Dzino, a jakie są Twoje odczucia? Z pewnością sama także masz jakieś przemyślenia na ten temat.
Moje zdanie jest takie - o czym zresztą pisałam wielokrotnie - w ezoteryce trudno o proste rady czy wyjaśnienia, ponieważ ezoteryka jest skrajnie subiektywna i indywidualna, a "poznanie wewnętrzne" podlega rozległym czynnikom, w większości poza naszym świadomym rozumieniem i postrzeganiem.
Jak pisały wyżej Margita i Madrugada, też ciężko mi oszacować, jak często zdarzają mi się "błędne prognozy", ale oczywiście zdarzają się. Oto, nad czym ja się skupiam, kiedy życie lub druga osoba weryfikują mi mylny odczyt:
- w jakim stanie psychicznym znajdowałam się, kiedy kładłam karty
- jakie odczucia towarzyszyły mi podczas samego rozkładu
- jakie towarzyszyły mi intencje podczas pytań, czy pytam, bo informacja wniesie coś w moje życie, czy pytam na zasadzie "dobicia się, totalnej zwiechy i nurzania w emocjach", bo i tak wiem, że nic w sprawie nie zmienię, czy pytam "pomimo" - wiem, że nie powinnam, wiem, że i tak nic sensownego nie wyjdzie, a i tak to robię
- jakie emocje i stany psychiczne budzi temat, o jaki pytam; jak silnie problematyczny jest ów temat dla mnie samej, czy potrafię spokojnie rozmawiać o tym, myśleć o tym (nawet nie biorąc kart)
- jak bardzo sama oczekuję świadomie określonej odpowiedzi lub jak bardzo nie chcę przyjąć innej odpowiedzi?
- jak często pytam o określoną kwestię,
- o co pytałam wcześniej, jakiego tematu dotykałam poprzednio, być może "zaburzenie" ma swoje źródło w wydarzeniu wcześniejszym
- jaka atmosfera panuje w miejscu, w którym przebywam (kładąc karty, interpretując)
- jacy ludzie mnie otaczają w tym momencie
- komu kładę karty, jakie mechanizmy ma druga osoba?
- jaki temat badam, jak silne są wzajemne powiązania - np. pytając o romans mężatki, jaka jest w tym momencie podświadoma reakcja zaborczego męża i jego podświadomy wpływ na mój rozkład/mój wgląd w temat?
- nigdy nie zaprzątam sobie głowy gdybaniem "czy to moja talia..." (jest "nie oczyszczona", "zmęczona", "obrażona"), nigdy nie przerzucam problemu z odczytem na talie (chociaż zmieniam talie podczas "sesji" dla "odświeżenia" umysłu i sposobu spojrzenia na karty)
- zawsze zastanawiam się nad energetycznymi powiązaniami, moją swobodą działania w przestrzeniach energetycznych, na ile blokada wglądu leży we mnie, na ile związana jest z wpływem zewnętrznym
- no i naturalnie o ile rozkład mam zapisany, wracam do niego, staram się ponownie zanalizować, staram się zauważyć w nim raz jeszcze albo wydarzenie, albo informację, że jednak "coś w kartach na stole nie gra"; analizuję, czy może moja interpretacja była po prostu mylna, czy raczej same karty "pokazały inny przebieg"
To z grubsza kwestie, nad którymi się zastanawiam, kiedy "karty swoje, życie swoje".
Z drugiej strony, w czasach gdy ezoteryka stała się biznesem, warto przypomnieć, że hasła, jakie dzisiaj są serwowane, traktowane już niemal nagminnie jako naturalnie powiązane z tematem, a dotyczące "sprawdzalności", "przepowiadania przyszłości" na poziomie "jaki będzie jego zawód, jaką będzie miał fryzurę, w podróży czy w domu, w kraju czy za granicą..." itd., kreacji swojego życia wyłącznie w oparciu o "doradztwo kart" - wcale nie są powiązane z ezoteryczną tradycją tarota, który swoim adeptom od wieków dawał zarówno światło wglądu i zrozumienia jak i zaślepienie, zagubienie i zwątpienie. Dzisiejsza komercjalizacja kreuje wizerunek tarota jako systemu 0-1-kowego, niosącego odpowiedź nieomylną "tak/nie" na każde pytanie, pokazującego rzeczywistość w skali 1:1, a w "braku sprawdzalności" każe szukać "wirusa" lub lepszego tarocisty.
Przypomnę tylko najbardziej charakterystyczne historie, jakie mi się nasuwają, które powinny dać do myślenia każdemu, kto pyta "dlaczego trafiła mi się nietrafiona wróżba". Crowley - wniósł w historię tarota wkład szczególny, ale pomimo szczególnego talentu, który pozwolił mu zrozumieć ten system na jakimś nowym wówczas poziomie (przynajmniej tak ja go odbieram), swoje życie wiódł w sposób chaotyczny, prowadząc sukcesywnie w stronę destrukcji, przed którą przecież karty powinny były go przestrzec - nieudane związki, niezrozumienie, problemy, zwłaszcza w późniejszym życiu... Na polskim gruncie pan Suliga, który na dzień dzisiejszy obwarował system tarota zakazami i nakazami, które mają uchronić go przed ponowną "utratą steru" - taki dobry tarocista, taki znany, czego wcześniej nie "zobaczył" wydarzeń, od których długo nie mógł się uwolnić? A jeżeli zobaczył, czemu nic nie zmienił...? Kolejny dosyć bolesny przykład, porażka Rodina i ludzi, którzy z nim współtworzyli jego kanał - każdy jeden siedział w ezoteryce, dlaczego ryzykowali, czego nie widzieli?
Stąd moja konkluzja. Tarot nie jest narzędziem do "przepowiadania przyszłości". Tarot jest narzędziem samopoznania. Tylko tyle i aż tyle. Każdy zainteresowany w miarę swoich możliwości coś z tym narzędziem robi, ale jak to mówią - Praca z kartami to sztuka zadawania pytań. Można się oczywiście skoncentrować na oczekiwaniu wywróżonych wydarzeń i wypatrywać, czy z lądu czy morza nadciągną... Można też tarota traktować raczej jako podporę pomagającą zrozumieć co niezrozumiałe lub inspirację, której jednak towarzyszy realne działanie, prawdziwa aktywność, choćby tylko umysłu. Coś więcej niż tylko bierne czekanie, aż się dopełni...
Po edycji: Przypomniały mi się dwie tożsame sytuacje "niesprawdzonych rozkładów", które są dosyć znamienne. Po zdaniu prawa jazdy długo bałam się jeździć samochodem. Miałam pojechać w pierwszą dalszą trasę, chociaż do ostatniej chwili mogłam oczywiście odwołać cały temat. Po prostu chciałam się przełamać i pojechać, mimo ogromnego stresu. Dzień przed podróżą wyciągnęłam sobie dwie karty, na przebieg drogi. Do tej pory pamiętam: 10 Mieczy, 4 Mieczy. Zmroziło mnie jak nie wiem. Do samego momentu wyjazdu wahałam się, czy nie przełożyć wyjazdu. Na szczęście pojechałam, droga minęła bez przeszkód.
Mój odbiór tych kart: pokazała się tam przyszłość "znana", w której nie jeżdżę samochodem. Bardzo łatwo było mi odrzucić tamtą podróż, nic mnie nie zmuszało do wyjazdu. Karty nie pokazały "przyszłości", pokazały "większe prawdopodobieństwo". Mimo tego, że pytałam, "co powinnam zrobić, co będzie dla mnie lepsze".
Druga analogiczna sprawa, związana z takim samym dylematem i również prowadzeniem samochodu miała miejsce później, kiedy miałam wracać sama nowym dla siebie samochodem. Wcześniej zawsze jeździłam "z kimś" i przerażało mnie, że miałabym pojechać sama w trasę 100 km, a do tego dochodziło nowe auto. Przed podróżą wyciągnięte karty, na pytanie, czy powinnam jechać/co mnie czeka, jeśli pojadę: Koło Fortuny, Księżyc.
Kompletny brak wglądu. Będzie albo tak, albo tak. Albo pojadę, albo nie pojadę. Brzmiało mi to, jakby karty powiedziały: w tej chwili przyszłość zamyka się do tej decyzji. Albo pojedziesz, albo nie pojedziesz. Dopóki nie podejmiesz decyzji (czytaj - działania), dopóty przyszłość się "nie rozjaśni". W tamtym momencie tamto pytanie nie miało swojej przyszłości, ona dopiero miała zaistnieć moim działaniem, które chciałam uzależnić od kart, które tylko odbiły ten paradoks...
Na szczęście pojechałam, wszystko było w porządku... Po przyjeździe pierwsze, co zrobiłam, to rzuciłam karty na podróż, która minęła. Pokazały się Moc i Słońce..