01-04-2018, 13:32
W te wyjątkowe, Wielkanocne Święta ( 2018 r. ) - pozwolę sobie napisać coś innego ( założyć nietypowy temat ) .
Podobno - na śmierć nikt nie jest przygotowany
Przecież wszyscy umrzemy, wcześniej , czy później.
Śmierć - wiąż jest dla nas tematem tabu. Ludzie się jej boją.
Wierzący niby wiedzą, że po tej drugiej stronie coś jest, że wszyscy się tam spotkamy. Ale zderzenie ze śmiercią zawsze jest szokiem.
Świadomość, że ktoś jeszcze przed chwilą chodził, mówił, a nagle jest martwym, zimnym ciałem – wstrząsa nami.
Nikt nigdy nie jest przygotowany na śmierć bliskiej osoby, nawet jeśli ta długo chorowała – mówi Marta Drzewiecka, właścicielka sieci zakładów pogrzebowych i krematorium Gloria we Wrocławiu.
Jej opowieści o śmierci i o tym, jak żegnają odchodzących bliskich Polacy, wysłuchała Edyta Brzozowska.
Ciało człowieka spala się w godzinę. Popiół, który zostaje po każdym z nas waży około dwóch kilogramów i mieści się w niewielkiej urnie
Najbardziej przeżywam, kiedy muszę zorganizować pochówek dziecka. Zawsze wtedy płaczę. Niby to nieprofesjonalne, ale trudno się powstrzymać
Obcowanie ze zmarłymi nauczyło mnie jednej ważnej rzeczy: trzeba się cieszyć każdą chwilą i czerpać z życia ile się da.
Zorganizowałam ponad szesnaście tysięcy pogrzebów.
Ze zmarłymi obcuję codziennie. Są tuż obok, w chłodni za ścianą mojego biura.
Każda lodówka, w której leży zmarły, ma zainstalowaną od wewnątrz klamkę.
Tak na wszelki wypadek, w razie gdyby nieboszczyk cudem ożył i chciał wyjść. Ale w mojej firmie jeszcze nigdy się to nie zdarzyło.
Doglądam zmarłych, aby wiedzieć jakie zabiegi przy nich wykonać: o czym poinformować rodzinę, przed czym ją uprzedzić. Nie boję się nieżywych, przyzwyczaiłam się do nich. Muszę przecież przygotować ich do pożegnania z bliskimi.
Z martwym ciałem cudów zrobić się nie da.
Po śmierci ciało jest myte w specjalnej sali. Jest tam stół oraz prysznic do mycia zmarłego. Osobno są chłodnie i pokój, w którym robimy nieboszczykom makijaż, ubieramy zwłoki.
Ciało człowieka po śmierci się zmienia i cudów zrobić się z nim nie da. Zależy na co człowiek umarł.
Rany po śmierci oczywiście już się nie goją, więc jeśli zmarły wcześniej przeszedł operację, to szwów nie da się całkiem ukryć. Jeśli chorował na nowotwór, to po twarzy widać umęczenie chorobą i chemią, którą go leczono.
Niektóre kosmetyki są tylko dla zmarłych. Puder ma specjalny skład i konsystencję musu, który daje się łatwo rozprowadzić po zimnej skórze. Podkład wyrównujący nakładamy gąbką, żeby na twarzy nie było cieni i plam, żeby skóra nie była blada. Róż, szminki, lakiery do paznokci kupujemy w zwykłych drogeriach, mamy sprawdzone marki.
Jeśli ktoś sobie życzy, wykonujemy makijaż kolorowy. Ale przeważnie odradzamy. Kobieta, która za życia mocno się malowała jaskrawymi cieniami i pomadką, po śmierci w takim makijażu wyglądałaby groteskowo.
Nieraz sam makijaż nie wystarcza. Jeśli ktoś umarł nagle i leżał długo twarzą do podłoża, wtedy cała krew, która już nie krąży, zbiera się w najniższym miejscu ciała. Tworzą się plamy opadowe i twarz staje się sina albo granatowo-purpurowa. Wtedy nakładamy specjalne okłady, żeby ją wybielić. Dopiero potem robimy makijaż.
Bliscy często przynoszą zdjęcie osoby zmarłej z lat młodości i chcą, żeby tak wyglądała w trumnie. Tłumaczę, że to się nie uda. Czasem rodzina chce, żeby pięknie uczesać mamę czy babcię.
Ale fryzury eleganckiej kobiety, jaką była za życia, nie da się odtworzyć na nieboszczce. Bo jej włosy też nie żyją. Nie da się ich nakręcić lokówką ani na wałki, trudno je ufarbować. Mamy fryzjera, który podejmuje się ułożenia włosów, ale efekt jest nietrwały.
Ludzie często wkładają do trumny różne przedmioty: okulary, fotografię, papierosy, piersióweczkę.
Komfort ostatniego obcowania.
Zdarza się, że bliscy sami chcą krewnego przygotować do złożenia w trumnie. Uprzedzam wtedy, że wcześniej musimy zabezpieczyć naturalne otwory ciała specjalnymi preparatami, granulkami. W momencie, kiedy ciało przestaje funkcjonować, może pociec krew która już nie krzepnie, wydostają się płyny ustrojowe. Zależy mi, żeby rodzina miała komfort ostatniego obcowania z bliskim bez przykrych niespodzianek.
Często zdarzają się osoby zaniedbane. Pamiętam, jak przywieziono nam ciało starszego pana. Był brudny, zarośnięty, z długimi paznokciami. Tak go przygotowaliśmy do pożegnania z bliskimi, że wyglądał zupełnie inaczej. Elegancki, ogolony, w garniturze.
Rodzina poznała go dopiero po tatuażu na przedramieniu.
Trudno przygotować do pogrzebu człowieka, który ginie w wypadku. Jego ciało jest często zmasakrowane. Dodatkowo zawsze pozszywane po sekcji. Rekonstruujemy to zdeformowane ciało, twarz. Dziś są takie narzędzia i materiały, które to umożliwiają. Wszystko potrafimy odtworzyć: ucho, nos, rękę.
Zdarza się, że balsamujemy ciała. Pozbawiamy je wtedy płynów ustrojowych, krwi i zastępujemy chemiczną mieszaniną, którą się wpompowuje. Dzięki chemii ciało nie gnije, a skóra wygląda różowo, naturalnie. Jest dość drogi zabieg. Do tej pory robiliśmy go na prośbę rodzin obcokrajowców, którzy zmarli w Polsce.
Nieraz rodziny nie chcą, żeby cokolwiek robić z ciałami zmarłych, bo zwłoki i tak zaraz zostaną spalone. Ale identyfikacja osoby przed kremacją i tak zawsze musi się odbyć. Takie są przepisy.
Zawsze wtedy radzę, żeby mimo wszystko przygotować ciało do ostatniego spotkania z bliskimi w sali pożegnań, a nie w chłodni. Bo już samo wejście do niej i widok trzydziestu lodówek z nieboszczykami w środku są dostatecznie traumatyczne. I wysuwające się na tacy ciało osoby najbliższej, zapakowane w worek sanitarny, może być szokiem. Lepiej sobie takiego pożegnania oszczędzić.
Bywa i tak, że ciała nie można okazać rodzinie. Czasem zmarłego odnaleziono po długim czasie i proces rozkładu był na takim etapie, że widok jest wstrząsający, a zapach nieprzyjemny. Odradzam wtedy pożegnanie w otwartej trumnie. W takich przypadkach proponuję obserwowanie wprowadzenia trumny do kremacji w specjalnym pokoju z oknem.
Ciało człowieka pali się godzinę.
Długo zabiegałam, aby mieć w firmie krematorium. Jest bardzo nowoczesne, sterowane komputerowo. Ciało człowieka spala się w godzinę. Ale nie całe. Czaszka oraz kości udowe są grube i mimo ogromnej temperatury w piecu, nie spalają się do końca. Trzeba je rozdrobnić w specjalnym młynku. Popiół, który zostaje po każdym z nas waży około dwóch kilogramów i mieści się w niewielkiej urnie.
Najbardziej przeżywam, kiedy muszę zorganizować pochówek dziecka. Zawsze wtedy płaczę. Niby to nieprofesjonalne, ale trudno się powstrzymać. Ale też kiedy przychodzi babuleńka i opowiada o swoim zmarłym mężu: jakim był dobrym człowiekiem – to wtedy płaczemy obie.
Cieszmy się każdą chwilą
Ja i moi pracownicy jesteśmy pierwszymi osobami przyjmującymi żal, smutek, czasem pretensje ludzi, którzy nie mogą pogodzić się z tym, że właśnie zmarł ktoś bliski. Niekiedy to osoby zupełnie samotne i ze swego bólu mogą się zwierzyć tylko nam. Jest mi miło, kiedy rodziny żegnające zmarłych dziękują mi, że ich mama czy babcia w trumnie wyglądała spokojnie.
Tak jakby spała. Dla rodziny, bliskich to ważne. Oznacza, że już nie boli, cierpienie się skończyło.
Przez lata pracy - powiedziała Marta Drzewiecka - wysłucham wielu pasjonujących historii z życia zmarłych, które byłyby świetnym scenariuszem dla setki filmów.
A obcowanie ze zmarłymi nauczyło mnie jednej ważnej rzeczy:
Trzeba się cieszyć każdą chwilą i czerpać z życia, ile się da.
Źródło: Onet
Marta Drzewiecka
Mikesz
Podobno - na śmierć nikt nie jest przygotowany
Przecież wszyscy umrzemy, wcześniej , czy później.
Śmierć - wiąż jest dla nas tematem tabu. Ludzie się jej boją.
Wierzący niby wiedzą, że po tej drugiej stronie coś jest, że wszyscy się tam spotkamy. Ale zderzenie ze śmiercią zawsze jest szokiem.
Świadomość, że ktoś jeszcze przed chwilą chodził, mówił, a nagle jest martwym, zimnym ciałem – wstrząsa nami.
Nikt nigdy nie jest przygotowany na śmierć bliskiej osoby, nawet jeśli ta długo chorowała – mówi Marta Drzewiecka, właścicielka sieci zakładów pogrzebowych i krematorium Gloria we Wrocławiu.
Jej opowieści o śmierci i o tym, jak żegnają odchodzących bliskich Polacy, wysłuchała Edyta Brzozowska.
Ciało człowieka spala się w godzinę. Popiół, który zostaje po każdym z nas waży około dwóch kilogramów i mieści się w niewielkiej urnie
Najbardziej przeżywam, kiedy muszę zorganizować pochówek dziecka. Zawsze wtedy płaczę. Niby to nieprofesjonalne, ale trudno się powstrzymać
Obcowanie ze zmarłymi nauczyło mnie jednej ważnej rzeczy: trzeba się cieszyć każdą chwilą i czerpać z życia ile się da.
Zorganizowałam ponad szesnaście tysięcy pogrzebów.
Ze zmarłymi obcuję codziennie. Są tuż obok, w chłodni za ścianą mojego biura.
Każda lodówka, w której leży zmarły, ma zainstalowaną od wewnątrz klamkę.
Tak na wszelki wypadek, w razie gdyby nieboszczyk cudem ożył i chciał wyjść. Ale w mojej firmie jeszcze nigdy się to nie zdarzyło.
Doglądam zmarłych, aby wiedzieć jakie zabiegi przy nich wykonać: o czym poinformować rodzinę, przed czym ją uprzedzić. Nie boję się nieżywych, przyzwyczaiłam się do nich. Muszę przecież przygotować ich do pożegnania z bliskimi.
Z martwym ciałem cudów zrobić się nie da.
Po śmierci ciało jest myte w specjalnej sali. Jest tam stół oraz prysznic do mycia zmarłego. Osobno są chłodnie i pokój, w którym robimy nieboszczykom makijaż, ubieramy zwłoki.
Ciało człowieka po śmierci się zmienia i cudów zrobić się z nim nie da. Zależy na co człowiek umarł.
Rany po śmierci oczywiście już się nie goją, więc jeśli zmarły wcześniej przeszedł operację, to szwów nie da się całkiem ukryć. Jeśli chorował na nowotwór, to po twarzy widać umęczenie chorobą i chemią, którą go leczono.
Niektóre kosmetyki są tylko dla zmarłych. Puder ma specjalny skład i konsystencję musu, który daje się łatwo rozprowadzić po zimnej skórze. Podkład wyrównujący nakładamy gąbką, żeby na twarzy nie było cieni i plam, żeby skóra nie była blada. Róż, szminki, lakiery do paznokci kupujemy w zwykłych drogeriach, mamy sprawdzone marki.
Jeśli ktoś sobie życzy, wykonujemy makijaż kolorowy. Ale przeważnie odradzamy. Kobieta, która za życia mocno się malowała jaskrawymi cieniami i pomadką, po śmierci w takim makijażu wyglądałaby groteskowo.
Nieraz sam makijaż nie wystarcza. Jeśli ktoś umarł nagle i leżał długo twarzą do podłoża, wtedy cała krew, która już nie krąży, zbiera się w najniższym miejscu ciała. Tworzą się plamy opadowe i twarz staje się sina albo granatowo-purpurowa. Wtedy nakładamy specjalne okłady, żeby ją wybielić. Dopiero potem robimy makijaż.
Bliscy często przynoszą zdjęcie osoby zmarłej z lat młodości i chcą, żeby tak wyglądała w trumnie. Tłumaczę, że to się nie uda. Czasem rodzina chce, żeby pięknie uczesać mamę czy babcię.
Ale fryzury eleganckiej kobiety, jaką była za życia, nie da się odtworzyć na nieboszczce. Bo jej włosy też nie żyją. Nie da się ich nakręcić lokówką ani na wałki, trudno je ufarbować. Mamy fryzjera, który podejmuje się ułożenia włosów, ale efekt jest nietrwały.
Ludzie często wkładają do trumny różne przedmioty: okulary, fotografię, papierosy, piersióweczkę.
Komfort ostatniego obcowania.
Zdarza się, że bliscy sami chcą krewnego przygotować do złożenia w trumnie. Uprzedzam wtedy, że wcześniej musimy zabezpieczyć naturalne otwory ciała specjalnymi preparatami, granulkami. W momencie, kiedy ciało przestaje funkcjonować, może pociec krew która już nie krzepnie, wydostają się płyny ustrojowe. Zależy mi, żeby rodzina miała komfort ostatniego obcowania z bliskim bez przykrych niespodzianek.
Często zdarzają się osoby zaniedbane. Pamiętam, jak przywieziono nam ciało starszego pana. Był brudny, zarośnięty, z długimi paznokciami. Tak go przygotowaliśmy do pożegnania z bliskimi, że wyglądał zupełnie inaczej. Elegancki, ogolony, w garniturze.
Rodzina poznała go dopiero po tatuażu na przedramieniu.
Trudno przygotować do pogrzebu człowieka, który ginie w wypadku. Jego ciało jest często zmasakrowane. Dodatkowo zawsze pozszywane po sekcji. Rekonstruujemy to zdeformowane ciało, twarz. Dziś są takie narzędzia i materiały, które to umożliwiają. Wszystko potrafimy odtworzyć: ucho, nos, rękę.
Zdarza się, że balsamujemy ciała. Pozbawiamy je wtedy płynów ustrojowych, krwi i zastępujemy chemiczną mieszaniną, którą się wpompowuje. Dzięki chemii ciało nie gnije, a skóra wygląda różowo, naturalnie. Jest dość drogi zabieg. Do tej pory robiliśmy go na prośbę rodzin obcokrajowców, którzy zmarli w Polsce.
Nieraz rodziny nie chcą, żeby cokolwiek robić z ciałami zmarłych, bo zwłoki i tak zaraz zostaną spalone. Ale identyfikacja osoby przed kremacją i tak zawsze musi się odbyć. Takie są przepisy.
Zawsze wtedy radzę, żeby mimo wszystko przygotować ciało do ostatniego spotkania z bliskimi w sali pożegnań, a nie w chłodni. Bo już samo wejście do niej i widok trzydziestu lodówek z nieboszczykami w środku są dostatecznie traumatyczne. I wysuwające się na tacy ciało osoby najbliższej, zapakowane w worek sanitarny, może być szokiem. Lepiej sobie takiego pożegnania oszczędzić.
Bywa i tak, że ciała nie można okazać rodzinie. Czasem zmarłego odnaleziono po długim czasie i proces rozkładu był na takim etapie, że widok jest wstrząsający, a zapach nieprzyjemny. Odradzam wtedy pożegnanie w otwartej trumnie. W takich przypadkach proponuję obserwowanie wprowadzenia trumny do kremacji w specjalnym pokoju z oknem.
Ciało człowieka pali się godzinę.
Długo zabiegałam, aby mieć w firmie krematorium. Jest bardzo nowoczesne, sterowane komputerowo. Ciało człowieka spala się w godzinę. Ale nie całe. Czaszka oraz kości udowe są grube i mimo ogromnej temperatury w piecu, nie spalają się do końca. Trzeba je rozdrobnić w specjalnym młynku. Popiół, który zostaje po każdym z nas waży około dwóch kilogramów i mieści się w niewielkiej urnie.
Najbardziej przeżywam, kiedy muszę zorganizować pochówek dziecka. Zawsze wtedy płaczę. Niby to nieprofesjonalne, ale trudno się powstrzymać. Ale też kiedy przychodzi babuleńka i opowiada o swoim zmarłym mężu: jakim był dobrym człowiekiem – to wtedy płaczemy obie.
Cieszmy się każdą chwilą
Ja i moi pracownicy jesteśmy pierwszymi osobami przyjmującymi żal, smutek, czasem pretensje ludzi, którzy nie mogą pogodzić się z tym, że właśnie zmarł ktoś bliski. Niekiedy to osoby zupełnie samotne i ze swego bólu mogą się zwierzyć tylko nam. Jest mi miło, kiedy rodziny żegnające zmarłych dziękują mi, że ich mama czy babcia w trumnie wyglądała spokojnie.
Tak jakby spała. Dla rodziny, bliskich to ważne. Oznacza, że już nie boli, cierpienie się skończyło.
Przez lata pracy - powiedziała Marta Drzewiecka - wysłucham wielu pasjonujących historii z życia zmarłych, które byłyby świetnym scenariuszem dla setki filmów.
A obcowanie ze zmarłymi nauczyło mnie jednej ważnej rzeczy:
Trzeba się cieszyć każdą chwilą i czerpać z życia, ile się da.
Źródło: Onet
Marta Drzewiecka
Mikesz