Rzeszotarski Przemysław
Historia jednej miłości we dwunastu księgach - częstochową
Prolog
Czym jest to, uczucie? Ku czemu prowadzi?
Czy tęskni za tobą. Czy kiedyś cię zdradzi?
Czy potrafisz wytrzymać bezkresne czekanie?
Czy powiesz choć słowo gdy w twym progu stanie?
Nie wystarczy słów kilka. Nie usłyszysz kroków.
Nie czas jest tutaj miarą kolejnych powrotów.
Nie chcesz już więcej zgłębiać zawiłości.
Nie ma już na świecie dla ciebie miłości.
I
W myśli natłoku wychodzisz z domu.
O celu podróży nie mówiąc nikomu.
Byle najdalej, w rzeczywistość nową.
Zakładasz maskę swą, porcelanową.
Tak ci nakazuje twoje wychowanie.
Aby ukrywać przed światem to znamię.
Uczuciem zwane jest, które pali wnętrze,
Niczym żelazo, nad wszystko gorętsze.
II
Uczucie, które kiedyś dawało ci siłę.
Dziś jest twoją słabością, otwiera mogiłę.
To, które chowałeś jako własne dziecię,
Dziś ci serce wyżera i pod żebrem gniecie.
Sam już nie wiesz, co to za uczucie.
Czy to jest miłość.
Czyli też zazdrość zabija cię skrycie.
III
Jak robak w piersi twej gniazdo wije swoje.
Rozkładając wnętrzności organizmu twoje.
Wydrzeć to z siebie musisz!
Wszelkiego zła przyczynę!
Kazało ci pokochać tę piękną dziewczynę.
By później, zazdrością karmione przez lata,
Sprawić byś przemienił się w miłości kata.
IV
Już ostrze, twą dłonią, pierś chciwie rozrywa.
Już ręka, nieznaną siłą, złe serce wydobywa.
Łzy, skrwawionej duszy na twej piersi białej.
Nikt już nie zrozumie tej boleści całej.
Jak na pustej plaży, piasku ziarnko małe.
Tak ty, wśród tylu mogił toniesz w tym nawale.
V
Stoisz nad jej grobem trzymając serce w dłoni.
Na niebie milion gwiazd, gorzkie łzy roni.
Ciało bez serca nie ma rumianości.
Nie ma już na świecie dla ciebie miłości.
Nie masz ci co czekać na gwiazdę zaranną,
Która ci przyniesie miłość razem z panną.
Chłód coraz to głębiej ogarnia twoje kości.
Nie ma już na świecie dla ciebie miłości.
VI
Zimna czerń granitu. Twe ciało zimniejsze.
Jednak to uczucie. Nad wszystko cieplejsze.
Nad wszystko, co w życiu cię grzało.
Nad wszystko, co radość dawało.
Lecz ty. Zabójco! Uczuć Morderco!
Przerwałeś nić życia. Zazdrosny szyderco.
Zamknąłeś jej oczy, przykryłeś głazem.
Wasze myśli już nigdy nie będą razem.
VII
Wtem powiew wiatru podnosi twe powieki.
Duch mający władzę nad życiem na wieki.
Przechadza się wśród alei śpiących w milczeniu.
Szukając dusz czystych, godnych nawróceniu.
Lecz za nim kroczy w kruczo-czarnej zbroi.
Ten, który samego Boga się nie boi.
Jak czarna mgła osiada na grobowcach.
Czai się czekając, jako duszy łowca.
VIII
W tej ciemnej chwili dwie siły się radzą.
O twoją duszę rozmowy prowadzą.
Każda ze stron daje swoje argumenty.
Możesz być zbawiony albo też wyklęty.
Wieczna miłość przeciw piekielnej otchłani.
Moc współczucia albo władza bez granic.
Możesz w niebie mieszkać jak potulne cielę.
Lub na ziemskim padole w zła szatańskim ciele.
IX
Ale Ty, masz dość miłości i uczuć wszelkich.
Zbyt wiele cierpienia. I zamęt zbyt wielki.
Za dużo się w życiu przez miłość wycierpiałeś.
Nieomal swe zmęczone zmysły postradałeś.
Więc jako istota o wolnym wyborze,
Bez wahania wybierasz lewej ręki drogę.
Widząc, żeś zdecydował, świadom twojej zguby.
Biały duch się zbliża i do ciebie mówi:
X
"Niech tak się stanie. Lecz miej to na względzie.
Co dotkniesz, już nigdy żyć więcej nie będzie.
Co wzrokiem ogarniesz, blask straci na wieki.
Aż Pan przyjdzie by zmarłym otworzyć powieki.
O czym tylko pomyślisz, martwe się urodzi.
Bowiem upiorowi, moc twórcza się nie godzi.
Bądź przeklęty! Z siłą nieczystą się zbratałeś.
Odtąd skreślony z listy zbawionych zostałeś."
XI
Więc twój los w tej godzinie, znanym być się zdaje.
Człowiek, co z własnej woli upiorem się staje,
Nie ma prawa do szczęścia, kochać nie jest zdolny.
W piersi zamiast serca, kamień będzie mieć polny.
I każdego wieczoru, kiedy zmrok zapadnie,
Jego nędznym istnieniem ciemna moc zawładnie.
Nie żywy. Ale i nie umarły do końca.
Snuć się będzie po Ziemi unikając słońca.
XII
„Pape satan, alleppe” – wołając po zmroku.
Jak zaklęcie wiedźmina, wnikniesz w nicość mroku.
I jak mgła, co przychodzi by przykryć widność świata.
Niosąc ból i cierpienie, wypełnisz rolę kata.
W każdy dom zaglądniesz. Nic się nie ukryje.
Dłoń na oczy położysz. Uśpisz, to co żyje.
By za dość się stało twojemu cierpieniu.
Zbierzesz plon okrutny, ku ran twych zagojeniu.
Epilog
„Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca
albo cymbał brzmiący.
Gdybym też miał dar prorokowania
i znał wszystkie tajemnice,
i posiadał wszelką wiedzę,
i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił.
a miłości bym nie miał,
byłbym niczym...” ( 1 Kor 13, 1-2)