biały wapień na budowe nowego domu... odalonego od gospodrastwa jakieś 30 kilometry, wyjechali rano ok. godziny 8... gdy już tam dotarli i moj dziadek zaladował kamień , wtedy był już wieczór , robiło się ciemno, zaczeło padać a własciwie rozszalała sie już burza, gdy wracali zaraz za tym kamieniołomem, droga wlekła się przez 8 kilometrów przez ciemny, gęsty las, Niemcy-okupanci podczas wojny bali się tam w chodzić, miejscowa ludnosc z pobliskich wsi tez, bo podobno to było miejsce przeklete, widywano tam duchy, zjawy , diabły... zwłaszcza wieczorami, ale za to nasi dzielni partyzanci z AK dawali równo w kość Niemieckiemu i Radzieckiemu najeźdźcy i niczego się nie bali w tym lesie
gdy wjeżdżali już prawie z lasu ( mieli niecały 1kilometr) w strugach deszczu i grzmotów piorunów ( a wiadomo ze las podczas burzy jest bezpieczniejszy od przebywania na otwartym polu w wysokim punkcie) przy zapalonych lampach naftowych przykryci mokrym kocem , nagle usłyszeli jak ktoś lub coś wskauje przez burte na wóz - z tyłu- jakaś mała postac w kapeluszu i cos mruczała po łacinie i było czuć dym od fajki, mój dziadek był przerażony moja mama też, ale nie odzywali się tylko jechali dalej jak by nigdy nic i odmawiali w myslach modlitwe, koń był wtedy pobudzony, zawyczaj był spokojny podczas burz, siła przyzwyczajenia z pastwiska... gdy wyjechali z lasu na łaki postać zeskoczyła i znikła w ciemnościach i wtedy moj dziadek poczoł uderzenie w plecy jak by go ktos walnol decha, a moja mama dziwna swiatłość za nim i za sobą... on upadł z ławki na podłoge wozu kalecza sobie skroń o kan burty... koń zaczoł się wierzgać ale nie zerwał się z dyszla... po jakim czasie burza uspokoiła się, koń też, bo moja mama przytrzymała go za lejce... dziadek tez z bólem w plecach wrocil do świata żywych po utracie przytomności, jak moja mam pytala przerażona sie co to było on odpowiedział że jakiś upiór, najprawdopodobnie diabeł... a ta swiatłosć to był piorun i że mieli szczeście...
wrócili dopiero do domu nad ranem...
Rodzinne strony mojej mamy to jest kopalnia opowieści o tej tematyce, i w ogóle fajnie sie gada i slucha takich opoieści od starych ludzi, których już niestety ubywa...
od strony mojego śp. taty raczej nie, bo tam powiewa Niemcami
hehehe... nie dyskryminujcie mnie za to ze ma w 50% naszywke made in Österreich... nooO tak jakos wyszło
i przepraszam ze powialo zonwu histerią tzn. historia