Liczba postów: 53.834
Liczba wątków: 2.110
Dołączył: 12-05-2011
Reputacja:
5.481
Rybałko Alicja
Przyzwyczajać się do odlotu
x x x
Przyzwyczajać się do odlotu.
Nie kupować krzeseł,
ani zbyt głębokich foteli.
Nie pokochać aby wszystkiego.
Jeżeli obejmować, to nie na zawsze.
Niechaj ramiona pozostają puste.
Tylko ten niewidzialny ciężar
twojej piersi.
Liczba postów: 53.834
Liczba wątków: 2.110
Dołączył: 12-05-2011
Reputacja:
5.481
Rybałko Alicja
Sztuka czasu
Sztuka czasu
Mam sztukę czasu,
aż półtorej godziny.
Czysta, bez naleciałości,
z cukrową kością idei.
A więc zaczynam
powoli, metodycznie
szykować miejsce na rosół.
Nie da się przecież od razu.
A zatem należy przedtem
zmienić wodę w wazonie,
odkurzyć półki,
sprawdzić, czy nie ma jakiego listu.
Sztuka czasu powoli zmienia się w sztuczkę.
Potem w sztuczkę magiczną.
Znika.
Z rosołu robią się nici.
To nic, przydadzą się w gospodarstwie.
Liczba postów: 53.834
Liczba wątków: 2.110
Dołączył: 12-05-2011
Reputacja:
5.481
Rzeszotarski Przemysław
BOGINI BURZY
W objęciach twych jak pisklę kwitnę,
Gdy burzą niepokoisz niebo błękitne.
I rozpędzasz pierzaste baranki po łące,
Wieszając na ich miejsce czarne chmury grzmiące.
Kiedy się przechadzasz dywanem z chmur rwącym.
Dźwięki spadają na ziemię echem dudniącym.
I jak groźne bestie swym warczeniem i wyciem,
Dostojnie ogłaszają swej pani przybycie.
Słońce układa na trawie promyki liczne.
Wyplata z nich błyszczące wzorki symetryczne.
A Ty zbierasz je dłonią żądną świetlnej łuny.
I wyrabiasz z nich ogniem zbrojne pioruny.
Od tych grzmiących błysków pęka niebo na strzępy,
Wysypując w powietrze srebrzyste otręby.
Co jak ziarno z rąk siewcy wypływa na glebę,
W rzekę życia zmieniając zwyczajną ulewę.
Na koniec, niczym kwiaciarka róże w bukiecie,
Powiew wiatru z Twej ręki w całość wszystko splecie.
I w ruch wprawi maszynę niespokojnie gwarną.
By ożywić tę ziemię jałową i marną.
Na ołtarzu Twym radość mą składam, o Pani.
Choć dla lękliwych jesteś z piekielnej otchłani.
Dla mej osoby jesteś boskim istnieniem,
Życiodajną siłą, energii strumieniem.
P.R. 08.2005
Liczba postów: 53.834
Liczba wątków: 2.110
Dołączył: 12-05-2011
Reputacja:
5.481
Rzeszotarski Przemysław
Budzę się...
Za oknem świt, stopniowo wygasza noc.
I oto gwiazda poranna odchodzi,
Ustępując miejsca Słońcu - panu dnia.
Ciepła poświata oblewa moją twarz.
Miękkim dotykiem otwiera mi oczy.
Razem ze mną budzą się zmysły uśpione.
Mgliste kontury przedmiotów wpadają
Przez ciemne źrenice na dno oka,
Które jeszcze nic nie rozumie.
Ospały umysł zbiera je kolejno.
I układa w kształty logiczne.
Bym mógł nimi zawładnąć.
Nieznane dźwięki wdzierają się w mój sen,
Opanowując każdy jego zakamarek.
Niepokoją mój błogi stan uśpienia.
By ostatecznie wyrwać mnie z niego.
I objawić się falą materii dźwięcznej.
Teraz są realne. Czuję je w powietrzu.
Jak ptak, gdy zanadto oddali się od lądu.
Powraca czucie w moje ciało.
Ten, co mnie uśpił zmęczeniem przebitego,
Zwraca teraz światu w pełni sił witalnych.
Z duszą od snów piękniejszą.
Powstaję. Jak feniks z popiołów.
Naprzeciw memu przeznaczeniu...
P.R. 30.08.2005
Liczba postów: 53.834
Liczba wątków: 2.110
Dołączył: 12-05-2011
Reputacja:
5.481
Rzeszotarski Przemysław
Ja i Ty
Me serce jak kamień polny na słońcu.
Choć byś go oblała krwią swoją i potem.
I siadała na nim na każdego dnia końcu.
I tak zostanie z tego uczuciowe błoto.
Bo jak ptak niebieskooki,
Wolnością muszę się nacieszyć.
Jeśli zasłonisz mi obłoki,
Smutkiem codzienność mą opleciesz.
Jak kwiat polny, wrosłem korzeniami w glebę.
I wolę mieszkać na rajskim Ziemi łonie.
A gdy mnie zechcesz mieć tylko dla siebie.
Umrę. Jak umiera ziele w wazonie.
Wolność i ja to jedno na wieki.
Jeśli mnie zapragniesz...
Zamkniesz mi powieki.
Liczba postów: 53.834
Liczba wątków: 2.110
Dołączył: 12-05-2011
Reputacja:
5.481
Rzeszotarski Przemysław
Marzenia
Białe, czyste, nie do zatrzymania w biegu,
Spływają z nieba wraz z płatkami śniegu.
Czekają na nie wszystkie dzieci małe,
Aż do nich przybędą, by zostać na stałe.
Razem z nimi żyć będą, lecz nie dorosną wcale.
Bo to są marzenia, dziecięce, co stale
Są z nimi i czuwają prowadząc przez życie,
Wyznaczając im cele, pomagając skrycie.
Pilnują ich by w przyszłości zostać kimś chciały,
Wykonując zawody i kochając, innym pomagały.
Ale są i takie dzieci, biedne, zastraszone,
Nie znające miłości, małe, zagubione.
One nie znają, co to dom rodzinny,
Kiedy człowieka bliźni kocha inny.
Czują ciągłe zimno i brak uczuć wszelkich.
Bez planów na życie, choćby tych niewielkich.
Żyją z dnia na dzień. Bez jakichkolwiek wrażeń.
Jak pies na śmietniku szukając swoich marzeń.
W samotności dorastając. Ich matką ulica.
Czy marzą o czymkolwiek? Gdy ich małe lica,
Pokrywa rzeka łez. Strumień bardziej słony,
Niż mórz wszystkich solne dla bogów pokłony.
One marzą o jednym. Lecz to jedno małe
Marzenie większe jest niźli to całe,
Przepyszne marzenie bogatego świata.
Ślepego na los innych, krwiożerczego kata.
Do nich też przybędą. Może trochę później.
Może bardziej realne, formowane schludniej.
Wielcy mają marzenia wielkie i poważne.
Mali mają mniejsze, lecz nie mniej ważne.
Jednym braknie lalki innym piersi matki.
Ci mają salony. Tym wystarczą klatki-
-Schodowe. Tam ciepło znajdują fizyczne.
Lecz nie wiedzą co to jest ciepło psychczne.
Ilu jest takich co w zimną godzinę,
Przytulą to dziecię i dadzą rodzinę.
Ono na to czeka, moknąc w deszczu i mrozie,
W ciemnościach złych ulic w przeraźliwej pozie.
Gdy to małe serduszko ogarniesz miłością.
Ono zaraz zapłonie, odpowie wdzięcznością.
Każdy o czymś marzy i czeka tej doby.
Na bogactwo lub czułość kochanej osoby.
Marzenia to my. Jeśli ich nie mamy,
To nie ma nas. Bez nich usychamy.
Jak flora bez wody, jak fauna bez jedzenia,
Giniemy powoli , odchodząc w stronę cienia.
Liczba postów: 53.834
Liczba wątków: 2.110
Dołączył: 12-05-2011
Reputacja:
5.481
Talarek Andrzej
Rozległe pole
Podobny kolor nazywa się umbra lub siena.
Kojarzy mi się z Italią. Szczególnie wczesną jesienią.
Wybrązowione przestrzenie emanują tęsknotą.
Za oknem rozległe pole, pokryte ziołami
zasuszonymi w umbrze przemijania,
Łąka, która umarła, zmartwychpowstaje.
Jest niedzielny poranek. Wiosna.
Kot czai się tutaj na małe myszki niecierpliwości.
Starsze panie w nabożeństwie nordic walkingu
rozcinają perspektywę na dwie nierzeczywistości.
Myśli podążają nieśpiesznie za marzeniami.
Widzę, jak łopocą na drugim krańcu horyzonu.
Pod niebem, z którego wystrzelił cień jastrzębia,
jest miejsce na wszystko: ścieżki historii, odbicia kopyt,
miłosne wyznania, czerwień poziomek, skrzyp sandałów.
Nie, nikt ważny nie przechodził przez karty tej ewangelii,
zapisywanej rzędami mrówczych istnień.
Tylko zapach - jakby garbowanej skóry - przywołuje
pamięci błogosławieństwa ziemi, które odczytuję
w ubogich kwiatkach, smutnych oczach saren, ciszy lasu,
sprawiedliwości wspólnej troski o małe, miłosierdziu czekania,
czystości strumienia, pokoju poranka, cierpienia myszy polnych,
bluźnierstwie niezrozumienia tej, z której wszystko.