Bazylika Virgen de Guadalupe w Meksyku.
#1

           
MIEJSCE ŚWIĘTSZE NIŻ LOURDES
Wkrótce po wybuchu w Rosji rewolucji październikowej meksykański komunista podłożył bombę pod gablotę, w której przechowywano wizerunek Najświętszej Panny Guadalupe.
Wybuch zniszczył wszystko dokoła, ale samo płótno zostało nienaruszone.
Był to kolejny dowód na to, że ma ono związek z innym wymiarem.
Zapewne dlatego nie nadgryzł go także ząb czasu, mimo że od chwili, gdy cudowny wizerunek pojawił się na tkaninie, upłynęło 400 lat!
I chociaż wyschnięte włókna agawy zwykle już po stu latach rozsypują się w proch, to zgrzebny płat tuniki Indianina Juana Diego wciąż jest jak nowy.
Takim go ujrzałem w grudniu 1998 r. na ołtarzu gigantycznej bazyliki Virgen de Guadalupe w stolicy Meksyku.
Pośród tysięcy rozmodlonych pielgrzymów leżących krzyżem, przesuwających się na kolanach po marmurowych posadzkach, trudno było wyobrazić sobie, co wydarzyło się tutaj 468 lat temu.
Wymknąłem się więc na skaliste zbocze pagórka o nazwie Tepeyac.

Święta wśród klejnotów
To stało się tutaj!
Wulkaniczne skały porośnięte opuncjami i krzakami agawy, sucha jak pieprz ziemia.
W tym miejscu w 1531 r., a więc dziesięć lat po zwycięstwie Hernana Corteza nad azteckim wodzem Cuauhtemokiem, pojawił się indiański wieśniak, który sześć lat wcześniej zmienił wiarę i przyjął chrześcijańskie imię Juan Diego.
Szedł z wioski Tulpletac do probostwa Tlatilolco na lekcję katechizmu.
Miał wówczas pięćdziesiąt siedem lat.
Przekraczając grzbiet wzgórza, czujnym uchem złowił piękne świergotanie ptaków.
Wydało mu się, że to złudzenie; nigdy wcześniej nie słyszał czegoś takiego.
Po chwili śpiew ucichł, a Juana dobiegł nawołujący go głos.
Na szczycie pagórka zobaczył młodą dziewczynę, która poprosiła, aby się do niej zbliżył.
Stała na kamieniu, cała jej postać błyszczała jak słońce, nawet skała pod jej stopami rzucała promienie.
Ziemia i rośliny świeciły jak drogocenne klejnoty.
Opuncje i agawy wydawały się być ze szmaragdu, ich kolce - ze złota, a liście krzewów - z turkusów.
Patrząc na te same liście, zszarzałe w upale, oprószone kurzem, zdałem sobie sprawę, że ten opis mistycznego widzenia wcale nie jest bajkowy!
Przeciwnie, doskonale się zgadza z tym, co widzą w transie indiańscy szamani po zażyciu środków halucynogennych: jaskrawe kolory, blask bijący z przedmiotów i... nadnaturalne istoty.
Juan Diego - zrozumiałem - znalazł się, choć bez udziału swojej woli, w odmiennym stanie świadomości.
Upadł na kolana i z pokorą pochylił nisko głowę.
Łagodnym i przyjemnym głosem Najświętsza Panna wyjawiła mu, kim jest, i poleciła iść do biskupa Meksyku z prośbą, aby wzniósł jej tutaj świątynię.
Juan Diego skłonił się i obiecał spełnić polecenie.
Ze wzgórza pobiegł wprost do pałacu pierwszego w Meksyku biskupa, don Juana de Zumarragi.
Po długim i cierpliwym oczekiwaniu został w końcu przyjęty, lecz jego opowieści biskup nie dał wiary.
Dzień dobiegał końca, gdy Indianin wracał do wioski przez to samo wzgórze, gdzie ujrzał rano Najświętszą Pannę.
Znów go oczekiwała.
Opowiedział jej o swoim niepowodzeniu.
Przekonywał, że powinna była wybrać kogoś godniejszego niż on, lecz Panienka nalegała, aby następnego dnia jeszcze raz spróbował.

Daj mi dowód OBJAWIENIA
Tak więc po nocy spędzonej w domu, w niedzielę, zanim ukazały się pierwsze promienie słońca, Juan Diego powrócił do kościoła i po wysłuchaniu mszy skierował się do pałacu. Tym razem don Juan de Zumarraga wysłuchał go uważnie, dziwiąc się jego składnej mowie, precyzji i logice, rzadkim u prostego krajowca, w dodatku analfabety.
Na koniec zażądał dostarczenia jakiegoś dowodu.
Wracając do domu, Juan Diego dostąpił trzeciego objawienia, podczas którego przekazał Najświętszej Pannie wiadomość o wymaganiach biskupa.
Obiecała, że je spełni następnego rana.
Jednak w poniedziałek Juan Diego nie poszedł na spotkanie.
Wróciwszy do domu poprzedniego wieczora, zastał wuja, Juana Bernardina, także chrześcijanina, ciężko chorego.
Wuj, czując, że umiera, prosił, by sprowadzić księdza, który miałby go wyspowiadać i przygotować do odejścia w zaświaty.
Z pierwszym brzaskiem Juan Diego pobiegł do kościoła.
Gdy zbliżał się do wzgórza, przyszło mu na myśl, że powinien je okrążyć, aby uniknąć spotkania z Najświętszą Panną, które mogło opóźnić jego misję.
Obawiał się, że kapłan mógłby nie zastać już wuja przy życiu.
Poszedł więc inną drogą, ale Najświętsza Panna czekała tam na niego.
Kiedy próbował się tłumaczyć, odparła, że sama zajmie się wujem, a on powinien wejść na wzgórze i zebrać tam kwiaty, które będą "dowodem" dla biskupa.
Jak okazało się później, dokładnie w tej samej chwili objawiła się choremu wujowi, uleczyła go i podała mu swoje imię w języku nahuatl, które Hiszpanie przetłumaczyli następnie jako "Guadalupe".

Rajski ogród na suchym wzgórzu
Tak więc Indianin wspiął się na szczyt i... oniemiał ze zdumienia na widok kwiatów niespotykanych na suchych, kaktusowych wzgórzach.
Zerwał naręcze wspaniałych róż, napełnił nimi połę swojej tuniki i ruszył do pałacu.
Gdy służący biskupa próbowali dotykać kwiatów, przepływały im pomiędzy palcami, tak jak dym czy para.
Mimo to nie wpuścili go na pokoje i musiał czekać wiele godzin, zanim ktoś się zlitował i poprosił biskupa Zumarragę, aby wreszcie do niego wyszedł.
Wtedy zdarzyło się coś niebywałego.
Juan Diego wysypał przed Zumarragą kwiaty.
Upadły na ziemię.
W tej samej chwili na tunice Indianina wyświetlił się wizerunek Najświętszej Panny.
Skruszony biskup upadł na kolana.
Uwierzył i postawił kościółek, który dziś jeszcze stoi u stóp wzgórza.
Po pewnym czasie w pobliżu wzniesiono wielką barokową bazylikę.
Kiedy została uszkodzona na skutek trzęsienia ziemi, wyrosła przy niej olbrzymia betonowa budowla, bez charakteru i stylu, o rozmiarach stadionu.
Dla wiernych nie ma to jednak znaczenia, i tak wszystkie oczy zwrócone są ku ołtarzowi, gdzie króluje Najświętsza Panna Guadalupe, która wciąż zadziwia Amerykę nowymi cudami.

   
Obraz utrwalony w źrenicy oka
Do dziś ten sam wizerunek, na tej samej szorstkiej tkaninie z grubych włókien agawy przyciąga miliony pielgrzymów z całego świata.
Z biegiem czasu był jednak "poprawiany" przez różnych artystów, którym zapewne wydawał się nie dość wspaniały.
Na pewno w dobrej wierze, chociaż nie wiadomo po co, domalowali farbami ciemne pasma włosów, anioła, gwiazdki na płaszczu, czarną kokardę, księżyc, złote promienie, naszyjnik, a nawet mankiety z gronostaja!
XX wiek poddał cudowny wizerunek surowej, laboratoryjnej próbie.
Podobnie jak Całun Turyński, był on badany najnowszą aparaturą.
W bibliotece bazyliki widziałem kopie raportów sporządzonych między innymi przez laboratoria NASA.
Jedną z największych zagadek pozostają "żywe oczy" Panny Guadalupe.
Chodzi o to, że w źrenicach Madonny utrwalone są sceny, których, jak się uważa, ręką i pędzelkiem niepodobna było namalować.
W lewej źrenicy szkło powiększające wykrywa scenę, którą mogła widzieć Najświętsza Panna
. Przedstawia Juana Diego wysypującego kwiaty z tuniki, przed nim biskupa Zumarragę, jego tłumacza, Juana Gonzaleza, czarną niewolnicę, jakiegoś człowieka z brodą i - na drugim planie - skupioną indiańską rodzinę.
W prawym oku także odkryto zarysy odbijających się w nim postaci.

Widać go, choć nie istnieje
Niewyjaśnioną zagadką pozostaje sposób, w jaki został "namalowany" obraz.
Na włóknach tkaniny, co wydaje się nieprawdopodobne, nie wykryto żadnego barwnika. Każda farba jest związkiem chemicznym, którego cząsteczki wiążą się z tkaniną.
Kiedy ich tam nie ma, nie ma też koloru, a zatem i obrazu.
Jednak wizerunek na tunice, tam gdzie nie został uzupełniony przez gorliwych malarzy, jest czystą celulozą.
To znaczy, że - z chemicznego punktu widzenia - nie istnieje!
Widzimy obraz, którego nie ma na włóknach agawy.
I chyba nikogo nie powinno dziwić, że przyciąga miliony pielgrzymów z całego świata.

W miejscu objawienia ustawiono rzeźby przedstawiające to wydarzenie.
Maciej Kuczyński
źródło

[Obrazek: attachment.php?aid=75737]
Odpowiedz
#2

Faktem jest ,ze bazylika robi ogromne wrazenie;od siebie dodam,ze jest przepiekna.
Odpowiedz




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości