A wg Was to jakie jest to niebo po smierci..?
#23

Nie wierzę w niebo/piekło, choć nim mnie matka namiętnie straszyła, gdy byłam dzieckiem.
Wierzę w reinkarnację, czyli ewolucję doskonalenia się duszy, choć ona jest sprzeczna w wiara katolicką. Dla uściślenia do V w. wiara w reinkarnację była dopuszczalna. Sobór Konstantynopolski w 553 uznał tezy zawarte pod reinkarnacją za niezgodne z wiarą chrześcijańską, a głoszoną przez Orygenesa naukę(fudamentalnym instrumentem doskonalenia się duszy jest reinkarnacja, wszyscy ludzie zostaną zabawieni, zbawione zostaną upadłe anioły) za herezję. Cóż, ale o tym, jak mocna w obrębie chrześcijaństwa,pomimo zakazu, jest wiara w reinkarnację, świadczy konieczność przypominania przez kolejnych papieży w różnych homiliach i listach pasterskich o decyzji soboru.
Co do odejścia duszy z planu fizycznego(opuszczenie powłoki cielesnej) wg mnie śmierć jest początkiem nowego i się jej nie boję. Każdy z nas wyczuwa nachodzącą śmierć, następuję wyciszenie, a przy tym wsteczny przegląd życia z oceną swoich uczynków. Samo wyjście duszy, a dokładniej całkowite opuszczenie ciała to czas około 3dni. Po tym następuję oswajanie się z myślą, że już odeszło się z planu fizycznego. Często zdarza się, że taka dusza w swoim zagubieniu próbuje się kontaktować z swoimi bliskimi, ale gdy zrozumie, że jest nie widoczna i nie będzie przywiązania zbytnio mocno do ziemskich spraw odejdzie w inną płaszczyznę. W niej następuję analiza naszego postępowania, podsumowanie tego daliśmy innym z nas. Po tym zapadamy w sen i przechodzimy bezboleśnie w płaszczyznę mentalną. Każdy z nas nim zejdzie ponownie na ziemię ma kontakt z Świadomością Chrystusową, aby zrozumieć, jak wiele się traci żyjąc nieprawidłowo. Po tym wchodzi w stan oczekiwania, gdzie wśród grona naszych opiekunów duchowych czekamy na najbardziej sprzyjające nam warunki, aby ponownie zejść na ziemię.
Oczywiście podkreślę, jest to moje zdanie, i nikomu go nie chce narzucić.
Odpowiedz
#24

Ja myślę że najważniejsze jest w coś wierzyc...jedni wierzą w niebo inni w reinkarnację a mi się wydaje że to wszystko się jakoś łączy tylko jeszcze nie wiemy jak dopóki sami nie znajdziemy się po drugiej stronie...wtedy się przekonamy i odkryjemy prawdę...niektórzy mawiają że piekło mamy na ziemi - coś w tym może jest tylko nie dla wszystkich to tak wygląda..osobiście wierze i mam nadzieję że stan zwany "niebem" istnieje że faktycznie będziemy mogli wybrac czy chcemy jeszcze coś osiągnąc czy już pozostac po "tamtej stronie" ..wiele relacji ludzi którzy twierdzą iż byli już po drugiej stronie świadczy o tym że "tam" jest lepiej ..że nie chcą wracac i myślę że tak powinno być..wiara że odnajdziemy kiedyś spokój taki jakiego nie możemy zaznac na ziemi Uśmiech
Odpowiedz
#25

Smoczyca87 napisał(a):czyli ewolucję doskonalenia się duszy,
Co chcesz w w duszy doskonalić za pomocą ograniczonego umysłu ?

Smoczyca87 napisał(a):Samo wyjście duszy, a dokładniej całkowite opuszczenie ciała to czas około 3dni. Po tym następuję oswajanie się z myślą, że już odeszło się z planu fizycznego.
Ciekawie dla czego tak myślisz ? Bezradny

Smoczyca87 napisał(a):W niej następuję analiza naszego postępowania, podsumowanie tego daliśmy innym z nas.
Po co chcesz analizować coś co stworzył umysł ?
Odpowiedz
#26

Alex napisał(a):Co chcesz w w duszy doskonalić za pomocą ograniczonego umysłu ?
Nic nie napisałam o umyśle, o ciele tak. Życie w ciele fizycznym jest największą wartością ze względu na wszechstronną możliwość doświadczania człowieczeństwa.

Alex napisał(a):Ciekawie dla czego tak myślisz ? Bezradny
A ciekawe, dlaczego nie mam tak myśleć?

Alex napisał(a):Po co chcesz analizować coś co stworzył umysł ?

Nie napisałam, analizuję(ergo ja sama/sam). Zacytuję sama siebie, podkreślę, nie my sami, ale ktoś z nami, aby wskazać co było istotne.
Smoczyca87 napisał(a):W niej następuję analiza naszego postępowania, podsumowanie tego daliśmy innym z nas.
Odpowiedz
#27

Smoczyca87 napisał(a):Nic nie napisałam o umyśle, o ciele tak. Życie w ciele fizycznym jest największą wartością ze względu na wszechstronną możliwość doświadczania człowieczeństwa.
Piszesz doskonalić ducha , za pomocą ciała fizycznego dobrze rozumie Krzyk ?

Smoczyca87 napisał(a):Samo wyjście duszy, a dokładniej całkowite opuszczenie ciała to czas około 3dni. Po tym następuję oswajanie się z myślą, że już odeszło się z planu fizycznego.
możesz Oczko a ogólnie jak nie ma czasu tam to jak określasz 3 dni ? Bezradny



Alex napisał(a):Po co chcesz analizować coś co stworzył umysł ?

Nie napisałam, analizuję(ergo ja sama/sam). Zacytuję sama siebie, podkreślę, nie my sami, ale ktoś z nami, aby wskazać co było istotne.
Smoczyca87 napisał(a):W niej następuję analiza naszego postępowania, podsumowanie tego daliśmy innym z nas.
A bierzesz pod uwagę morze być tak ze ten świat cie tam nie biedzie interesował po prostu nie biedzisz go pamiętać , Potwierdzono są takie przypadki Myśli
Odpowiedz
#28

z mojego doświadczenia i niebo i piekło są możliwe tu i teraz - kwestia czy będziemy na nie czekać czy będziemy je budować własnymi rękami Oczko
Odpowiedz
#29

Będzie Cię interesował(lub kogoś kto jest nad Tobą), po to schodzisz tu, aby coś przepracować tutaj. Dusza człowieka składa się z świadomości, podświadomości i Iskry Bożej.Każdy z nas ma swoje określone przeznaczenie, miejsce we Wszechświecie, lecz często wybierając pozorne dobro poprzez wolną wolę, którą każdy z nas posiada, nie wykorzystujemy w pełni możliwości, jakie daję nam powłoka cielesna. Podświadomość wzbogaca się z każdą inkarnacją. Świadomość charakteryzująca człowieka rozpoczyna rozwój na miarę swojego poziomu duchowego z momentem przecięcia pępowiny, a po śmierci ciała fizycznego, przed zejściem do kolejnej inkarnacji, w całości staje się częścią podświadomości. I tak, umysł ogranicza to co dostajemy jako najlepsze narzędzie, aby się doskonalić.
Czas jaki tu, jaki tam...równie dobrze mogę Cię przekonywać, który typ reinkarnacji wg mnie jest lepszy : hinduski czy buddyjski.
Alex, rozumienie, a zrozumienie czegoś jest u każdego inne, więc jak już pisałam pierwszy raz to jest moje zdanie, mogę je przedstawiać, ale by najmniej nie będę kogoś uczyć nie znajomość zasady, oznacza wejście w stan zrozumienia tej prawdy. Z mojej strony to wszystko na takie tematy. Szukasz głębiej, zapraszam na RD.
Odpowiedz
#30

Smoczyca87 napisał(a):więc jak już pisałam pierwszy raz to jest moje zdanie, mogę je przedstawiać, ale by najmniej nie będę kogoś uczyć nie znajomość zasady, oznacza wejście w stan zrozumienia tej prawdy. Z mojej strony to wszystko na takie tematy. Szukasz głębiej, zapraszam na RD.

Po prostu mnie za ciekawiło twoje zdanie przekonywać mnie nie musisz myślę ze po pytać mogę co masz na myśli chyba to nie problem ?
bo omijasz moje pytania i odpowiadasz ogólni używasz takich słów "Podświadomość wzbogaca się z każdą inkarnacją. " i Doskonalić ducha i po prostu jestem ciekaw o jakich wzbogaceniach lub doskonaleniu ty myślisz Myśli
piszesz 3 dni może tam sekunda to tak jak tu 1000 lat jak nie ma czasu Myśli

Smoczyca87 napisał(a):I tak, umysł ogranicza to co dostajemy jako najlepsze narzędzie, aby się doskonalić.
tego tez nie rozumie , chcesz ducha doskanalicz przez ograniczony umysł Myśli
myślę ze dla ducha to ob czach być zamkniętym w ograniczonym pudelku Boi się

i co to RD ?
Odpowiedz
#31

Alex, słowna jestem, nie uwewnętrzniam się więcej, więc odpowiem tylko na to - rd - rozwój duchowy.
Pozdrawiam.
Odpowiedz
#32

Ja zostanie tak dokładnie przy nie wiem , Oczko
Odpowiedz
#33

poranna ciszoUśmiech też już kiedyś mama mi to powiedziała, że babcia moja mawiała: "piekło to jest tu na ziemi.." i może to i prawda... Ja pisałam pracę mgr na temat życia pozagrobowego zwłaszcza w starożytnych cywilizacjach naprawdę ciekawy temat. Jestem katoliczką, ale mam jakieś tam zachwiania wiaryOczko i wtedy tez się nad tym niebem zastanawiam. Czasami myślę, że to może na potrzeby lepszego samopoczucia zostało "wymyślone" w końcu zawsze do czegoś dążymy tu w ziemskim życiu i myślę że dla większości osób niebo też jest celem pośmiertnej wędrówki. Łatwiej się pewnie żyje i umiera jeśli się w nie wierzy. Ja już tyle historii o tym niebie czytałam, że to ogród pełen kwiatów, wszechogarniająca miłość, brak chorób itp. czasami też, że to niebo jest takie jakie sobie gdzieś tam wymarzymy ten obraz się materializuje...Ostatnio przeczytałam "Dowód" Eben Alexander - prawdziwa historia neurochirurga, który był z wizytą w zaświatach, jakby całkiem nowe spojrzenie na tą sferę także polecamUśmiech
Odpowiedz
#34

http://dziendobry.tvn.pl/wideo,2064,n/zo...81585.html
komentarz
„Tam, skąd pochodzę, nikt się nie rodzi i nikt nie umiera; są istoty, które wyruszają w podróż, i takie, które właśnie wracają, ale są też inne, które nigdy nie wyjeżdżają. Każda podróżuje po wyimaginowanym świecie w łupinie własnego snu. Ważne jest tylko obudzenie się.”
~ Nisargadatta Maharaj ~
Odpowiedz
#35

..Alex, to piekne.. Kwiatek
Odpowiedz
#36

to napisał Nisargadatta Maharaj tylko zastanawiam się dla czego ważne obudzić się ? po co wiec jest to marzenie senne ?
Odpowiedz
#37

Marzenia Senne tak samo Sny świadczą o tym że nasza dusza żyje poza ciałem w momencie kiedy ciało fizyczne odpoczywa. Sny to rejony zbiorowej nieświadomości samych miejsc których doświadcza każdy żyjący na Ziemi w połączeniu z podświadomością zapisem przeżyć, bankiem danych czasem świadomość budzi się w takich miejscach i oznacza synchroznizacje biegunu podświadomości i nieświadomości prowadzący do WJ - wyższego Ja , wyższej świadomości.

Niebo to wymiary przestrzeni energetycznej uwarunkowane kopiami ludzi którzy wiedli podobne życia na ziemi. Tunel jaki często ludzie opisują ma za zadanie oddzielić przestrzeń przez jaką energetycznie przebiega poza rzeczywistoscią fizyczną zwaną "czyśccem" czy polem M - wszelkich myślokształtów które utrzymują się w bliskości do świata fizycznego. Umożliwia podróż bez utraty ściągnięcia przez ten niski wymiar gdzie Dusze są oczyszczane z wszelkich negatywnych wzorców które realizowały za życia krzywdząc innych poprzez brak wszelkich uczuć wyższych. Miłości.

"Niebo" to ocean kreacji gdzie myśl staje się rzeczywistością czego obrazem jest Arkan Wielki I MAG na Ziemi. Na Ziemi proces energetyczny przebiega znacznie dłużej niż poza fizycznym ciałem z tego względu ponieważ nie jest oczyszczony i przepełniony Miłością tj . po drugiej stronie. Istoty Wyższe to my sami z innej czasoprzestrzeni. Zdaję sobie sprawę że może to wielu szokować jednak to prawda.

Pozdrawiam

ps. Alex wrocław piękne miejsce Uśmiech książ i okolice również macie przepiękne
Odpowiedz
#38

Archangel32 napisał(a):ten niski wymiar gdzie Dusze są oczyszczane z wszelkich negatywnych wzorców które realizowały za życia krzywdząc innych poprzez brak wszelkich uczuć wyższych. Miłości.


ps. Alex wrocław piękne miejsce Uśmiech książ i okolice również macie przepiękne
Tak , okolica fajna ale ostatnio wpadł mi pomysł ze dusze lub ducha nikt nie może oceniać i sądzić bo np. nasz duch ma za sobą i przed sobą wieczność jak wygląda te 50 - 100 lat do wieczności ? chyba nie jak .
Druga sprawa ze duch nasz nie ma kontroli nad człowiekiem(jest tylko obserwatorem ) wiec ogólnie nie można późnej kogoś oceniać lub udawać ze czegoś nauczyli my go ...
Ogólnie do nauki tez jest kiepsko bo to co umie duch to człowiek tylko może po marzyc i każdy próbuje osiągnąć ten stan wszech wiedzy , wiec o jakieś nauki nie ma rzeczy bo człowiek jest ograniczony . tak w skrótach Uśmiech
wiec można podsumować obserwacja przymusowa Szok
To są podsumowania dla pewnej grupy(po za ziemskich istot ) i inny istoty ,postaci mają inne doznania i inny uczucia i cele ....
Odpowiedz
#39

trochę nie na temat, ale też dotyczy sfery duchowej Rotfl
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=X8mU36McPcU[/youtube]
Odpowiedz
#40

Negatywne NDE...
Wizje doświadczane przez ludzi w stanie śmierci klinicznej (tzw. NDE) nie zawsze stanowią przyjemne doznania. Niekiedy zamiast spodziewanego „tunelu ze światłem" pojawia się coś zupełnie innego...
W bestsellerze „Życie po życiu” i następnych pracach dr Raymond Moody zrelacjonował kilkadziesiąt przypadków osób, które znalazły się na granicy życia i śmierci, po czym wróciły i zdały nam relacje ze swych przeżyć. Z ich opowieści wynika, iż prawie wszyscy opuszczając ciało pokonywali ciemny tunel, a potem doświadczali obecności jakiejś świetlistej istoty, jak też swoich bliskich zmarłych. Maurice Rawlings, emerytowany lekarz z kliniki Uniwersytetu Tennessee w Chattanooga uważał, że w tych opisach brakuje doświadczeń negatywnych, jako żywo przypominających wizyty w piekle. Wizja stanów na granicy śmierci, upowszechniana przez Moody`ego i jego naśladowców – twierdził Rawlings – jest stanowczo zbyt sielankowa.
To przekonanie zapuściło w nim korzenie, gdy reanimował pewnego 48-letniego listonosza. Człowiek ów w chwilach powrotu do życia krzyczał, że jest w piekle. Ilekroć Rawlings przerywał reanimację, pacjent błagał go, by go stamtąd wyrwał. Sam przerażony, lekarz widział zwierzęcy strach w oczach umierającego.
Co ciekawe, wizyta w piekle nie była jedynym przeżyciem z pogranicza śmierci, jakiego doświadczył ten pacjent. Pamiętał także opuszczenie ciała, tunel, raj, w którym spotkał swą nieżyjącą matkę – a więc klasyczne wątki opisane przez Moody’ego. Wkrótce miało się okazać, że pobyt w piekle został całkowicie wymazany z jego pamięci. Zbyt traumatyczne doświadczenie, żeby sobie z nim poradzić? – pytał Rawlings. A może podobny mechanizm spychania do podświadomości występuje także w innych przypadkach. Może też pacjenci Moody’ego wizytowali piekło, ale tego nie pamiętają?
Piekło w opowiadaniach tych, którzy nie zapomnieli swoich w nim pobytów, jawi się jako miejsce bardzo niejednorodne. Zupełnie, jakby raj był dla każdego taki sam, piekło zaś – na miarę wyobraźni.
Niektóre wizje z takich podróży nie ustępują inferno odmalowanemu przez Dantego; są opisy zaczerpnięte z natchnionych dzieł Swedenborga, jest w końcu piekło chrześcijańskie, jakby żywcem wyjęte z ikonografii.
Na przykład Thomas Welch, pracownik fizyczny z Oregonu, który z dużej wysokości spadł do rzeki – po śmierci stanął nad bezkresnym oceanem ognia. Była to wizja jak z Apokalipsy św. Jana; tylko siarka i ogień. Welch miał przegląd całego swojego wcześniejszego życia, rozmawiał też z Chrystusem. Gdy powrócił do ciała, uwierzył w piekło. Jego świadectwo w książce Oregon`s Amazing Miracle rzeczywiście jest przejmujące.
Kobieta, która miała zawał serca, a po reanimacji wróciła do życia, stwierdziła:
- Pamiętam, że zabrakło mi powietrza, a następnie zrobiło mi się ciemno przed oczyma. Wydostałam się z ciała i znalazłam się w jakimś mrocznym pomieszczeniu. W jednym z okien stał wielki groteskowy potwór. Obserwował mnie. (...) Gigant skinął na mnie, abym z nim poszła. Nie chciałam, ale musiałam. Na zewnątrz było ciemno. Wszędzie wokół słyszałam jęczących ludzi (...). Gdy znów znalazłam się w szpitalnym łóżku, lekarz chciał wiedzieć, czy piłam alkohol albo brałam narkotyki (...). To przeżycie odmieniło całe moje życie.
Inna pacjentka znalazła się w tunelu prowadzącym do ukrytej jaskini. Panował tam charakterystyczny, zjełczały odór. Odrażające człekopodobne istoty otaczały ją zewsząd, naigrywając się. Po reanimacji koszmar zniknął bez śladu.
54-letnia kobieta, która przedawkowała relanium zeznała:
- Po przejściu przez czarną dziurę zobaczyłam świecącą ognisto-czerwoną plamę, która stawała się coraz większa i większa. Znalazłam się w miejscu, które było czerwone i gorące, całe jakby w płomieniach. Moje stopy grzęzły w roztopionym gruncie. Ciężko było się poruszać.
Czy ludzie ci naprawdę znaleźli się w piekle?
Doktor Michael Sabom z Uniwersytetu w Emory w Atlancie uważa, iż obserwacje Rawlingsa są raczej odosobnione i źle udokumentowane. Koledze po fachu ma za złe, że opierał się na relacjach z drugiej ręki.
– To dziwna kombinacja medycznych faktów, religijnych poglądów i słabo udokumentowanych doświadczeń – mówi Sabom. Ciekawe, iż podobne zarzuty stawiano swego czasu doktorowi Moody’emu.
Zmarły w 2010 roku dr Maurice Rawlings był kardiologiem, specjalistą od chorób sercowo-naczyniowych w Centrum Diagnostycznym w szpitalu w Chattanooga (USA) i wykładowcą uniwersyteckim. Wcześniej pracował w jednym ze szpitali we Frankfurcie nad Menem, a w czasie II wojny światowej został zatrudniony w Pentagonie jako osobisty lekarz generałów: Marshalla, Pattona i Eisenhowera. W świecie medycznym był to więc człowiek uznawany za profesjonalistę i budził zasłużony szacunek.
Rawlings opublikował cztery książki podsumowujące jego badania nad NDE, w których oświadczył, że negatywnych doświadczeń stanów bliskich śmierci pojawia się tak samo dużo, jak pozytywnych. W pierwszej z nich, „Beyond Death's Door" („Za drzwiami śmierci"), lekarz przedstawia szereg przypadków osób, które podczas doznań bliskich śmierci przeżywały wizje piekła. Pełno tam groteskowych ludzkich i zwierzęcych postaci, przemocy, wyszukanych tortur oraz cierpienia. Rawlings stawia tezę, że najważniejszym elementem badań tego typu doświadczeń powinna być rozmowa z pacjentem, przeprowadzona zaraz po odzyskaniu przez niego przytomności, gdyż później wspomnienia o infernalnym incydencie w większości przypadków zanikają.
W kolejnych dwóch książkach, „Before Death Comes" („Nim przychodzi śmierć") oraz „To Hell and Back" („Do piekła i z powrotem"), Rawlings skupił się na zagadnieniu, jak żyć, by uchronić się przed wizytowaniem piekła po śmierci. Są to prace pisane przez człowieka nawróconego na chrześcijaństwo, który pragnie podzielić się z innymi swym donośnym odkryciem.
Stwierdzenia Rawlingsa nie robią jednak wrażenia na innych badaczach NDE, którzy przede wszystkim podnoszą problem zbyt wąskiego pola obserwacji prowadzonych przez kardiologa. Wynik jego doświadczeń mógł zostać zafałszowany, ponieważ nie zajmował się on osobami przeżywającymi negatywne NDE w innych obszarach kulturowych, a głębokie wierzenia religijne – o czym dobrze wiadomo – mogą wpływać na interpretację doznawanych przeżyć.
Zapytany o tę kwestię w jednym z wywiadów dr Keneth Ring oświadczył, że poznał Rawlingsa osobiście i że jego zdaniem był on fundamentalistą – konserwatywnym chrześcijaninem, dla którego drogowskazem w życiu stała się Biblia.
– Rawlings nie prezentuje danych liczbowych w tym zakresie, ale przedstawia własną opinię, zgodnie z którą doświadczenia stanów bliskich śmierci stanowią potwierdzenie chrześcijańskiej teologii – tłumaczy Ring. – Oznacza to, że dobrzy chrześcijanie doświadczają dobrych przeżyć, a źli chrześcijanie – złych. Według danych ogłoszonych przez G. Gallupa, a także według moich własnych - ok. 1 - 5 procent badanych przypadków stanów bliskich śmierci ma charakter negatywny. A więc tylko w tym względzie Rawlings miał rację stwierdzając, że obok pozytywnych istnieją również negatywne NDE…
Zdaniem Kenetha Ringa, póki co odnotowano zbyt mało przypadków negatywnych, by można je było rzetelnie przebadać. Przypuszcza on, że rzecz dotyka głównie tych osób, u których wyobrażenia piekła i czyśćca są prymitywne i przesadnie dosłowne. Osoby te w chwili zbliżającej się śmierci boją się znacznie bardziej od innych ludzi.
– Według mnie przeżycie stanu bliskiej śmierci składa się z elementów osobowych Ja oraz z elementów karmicznych – kontynuuje Ring. – Ja nie chce umrzeć i broni się, a jednocześnie stanowi niejako zbiornik spostrzeżeń, z którymi człowiek wchodzi w stan bliski śmierci. W niektórych przypadkach na początku stanu bliskiej śmierci mogą wystąpić przeżycia negatywne. Potem, gdy Ja się wyzwala, występuje na ogół doznawania światła i miłości – kończy dr Ring.
Jednak po obserwacjach, których dokonał Rawlings, jego wnioski zaczęli nieoczekiwanie potwierdzać inni badacze, w tym Phyllis Atwater i Nancy Evans Bush z Międzynarodowego Towarzystwa Badań Przeżyć Na Granicy Śmierci (ang.: Association for Near-Death Studies – IANDS), która sama doświadczyła negatywnego NDE. Podczas porodu swego drugiego dziecka, Nancy przeżyła śmierć kliniczną: znalazła się w przerażającej otchłani, gdzie szydercze głosy przekonywały ją, że świat, jaki zna, nigdy nie istniał. Przerażona, na granicy obłędu uświadomiła sobie, że musi być chyba w piekle!
– Moja rozpacz wynikała z absolutnego przekonania, że poznałam właśnie prawdziwe życie pozagrobowe, o którym nigdy dotąd nie myślałam jako o piekle – stwierdziła po dojściu do siebie. To sugestywne doświadczenie sprawiło, że zrezygnowała ze stanowiska dyrektora administracyjnego pewnej wyższej uczelni i rozpoczęła pracę w organizacji analizującej podobne przeżycia.
Według Nancy Bush nazywanie takiego doświadczenia negatywnym sugeruje, że nie ma ono wartości i nie może przynieść człowiekowi żadnych korzyści. Jest to jednak wniosek chybiony. Doświadczenia piekielne bliskie śmierci mają bowiem tak samo duży potencjał przemiany ludzkiego życia, jak doświadczenia niebiańskie. Dlatego – podkreśla Nancy – właściwiej byłoby nazywać je doświadczeniami wywołującymi lęk.
– Badania Rawlingsa idealnie pasują do moich własnych – wyznaje z kolei Phyllis Atwater – gdyż ja także odkryłam setki piekielnych przypadków, jeden na siedem w mojej bazie badawczej. Choć uniwersalny schemat doznania z pogranicza śmierci pozostaje taki sam niezależnie od rodzaju doświadczenia, w piekielnych epizodach zauważyłam pewne różnice: lęk przed oderwaniem się od ciała fizycznego; przedłużające się okresy ciemności; spotkanie w tunelu demonów albo czarnych istot; światło, które szybko przygasa lub staje się przyćmione, gdy przejdzie się przez nie; obrazy groźnej pustki lub otchłani, piekielnego czyśćca lub gwałtownych ataków (a nawet prześladowań z przeszłości danej osoby); złowrogie lub obojętne istoty, które wywołują postawę obronną albo konieczność walki o przetrwanie...
Zdaniem Atwater piekielne wersje NDE często przeistaczają się w wersje niebiańskie, szczególnie jeśli dana osoba poprosi o boskie wstawiennictwo. Zazwyczaj jednak piekielne doświadczenia kończą się w sposób gwałtowny, bez konkretnego rozwiązania. W wywiadach jakie Atwater przeprowadzała, jedynymi ludźmi, którzy opisywali piekło jako miejsce gorące i pełne ognia byli fundamentaliści religijni. Pozostali opowiadali, że było ono zimne, lodowate, twarde albo puste.
Nawet jeśli weźmie się pod uwagę nieprzyjemne czy piekielne doświadczenia, ogromna większość przeżyć z pogranicza śmierci jest mimo wszystko przyjemna i ukazuje krainy wypełnione niebiańskim światłem, rozległe łąki i lśniące miasta.
– Z moich obserwacji wynika – podsumowuje Phillis Atwater – że każdy z przypadków piekielnych stanowi wyraz konfrontacji człowieka ze swym cieniem (czyli z tym aspektem jaźni, który był dotąd tłumiony lub wypierany). Mechanizm ten wykorzystuje psychika (...) w procesie uzdrawiana i rozwoju.
Niewielu ludzi jest w stanie zdać relację ze swej wizyty w piekle. To doświadczenie niezwykle osobiste, czasem tak traumatyczne, że jedyny sposób, w jaki można sobie z nim poradzić to wyparcie ze świadomości. W tych piekielnych doświadczeniach postrzegamy siebie w ohydnym, przerażającym krajobrazie, czasami widząc grupy innych osób pogrążonych w rozpaczy. Większość dotkniętych tym przeżyciem relacjonuje potem, że byli jedynie obserwatorami infernalnych krajobrazów, a sami żadnych mąk nie przeżywali.
Czy doświadczenia te dowodzą, że niebo i piekło to miejsca rzeczywiste?
Wydaje się całkiem prawdopodobne, że kiedyś to właśnie relacje z doświadczeń bliskich śmierci doprowadziły ludzi do wiary w Niebo i Piekło. Wierzenia te w wielu kulturach świata odgrywają niezwykle istotną rolę, czego dowodem są najstarsze źródła pisane. Ponieważ oglądane oczami duszy obrazy zdają się być żywe, mogą wydawać się czymś realnym – wręcz materialnym!
Nie ma jednak żadnego dowodu na to, że ten rodzaj doświadczeń przydarza się wyłącznie osobom złym, chociaż zwykliśmy to postrzegać właśnie w ten sposób. Dlatego rzeczą ważną jest, by nie osądzać i nie oceniać poziomu moralnego człowieka, który coś podobnego przeżył. Każdy posiada zdolność doświadczania zarówno jasności, jak i tego, co straszne – i vice versa. W tradycjach z całego świata opisane są przerażające doznania świętych, które jednak w najmniejszym stopniu nie przeszkodziły im w staniu się osobami świętymi – przypomina Nancy Bush.
Dlaczego zatem niektórzy ludzie mają doświadczenia cudowne, niebiańskie, inni natomiast – przerażające? Trudno udzielić na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi.
Wiele starożytnych mitów opisuje bohaterów schodzących do ponurego i przerażającego świata podziemi. Stają oni tam twarzą w twarz z potworami i niewyobrażalnymi niebezpieczeństwami, co jest częścią misji powierzonej im przez bogów. Tezeusz, który znajduje drogę w labiryncie Minotaura; Jonasz połknięty przez wielką rybę; Persefona spędzająca połowę każdego roku we wzbudzającym lęk i podziw królestwie Plutona. Ich misje polegały na przeżyciu i powrocie do świata, a także na przyniesieniu skarbu – zwykle takiego, który posłuży całej ludzkości. Odczytywane wyłącznie na poziomie materialnym, historie te jawią się jako naiwne i zupełnie nieprawdopodobne; jednak na poziomie duchowym i psychologicznym, można je odbierać jako bogate w treść mity, posiadające właściwość transformacji. Również budzące lęk doświadczenia bliskie śmierci sprawiają, że człowiek staje twarzą w twarz z najgłębszymi życiowymi sprawami.
Kim jestem? Co jest rzeczywiste? Czym jest to, czego tak bardzo się obawiam, a czego nie mogę nawet do siebie dopuścić? Kto kontroluje moje życie?
Oto jak podsumowują swe piekielne przeżycia osoby, które ich doświadczyły.
– To doznanie do dziś tak mnie przeraża, że muszę wszystko w moim życiu pozmieniać. To tak, jakby osoba, którą byłem wcześniej, naprawdę w tym doświadczeniu umarła. Wcześniej nie byłem złym człowiekiem, tylko trochę płytkim, dbającym o to, by odnosić sukcesy, robić duże pieniądze... Ale w doświadczeniu bliskim śmierci wszystko działo się poza moją kontrolą – byłem całkowicie bezradny. To mnie zmieniło – relacjonuje pewien mężczyzna.
– Doświadczyłem bycia wyeliminowanym, bycia niczym. Zrozumienie, że to doświadczenie nie jest czymś przerażającym, co przychodzi z zewnątrz, ale przesłaniem z jakiegoś naprawdę głębokiego miejsca, może z mojej duszy – zajęło mi połowę życia: 20 lat. Może to Bóg wówczas przemówił przez moją duszę?
– Przez wszystkie te lata walczyłem, by nie zostać wyeliminowanym, po prostu nie zgadzałem się na unicestwienie. Czasami taki sprzeciw może doprowadzić nas do zrozumienia istoty rzeczy. Mnie zmusił do myślenia na zupełnie nowym poziomie o celu i wartości życia i o tym, co jest w moim życiu realne. Znacznie głębiej rozumiem teraz cierpienie – dopowiada inny pacjent.
– Doświadczenie to było najbardziej przerażającą rzeczą, jaka kiedykolwiek mi się przytrafiła. Ale po latach zdałam sobie sprawę z tego, że mogę pokonać lęk, a po drugiej stronie odnajdę światło. Przeżycie NDE nie należało w moim przypadku do łatwych i nie rozumiałam dlaczego spotkało właśnie mnie, ale jest w tym coś niezwykle istotnego – podsumowuje swe doznanie pewna kobieta.
Charles Garfield, psycholog w Instytucie Badań nad Rakiem w San Francisco mówi:
– Liczba umierających pacjentów, którzy mieli wizje negatywne jest prawie tak duża, jak tych, którzy przekazują doświadczenia radosne...
Czy więc książka Moody’ego zafałszowała obraz życia po życiu? Dlaczego w jego relacjach nie znalazł się ani jeden przypadek negatywnego NDE?
– Psycholodzy i psychiatrzy (którzy z założenia piszą najwięcej książek na ten temat) nigdy nie natykają się na przypadki negatywne – pisał dr Maurice Rawlings. – Dlaczego tak się dzieje? Czy z powodu zbyt dużego dystansu czasowego dzielącego wydarzenie i przeprowadzony z pacjentem wywiad? (...) A może dlatego, że ich przy tym nie było? Nie przywrócili do życia żadnego ze swoich pacjentów lub mówienie o tym zwyczajnie nie jest w ich interesie? Niewykluczone też, iż istotne są wszystkie te powody razem wzięte.
Inaczej ten stan rzeczy wyjaśnia psychiatra i neurolog Bruce Greyson, od wielu lat analizujący przypadki przeżyć na granicy śmierci. Na pytanie, dlaczego takich mrocznych doświadczeń nie opisano wcześniej, odpowiada on wprost: - Nie znajdowaliśmy ich, ponieważ nie szukaliśmy.
Dziś jedno jest pewne – bez dogłębnych badań zjawiska NDE nigdy nie dowiemy się, co dzieje się z człowiekiem, który umiera. A jest to bez wątpienia najważniejszy problem przed jakim stoimy – przynajmniej w tym życiu.
Odpowiedz
#41

Kiedyś pisałem każdy z nas wie, kim jest i gdzie zmierza tylko to jest tak banalnie proste ze nawet nie zwracamy na to uwagę. Dopiero jak to zrozumiemy sami coś pęka i zaczyna się otwierać wszystko.
Szukałem podobnych wizji, jakie ja wiedziałem i tylko jedna osoba ich miała.
Wniosek zrobiłem , ze są my różnie pochodzimy z różnych światów i nie musisz mieć po śmierci to, co ja.
Odpowiedz
#42

Rotfl z cyklu.... znalezione przypadkiem w necie - warte przeczytania Oczko

Natuzza: Łącznik Zaświatów

Chciałbym zaproponować Wam lekturę artykułu poświęconego doświadczeniom kalabryjskiej mistyczki Natuzzy Evolo z duszami zmarłych. Jej świadectwo odpowiada w 100% doktrynie katolickiej odnośnie życia pozagrobowego (autorem artykułu jest ksiądz katolicki), co jednak nie ujmuje jego autentyczności i w wielu aspektach pokrywa się z naukami innych świadków istnienia życia po drugiej stronie kurtyny śmierci.
Wiele lat temu rozmawiałem ze znanym, charyzmatycznym kapłanem, założycielem cenionej przez kilku biskupów organizacji kościelnej. W pewnym momencie zaczęliśmy dzielić się opiniami na temat Natuzzy Evolo. Z największym zdumieniem usłyszałem, że – zdaniem wspomnianego duchownego – Natuzza parała się dochodowym spirytyzmem. Głęboko nie zgadzałem się z tą opinią, ale z szacunku do niego, nie odpowiedziałem, uważając, że tego rodzaju krzywdząca opinia wynika z niegodnej zazdrości wobec biednej analfabetki, do której każdego miesiąca zwracały się tysiące ludzi, otrzymując zawsze ulgę dla ducha i dla ciała. Przez lata starałem się poznać relację między Natuzzą a zmarłymi i zrozumiałem, że kalabryjskiej mistyczki nie można w żadnym wypadku nazwać „medium”. Natuzza, bowiem, nie wzywa zmarłych, prosząc aby do niej przyszli, lecz dusze ukazują się jej wyłącznie z własnej woli, oczywiście za bożym pozwoleniem.
Kiedy ludzie prosili ją o przesłania lub odpowiedzi zmarłych na swoje pytania, Natuzza odpowiadała wówczas niezmiennie, że spełnienie takiej prośby nie zależy od niej, ale wyłącznie od bożego zezwolenia i zachęcała ich do modlitwy do Pana Jezusa, aby ich pobożna prośba została spełniona. W rezultacie niektóre osoby uzyskiwały przesłania od zmarłych z ich rodzin, inni zaś nie byli wysłuchiwani, mimo że Natuzza pragnęła spełnić prośby wszystkich. Poza tym jej anioł stróż informował ją zawsze, czy konkretne dusze potrzebują w zaświatach wstawiennictwa lub mszy świętych.
W historii duchowości katolickiej zjawisko ukazywania się dusz z nieba, czyśćca lub czasami również z piekła, miało miejsce w życiu wielu mistyków i świętych kanonizowanych. Jeśli chodzi o czyściec, to możemy wymienić św. Grzegorza Wielkiego, który dał początek tradycji odprawiania przez miesiąc mszy, zwanych od jego imienia „mszami gregoriańskimi”, św. Gertrudę, św. Teresę z Avila, św. Małgorzatę z Kortony, św. Brygidę, św. Weronikę Giuliani i bardziej nam współczesnych: św. Gemmę Galgani, św. Faustynę Kowalską, Teresę Newmann, Marię Valtorta, Teresę Musco, św. Ojca Pio z Petrelciny, Jadwigę Carboni, Marię Simma i wielu innych. Należy podkreślić, że podczas gdy w przypadku wymienionych mistyków celem objawień dusz czyśćcowych było utwierdzenie ich w wierze i skłonienie do gorliwszych modlitw w ich intencji, oraz pokuty, co miało pomóc cierpiącym duszom w szybszym dostaniu się do nieba, tak jeśli chodzi o Natuzzę, poza tym wszystkim, Bóg wyznaczył jej jeszcze jeden cel związany z darem kontaktowania się z duszami czyśćcowymi: niesienie pociechy ludowi katolickiemu w okresie, w którym, tak w katechezie jak i homiletyce, temat czyśćca jest niemal zupełnie nieobecny, oraz utwierdzanie chrześcijan w wierze, że dusza istnieje po śmierci i przypominanie o obowiązku niesienia pomocy Kościołowi pokutującemu przez Kościół pielgrzymujący.

Zmarli potwierdzali Natuzzy istnienie czyśćca, nieba i piekła, gdzie trafiali po śmierci, w nagrodę lub za karę za ich postępowanie za ziemskiego życia. Natuzza potwierdzała w swoich wizjach tysiącletnie nauczanie katolicyzmu, że natychmiast po śmierci dusza zmarłej osoby jest prowadzona przez jej anioła stróża przed oblicze Boga, gdzie poddawana jest doskonałemu osądowi obejmującemu wszystkie, najmniejsze nawet szczegóły jej życia. Te dusze, które trafiały później do czyśćca, prosiły zawsze, za pośrednictwem Natuzzy, o modlitwę, jałmużnę, dobre uczynki w ich intencji, lecz przede wszystkim o msze święte, które skracały okres ich cierpień.

Według Natuzzy czyściec nie jest żadnym miejscem, lecz wewnętrznym stanem duszy, która odbywa pokutę “w tych samych miejscach ma Ziemi, gdzie żyła i grzeszyła”, a zatem również w domu, który zamieszkiwała. Czasami dusze “tworzą” swoje czyśćce w kościołach, kiedy minął dla nich okres najcięższych mąk. Czytelnik nie powinien dziwić się tym stwierdzeniom Natuzzy, gdyż mistyczka bezwiednie powtarzała to, co na ten temat pisał papież Grzegorz Wielki w swoim dziele Dialogi. Cierpienia czyśćcowe, mimo, ulgi niesionej przez anioła stróża, bywają bardzo ciężkie. Obrazuje to pewna historia opowiedziana przez Natuzzę. Pewnego razu zobaczyła ona duszę, którą zapytała, gdzie się znajduje. Zmarły odparł, że przebywa wśród płomieni w czyśćcu. Mistyczka, widząc, że dusza jest radosna i spokojna, stwierdziła, że kłamie. W odpowiedzi zmarły oświadczył, że płomienie czyśćcowe nosi ze sobą, gdziekolwiek by się nie udał. W chwili, gdy to powiedział Natuzza zobaczyła płomienie otaczające duszę. Przekonana, że ma do czynienia z halucynacją, zbliżyła się do zmarłego i została ogarnięta bijącym od niego żarem, który wywołał u niej bolesne poparzenia gardła i ust. W konsekwencji Natuzza miała poważne trudności w odżywianiu się przez czterdzieści dni i była zmuszona zwrócić się o pomoc do dr Giuseppe Domenico.
Natuzza spotkała wiele dusz ludzi sławnych i zupełnie nieznanych. Ona, która zawsze mówiła o sobie, że jest niewykształcona, spotkała również Dantego Aligheri, który wyznał jej, że zanim osiągnął niebo spędził w czyśćcu trzysta lat, ponieważ, mimo, że pieśni Boskiej Komedii tworzył pod bożym natchnieniem, niestety dał upust swoim sympatiom i antypatiom, przypisując określonym postaciom zasługi lub winy. Tym właśnie Dante zasłużył sobie na trzy wieki czyśćca, które spędził na Zielonej Łące, nie cierpiąc jednak innych mąk, jak ta, która wynika z tęsknoty za Bogiem.
Zebrano liczne świadectwa spotkań Natuzzy z duszami Kościoła pokutującego. Prof. Pia Mandarino z Cosenzy wspomina: <<W następstwie śmierci mojego brata Mikołaja, która miała miejsce 25 stycznia 1968 roku, popadłam w depresję i straciłam wiarę. Wysłałam informację do ojca Pio, którego od dawna znałam: “Ojcze, chcę odzyskać moją wiarę!”. Z nieznanych mi powodów nie otrzymałam odpowiedzi. W sierpniu po raz pierwszy odwiedziłam Natuzzę. Powiedziałam jej: “Nie chodzę do kościoła i nie przyjmuję komunii świętej”. Natuzza roześmiała się, pogłaskała mnie i powiedziała: “Nie przejmuj się. Wkrótce nadejdzie czas, gdy nie będziesz się mogła bez niej obejść. Twój brat będzie zbawiony. Zmarł śmiercią męczennika. Teraz potrzebuje modlitw; klęczy przed obrazem Maryi i modli się. Cierpi ponieważ klęczy”. Słowa Natuzzy uspokoiły mnie. Jakiś czas później, dzięki ojcu Pellegrino dotarła do mnie odpowiedź ojca Pio: “Twój brat będzie zbawiony. Teraz potrzebuje twoich modlitw”. To była taka sama odpowiedź! Jak przepowiedziała mi Natuzza, odzyskałam wiarę i zaczęłam ponownie uczęszczać na mszę i przystępować do sakramentów. Około czterech lat temu dowiedziałam się od Natuzzy, że Mikołaj poszedł do nieba, zaraz po uroczystości Pierwszej Komunii jego trzech siostrzeńców, którzy w San Giovanni Rotondo, ofiarowali te uroczystość w intencji wuja>>.
Antonietta Polito z Briatico przytacza następujące świadectwo na temat relacji Natuzzy z zaświatami: <<Pokłóciłam się z moją krewną. Niedługo potem udałam się do Natuzzy, która położywszy mi rękę na ramieniu, zapytała: „Kłóciła się pani?” „Skąd pani o tym wie?” „Powiedział mi o tym brat (zmarły) tej osoby. Polecił, aby przekazać pani prośbę, by pani zaprzestała kłótni, bo on cierpi z tego powodu”. Wcześniej nie rozmawiałam o tym wydarzeniu z Natuzzą, która z nikąd nie mogła się o tym dowiedzieć. Powiedziała mi nazwisko osoby, z którą się pokłóciłam. Innym razem Natuzza oświadczyła i odnośnie tego samego zmarłego, że był zadowolony, gdyż jego sistra zamówiła msze gregoriańskie w jego intencji. „Kto pani o tym powiedział?” – zapytała Antonietta. „Zmarły”. Dużo wcześniej poprosiłam o informacje odnośnie mojego ojca, Vincenzo Polito, zmarłego w 1916 roku. Natuzza zapytała mnie, czy mam przy sobie jego zdjęcie, ale odparłam, że nie, gdyż w tamtych czasach jeszcze ich nie robiliśmy. Podczas następnego spotkania Natuzza oświadczyła, że mój ojciec jest w niebie, gdyż chodził na mszę świętą rano i wieczorem. Osobiście nic nie wiedziałam o tym jego zwyczaju, gdyż gdy zmarł miałam dopiero dwa lata, ale matka – którą o to zapytałam – potwierdziła, prawdomówność Natuzzy>>.

Pani Teresa Romero z Portosalvo wspomina: <<5 września 1980 roku zmarła moja ciotka. W dniu jej pogrzebu moja przyjaciółka udała się do Natuzzy, którą zapytała o zmarłą. „Jest zbawiona!” – odparła Natuzza. Czterdzieści dni później osobiście pojechałam do mistyczki, ale zapomniałam o ciotce i nie zabrałam ze sobą jej zdjęcia. Gdy się spotkałyśmy, Natuzza od razu powiedziała: „Czy wiesz Tereso, kogo wczoraj widziałam? Twoją ciotkę, tę staruszkę, która zmarła jako ostatnia (Natuzza nigdy jej nie poznała). Powiedziała mi: „Jestem ciotką Teresy. Proszę jej powiedzieć, że jestem zadowolona z tego, co dla mnie czyni, że otrzymuję owoce wszystkich jej dobrych uczynków, które spełnia w mojej intencji oraz, że modlę się za nią. Oczyściłam się na Ziemi”. Moja ciotka, w chwili śmierci, była ślepa i sparaliżowana leżała w łóżku>>.

Pani Anna Maiolo zamieszkała w Gallico Superiore opowiada: <<Gdy udałam się do Nanuzzy pierwszy raz, po śmierci mojego syna, ta powiedziała mi: "Pani syn znajduje się w miejscu pokutnym, co z resztą czeka nas wszystkich. Szczęśliwy ten, kto może iść do czyśćca, gdyż są i tacy, którzy idą do piekła. Potrzebuje on dobrych uczynków, dużo dobrych uczynków!” Wówczas podjęłam wiele inicjatyw w intencji mojego syna: dałam na wiele mszy, ufundowałam statuę Matki Boskiej Wspomożycielki, która stanęła u sióstr, kupiłam kielich i kadzielnicę ku jego pamięci. Kiedy wróciłam do Nanuzzy, ta mi powiedziała: „Pani synowi niczego więcej już nie trzeba”. „Jak to, przecież ostatnim razem powiedziała mi pani, że mój syn potrzebuje wiele dobrych uczynków?” „Wystarczy to, co pani zrobiła”. Ja nie informowałam jej o niczym, co zrobiłam dla syna>>.
Pani Maiolo kontynuuje swą opowieść: <<7 grudnia 1981 roku, w wigilię święta Niepokalanego Poczęcia, po nowennie, wracałam do domu w towarzystwie przyjaciółki, pani Anny Giordano. W kościele modliłam się do Jezusa i Maryi tymi słowami: „Jezu mój, Maryjo moja, dajcie mi, proszę, jakiś znak, gdy mój syn dostane się do nieba”. Byłam blisko swojego domu i żegnałam się właśnie z przyjaciółką, gdy nagle zobaczyłam na niebie, nad moim domem, świecącą sferę wielkości księżyca, która przez kilka sekund się poruszała, po czym znikła. Zdawało mi się, że niezwykły obiekt pozostawił po sobie błękitny ślad. „Matko święta, co to było!” – krzyknęła pani Giordano, przestraszona jak ja. Pobiegłam do domu po córkę, ale gdy przyszłyśmy na miejsce, tajemnicze zjawisko już się skończyło. Następnego dnia zadzwoniłam do obserwatorium geofizycznego regionu Reggio Kalabria, z zapytaniem czy poprzedniego wieczora miało miejsce jakieś zjawisko atmosferyczne lub zaobserwowano jakąś spadającą gwiazdę dużych wymiarów. Odpowiedziano mi, że nic takiego nie miało miejsca. „Widziała pani przelatujący samolot” – dodawano, lecz to co zaobserwowałyśmy z przyjaciółką nie miało nic wspólnego z samolotami, była to bowiem świetlista sfera przypominająca wyglądem księżyc. 30 grudnia udałam się z córką do Natuzzy. Opowiedziałam jej całą historię, a ona wytłumaczyła mi: „To była manifestacja pani syna, który wstępował do nieba”. Mój syn zmarł 1 listopada 1977 roku, a 7 grudnia 1981 roku poszedł do nieba. Jeszcze przed tym wydarzeniem Natuzza zapewniała mnie, że mój syn czuje się dobrze i gdybym zobaczyła gdzie on się znajduje, z pewnością bym mu poradziła: „Kochany synu zostań, tam gdzie jesteś” i modliła się o swoje pogodzenie się z losem. Kiedy poskarżyłam się, że mój syn nie zdążył przystąpić do sakramentu bierzmowania, Natuzza odpowiedziała: „Ale miał czyste serce”.

Profesor Antonio Granata, wykładowca na Uniwersytecie w Cosenza, przytacza swoje doświadczenie związane z kalabryjską mistyczką: <<We wtorek 8 czerwca 1982 roku, podczas rozmowy z Natuzzą, pokazałem jej fotografie dwóch moich ciotek, Fortunaty i Flory, które zmarły kilka lat temu, do których byłem bardzo przywiązany. Wymieniliśmy wówczas kilka zdań. „To są moje dwie ciotki, które zmarły kilka lat temu. Co się z nimi dzieje?” – zapytałem. “Są w bezpiecznym miejscu” – odparła. “W raju?” “Jedna (Natuzza wskazała na ciotkę Fortunatę) jest na Zielonej Łące; druga (wskazała na ciotkę Florę) klęczy przed obrazem Maryi. W każdym bądź razie obie będą zbawione”. „Czy potrzebują modlitwy?” “Możecie skrócić ich czas oczekiwania” – rzekła Natuzza i uprzedzając kolejne pytanie dodała: „Wiesz jak to zrobić? Trzeba odmówić kilka razy różaniec, modlić się za nie w ciągu dnia, kilkakrotnie przystąpić do komunii świętej, a gdy zdarzy się panu zrobić jakiś dobry uczynek, proszę ofiarować go w ich intencji”.
W pierwszych dniach lipca następnego roku udałem się na pielgrzymkę do Asyżu organizowaną przez braci franciszkanów. Dowiedziałem się tam więcej na temat odpustu Porcjunkuli, który wprawdzie od lat znałem w sposób powierzchowny (wielokrotnie odwiedziłem Porcjunkulę), ale nie mając wiary, nie przypisywałem mu żadnego znaczenia. Tym razem jednak uznałem odpust zupełny za coś wspaniałego, “nie z tego świata”, i postanowiłem natychmiast uzyskać go w intencji moich zmarłych ciotek. Dziwnym zrządzeniem losu nie udało mi się uzyskać informacji odnośnie zasad związanych z tym odpustem zupełnym: myślałem, że można uzyskać go każdego dnia w roku i tak właśnie postąpiłem, ofiarując go za obie ciotki. Na szczęście kilka tygodni później, w swojej parafii, znalazłem broszurkę, w której opisane były warunki uzyskania odpustu w dniach 1 i 2 sierpnia, dla jednej osoby. 1 sierpnia 1982 roku, po wielu przygodach ( niełatwo jest wyspowiadać się i przyjąć komunię w sierpniu), poprosiłem o odpust zupełny w intencji ciotki Fortunaty. W środę, 1 września, ponownie udałem się do Natuzzy, pokazałem jej zdjęcia zmarłych ciotek, przypomniałem słowa, które wypowiedziała podczas mojej ostatniej wizyty i nawiązałem do odpustu Porcjunkuli. „Odpust Porcjunkuli” – mruknęła Natuzza, po czym spojrzawszy jeszcze raz na zdjęcia oświadczyła bez wahania: „Ta jest już w raju ( wskazała na zdjęcie ciotki Fortunaty), a ta jeszcze nie ( pokazała na zdjęcie ciotki Flory).” Zaskoczony i zadowolony zapytałem dla pewności: „Czy to dzięki odpustowi?”„Tak” – odparła Natuzza. „Dzięki odpustowi Porcjunkuli.” Chciałbym dodać, że historia ta zdumiała mnie i pocieszyła. Zdumiała, że tak wielka łaska została okazana przy niewielkim wysiłku z mojej strony; pocieszyła i uszczęśliwiła, gdyż modlitwa takiego grzesznika jak ja została wysłuchana. Czuję, że przypieczętowało to mój powrót na łono Kościoła. 1 listopada poprosiłem o odpust zupełny w intencji drugiej ciotki. Już 18 listopada otrzymałem wiadomość od Natuzzy, która brzmiała: „Teraz (Flora) przebywa w raju, na Zielonej Łące; dostała się tam dzięki wstawiennictwom>>.
Wspomina dr Franko Stilo: << W roku 1985 lub 1984 udałem się do Natuzzy. Pokazałem jej zdjęcia moich bliskich zmarłych: ciotki i dziadka. Na widok zdjęcia ciotki, Natuzza natychmiast, nie zastanawiając się nawet przez chwilę, rozpromieniła się i oświadczyła: „ Ta osoba jest święta i przebywa w raju z Maryją”. Gdy zobaczyła zdjęcie mojego dziadka, wyraz jej twarzy zmienił się: „On bardzo potrzebuje wstawiennictwa” – powiedziała. Byłem zaskoczony szybkością i pewnością odpowiedzi Natuzza. Moja ciotka, Antonietta Stilo, urodzona 3.3.1932 roku, zmarła 8.12.1980 roku w miejscowości Nicotera, była od dzieciństwa osobą bardzo religijną. Gdy miała 19 lat udała się do Neapolu aby zostać zakonnicą, ale wkrótce zachorowała i musiała zrezygnować z realizacji tego pragnienia. Mimo to, przez całe życie była dobra i uczynna dla innych, a swoje cierpienia ofiarowywała zawsze Panu. Tymczasem mój dziadek, Józef Stilo, ojciec wspomnianej ciotki, urodzony 5.4.1890 roku, zmarły 10.6.1970 roku, nigdy się nie modlił, nie uczęszczał na mszę świętą, czasami bluźnił i prawdopodobnie nie wierzył w Boga. Oczywiście Natuzza nie mogła o tym wiedzieć, dlatego byłem zdumiony niezwykłą szybkością z jaką udzieliła mi odpowiedzi.>>

Profesor Valerio Marinelli, autor liku książek na temat Natuzzy Evolo, zapytał ją kiedyś: “Czy dusze czyśćcowe cierpią zimno?” „Tak – odparła – również wiatr i mróz. Ich kara zależy od rodzaju popełnionych grzechów. Na przykład pyszni, próżni i zadufani w sobie są zanurzeni w śmierdzącym błocie. Czas w zaświatach jest taki sam ja na tutaj, tyle, że zdaje duszom się płynąć wolniej z powodu ich cierpienia. Nikt nie zna tajemnic tamtego świata, a naukowcy znają jedynie tysięczną część ziemskiej rzeczywistości”.
Doktor Ercole Versace, zamieszkały w Reggio Kalabria, wspomina: <<Pewnego poranka, wiele lat temu, modliłem się wraz z moją żoną i Natuzzą w kaplicy, w Paravati. Oprócz nas trojga w kaplicy nie było nikogo. W pewnym momencie Natuzza rozpromieniła się na twarzy i zapytała mnie: „Czy miał pan brata, który zmarł, gdy był mały?” „Tak” – odparłem. “Dlaczego pani pyta?” “Bo jest tu z nami!” “Tak? A gdzie? “Na przepięknej, zielonej łące”. Chodziło o mojego brata Alberta, który zmarł w wieku piętnastu lat, 21 maja 1940 roku, w następstwie zapalenia wyrostka robaczkowego, w czasie gdy uczył się we Florencji, w Collegio Della Quercia. Natuzza nie dodała nic więcej>>.
Siostra Cordiano ze zgromadzenia Misjonarek Katechizmu, opowiada: <<Wielokrotnie pytałam Natuzzę o moich zmarłych krewnych. Gdy zapytałam ją o moją matkę, natychmiast pełna radości oznajmiła: „Jest w niebie. To była święta kobieta!” Na pytanie o ojca odparła: „Odpowiem siostrze przy następnej wizycie”. Kiedy do niej doszło, Natuzza powiedziała mi: „ Niech kapłan odprawi za niego mszę 7 października, wówczas pójdzie do nieba!” Byłam bardzo poroszona tą informacją, gdyż 7 października jest święto Matki Boskiej Różańcowej, a mój ojciec miał na imię Rosario (Różaniec). Natuzza nie znała imienia mojego ojca.>>
Warto w tym miejscu przytoczyć fragment wywiadu, jaki kalabryjska mistyczka udzieliła w 1984 roku znanemu profesorowi Luigiemu Maria Lombardi Satrianiemu, wykładowcy antropologii, skłaniającemu się ku marksizmowi, który jednak zawsze szanował Natuzzę Etolo. Razem z nim wywiad przeprowadziła dziennikarka Maricla Boggio. Pytanie oznaczymy literą „P”, odpowiedź literą „O”. Oto jego treść:
„P – Natuzzo, odwiedziło cię już tysiące osób i wciąż napływają nowe. Z czym przychodzą, jakie problemy pani zawierzają, o co proszą?
O – Proszą o informacje dotyczące choroby. Czy diagnoza lekarska była słuszna. Pytają o zmarłych, czy są w niebie, czy w czyśćcu, czy potrzebują pomocy.
P – A pani jak i im odpowiada? Na przykład, jeśli chodzi o zmarłych?
O – W przypadku zmarłych, to rozpoznaję ich, jeśli widziałam ich 2-3 miesiące wcześniej; jeśli widziałam ich rok wcześniej, to już ich nie pamiętam, ale jeśli widziałam ich niedawno, to ich pamiętam i rozpoznaję przy pomocy zdjęcia.
P – Czyli, ktoś pokazuje pani fotografię, a pani potrafi powiedzieć, gdzie ta zmarła osoba się znajduje?
O – Tak, gdzie dana dusza przebywa, czy jest w niebie, czy w czyśćcu, czy czegoś potrzebuje, albo czy chce przekazać rodzinie jakąś informację.
P – Czy może pani przekazać zmarłym informację od ich żyjących członków rodziny?
O – Tak, od żywych też.
P- Czy kiedy dana osoba umiera, to może ją pani od razu zobaczyć, czy nie?
O – Nie, dopiero po czterdziestu dniach.
P – A gdzie dusze przebywają przez pierwsze czterdzieści dni?
O – Nie mówią gdzie. Nigdy o tym nie rozmawiają.
P – Mogą wówczas być w czyśćcu, w raju lub w piekle?
O – Tak, również w piekle.
P – A może jeszcze w innym miejscu?
O – Dusze mówią, że ich czyściec znajduje się na Ziemi, tam gdzie żyli i popełniali grzechy.
P – Czasami mówi pani o zielonej łące. Czym jest ta Zielona Łąka?
O – Dusze mówią, że to jest przedsionek raju.
P – Jak pani udaje się rozróżnić, czy dane osoby są żywe, czy umarłe? Przecież widzi je pani jednocześnie.
O – Nie zawsze je rozróżniam. Wiele razy podałam krzesło osobie zmarłej, bo nie potrafiłam odróżnić czy jest żywa, czy umarła. Odróżniam tylko dusze, które przychodzą z nieba, bo unoszą się nad ziemią. Inne biorę za żywe. Ileż to razy zdarza mi się podać im krzesło i usłyszeć: „Nie potrzebuję krzesła, gdyż jestem duszą z innego świata”. Potem taka dusza mówi mi o obecnym członku rodziny. Bywa bowiem często tak, że kiedy przychodzi do mnie żywy człowiek, towarzyszy mu zmarły brat czy ojciec i mówi mi wiele rzeczy, które chciałby przekazać synowi.
P – Czy tylko pani słyszy głosy zmarłych? Czy mogą je usłyszeć również inne osoby obecne w pokoju?
O – Nie, tylko ja; potem powtarzam to, co słyszę.

Naukowiec Valerio Marinelli, który przez długi czas badał zjawiska paranormalne związane z osobą Natuzza, zbierając liczne świadectwa, wspomina: <<W 1985 roku pani Jolanda Cuscianna, zamieszkała w Bari, poprosiła mnie bym zapytał Natuzzę o los jej mamy, Camelii Tritto, która zmarła we wrześniu 1984 roku. Kobieta ta należała do Świadków Jehowy i córka martwiła się o jej zbawienie. Już ojciec Pio, kiedy Camelia jeszcze żyła, oświadczył Jolandzie, że jej matka będzie zbawiona, ale ta chciała uzyskać potwierdzenie u Natuzzy. Mistyczka, której nie powiedziałem o odpowiedzi ojca Pio, a jedynie poinformowałem ją, że zmarła należała do Świadków Jehowy, zapewniła mnie, iż dusza ta będzie zbawiona, ale potrzebuje wstawiennictwa. Pani Cuscianna dużo modliła się za swoją mamę i zamówiła w jej intencji msze gregoriańskie. Rok później zapytana o jej los Natuzza oświadczyła, że dusza ta poszła do nieba>>.
Profesor Marinelli porusza również temat czyśćca: << Ojciec Michał zapytał ją później na ten temat. Natuzza odpowiedziała, iż rzeczywiście cierpienia czyśćcowe mogą być bardzo bolesne, do tego stopnia, że mówi się o „ogniu czyśćcowym”, gdy chce się wyrazić natężenie tego cierpienia. Dusze czyśćcowe mogą otrzymać pomoc od żyjących, ale nie od innych dusz zmarłych, nawet tych, które przebywają w raju. Jedynym wyjątkiem jest tu Maryja Dziewica. Natuzza dodała, że podczas celebracji mszy świętej liczne dusze gromadzą się w kościołach, czekając, niczym żebracy, na modlitwę kapłana w ich intencji. 1 października 1997 roku miałem okazję spotkać Natuzzę w Domu Spokojnej Starości, w obecności ojca Michała. Wróciłem wówczas do tego tematu. Zapytałem ją, czy to prawda, że cierpienia na Ziemi są niczym w porównaniu z mękami w Czyśćcu. Mistyczka odpowiedziała, że cierpienia czyśćcowe odpowiadają grzechom popełnionym przez konkretną duszę. Cierpienia ziemskie, jeśli są przyjęte z cierpliwością i ofiarowane Bogu, posiadają ogromną wartość i mogą znacznie skrócić okres przebywania duszy w czyśćcu: miesiąc cierpienia na Ziemi mógłby, przykładowo, skrócić okres przebywania w czyśćcu o rok, jak miało to miejsce w przypadku mojej matki. Natuzza przypomniała mi, że dzięki cierpieniu, które moja mama znosiła z powodu choroby przed swoją śmiercią, uniknęła ona części cierpień czyśćcowych i niemal natychmiast udała się na Zieloną Łąkę, gdzie nie ogląda się jeszcze Boga, ale już się nie cierpi. Cierpienia w czyśćcu, dodała Natuzza, mogą być czasami bardziej dotkliwe od tych w piekle, lecz dusze znoszą je chętnie, gdyż wiedzą, że wcześniej czy później oglądać będą oblicze Boga i ta pewność je umacnia. Poza tym są one wspomagane modlitwami i dobrymi uczynkami, co niesie im ulgę i skraca ich męki. Czasami pociesza je ich anioł stróż. Jednak pewna dusza, która ciężko zgrzeszyła, przez długi czas pozostawała w niepewności co do swego zbawienia. Znajdowała się ona na skraju przepaści: z jednej strony rozciągała się ciemność, z drugiej morze, a z trzeciej ogień; dusza te nie wiedziała, czy był to czyściec, czy też piekło. Dopiero po czterdziestu latach dowiedziała się, że będzie zbawiona, co napełniło ją wielkim szczęściem>>.
don Marcello Stanzione

źródło: <!-- m --><a class="postlink" href="http://www.pontifex.roma.it">http://www.pontifex.roma.it</a><!-- m -->
Odpowiedz




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości