Portret tarotowy
#1

Dzięki Madrugadzie dowiedziałam sie o istnieniu czegoś takiego jak portret psychologiczny z daty urodzenia. Nie jest to typowy portret numerologiczny, nie sumujemy cyfr do "upadłego", wyliczając go bazujemy na otrzymaniu liczby od 0 do 22, a osiagamy to odejmując w przypadku większych, których talia Tarota nie przewiduje właśnie "22"

Do mojego portretu mam mieszane uczucia. Szczególnie do karty I- dzieciństwo i wczesna młodość.
Liczyłam tak (bo próbowałam sama wykonać ten karkołomny wyczyn Uśmiech 1. dzień urodzenia, 2. miesiąc urodzenia, 3. suma cyfr roku urodzenia 4. suma z poz. 1+2 5. suma z poz. 2 +3, 6. suma z poz. 4+5 7. suma 1+5 8. 2+6, 9. 1-2 , 10. 3-2, 11. 10-9, 12.7+8 13. 1+4+6, 14. 3+5+6, 15. 9+10+11-7 , 16. 6+11 17. 8+11

Mój portret wygląda tak:
1. dzieciństwo X (koło fortuny) 2.wiek dojrzały XII Wisielec 3. starość Oczko I Mag /
4. podświadomość XXII Głupiec 5. świadomość XIII (Smierć) /7. misja I (Mag)
6. nadświadomość XIII (Śmierć) /
8. dary jakie dostaliśmy by wypełnić misje III (Cesarzowa)
9. poprzednie wcielenie II (Kapłanka)
10. co robiłam XI (Sprawiedliwość )
11. zadanie karmiczne IX ( Pustelnik)
12. harmonia psychiczna IV ( Cesarz)
13. z czego zrezygnowałam, co ukrywam I (Mag)
14. jak jestem odbierana na zewn. V (Papież)
15. sposób odpracowania karmy XXI (Świat)
16. punkt komfortu karmy XXII (Głupiec)
17. jak pracować z misją XII (Wisielec)

W portrecie jest ta enogmatyczna podwójna Śmierć, którą jak odnalazłam w takim wypadku (podwójnym) należy traktować jak "odwróconą", zatem z całym negatywizmem jaki niesie. Sama śmierć już wydaje się wystarczająco demoniczna, a tym bardziej podwójna.. Przez pewien czas pocieszeniem był fakt, że Jan Paweł II miał podwójny Księzyc w swoim portrecie, jednak Księzyc to jednak Księzyc, kojarzy mi sie z wodą, emocjami, zmiennością, płodnością, więc juz mniej demonicznie znacznie niż przyziemna śmierć.
Mam problem, ponieważ nie wiem jak dokładnie interpretować karty. NP. w poz. 7 misja mam Maga, więc wskazywałoby to, że misję swoją zrealizuje raczej w dalszej częsci życia, w dodatku, sugerując się poz. 17-jak z misja pracować, powinnam przyjąc postawe wyczekującą, kontemplacyjną, pasywną (Wisielec), szczególnie jeszcze w połączeniu z zadaniem karmicznym-Karta Eremity- zatem samotność, znowu podkreslona kontemplacja, bierność, wyczekiwanie.. Nie wiem co mam o tym myśleć... Mam milczeń, rozmyślać, by nauczyć się mówić, kształtować, tworzyć i kreować później swoją rzeczywistość?
Darem jaki dostałam jest Cesarzowa, a więc płodność. Z tym mi się kojarzy ta karta. A więc macierzyństwo, które ma mnie wyciszyć, postawić w stan zawieszenia, by następnie? właśnie nie wiem co...
Kartą pierwszą w rozkładzie jest Koło fortuny, przyznam że nie rozumiem tego, jak to się może realizować w sensie dosłownym, obok wisielec, więc chyba może być gorzej, skoro zawisłam do góry nogami... Między nimi (pod) podświadomość Głupiec- z głupca, wierzącemu we wszystko, biorącego wszystko na wiare i dobry omen zmienie się w oglądającego od drugiej strony Wisielca? Przewartościowanie jakieś? Obok Śmierć. Więc śmierć, koniec optymizmu, czarnowidztwo, podejrzliwość, brak wiary w siebie, ten głupiec ucieka z podkulonym ogonem, bo przecież wszytko w co wierzył okazało się czymś zupełnie innym?

Przeżyłam kilka bardzo radykalnych przeżyć w życiu, nie mogę się tego tu dopatrzyć..
Z góry dziękuje za sugestie i wskazówki
Odpowiedz
#2

Jeszcze może dopiszę. Podobno predyspozycje zawodowe to karty 5 i 6, a więc u mnie Śmierć. Bardzo szybko nasunął mi się grabarz...., kryminolog, patolog,ksiądz, ktoś kto ma do czynienia ze śmiercią, chorobą, samotnością ... Zawód wykonywany można odczytać z pozycji 2 i 5, zatem Wisielec i Śmierć- to już kojarzy mi się znacznie gorzej-bowiem z bezrobociem... Coś w Wisielcu umarło i teraz wisi bez ruchu i czeka, by z powrotem świat odwrócił się " z do góry nogami"?

Doszperałam się informacji nt karty Koło Fortuny na pierwszej pozycji- m.in. pieniądze i kwestie materialne odgrywają ważną role w tym okresie dla tej osoby... W dzieciństwie raczej w ogóle nie myślałam o pieniądzach, o zabezpieczeniu, nie rozumiałam znajomych, którzy dążyli do pozyskania czegoś na własność, świadomośc tego, że pieniądze i rzeczy materialne są istotne dostrzegam teraz. W dzieciństwie kilka razy się przeprowadzałam, więc to się zgadza, doświadczyłam też traumatycznych zdarzeń, choć ciężko je nazwać losowymi...Bardzo cięzko było mi przystosować się do zmian, kończyło się to lękami i nerwicą... każda potencjalna zmiana niosła ze sobą obawy- nieraz bardzo duże. Częste zmiany osób w moim otoczeniu wtedy były... Cz widać coś więcej na ten temat? Na innym forum (ezoforum) wyczytałam, że Głupiec na 4 pozycji oznacza problemy we wczesnym dzieciństwie do 7,8 lat
"Bardzo często odnosi się to do spraw, których w sposób świadomy nie pamiętamy i Portret ma tu duże pole do popisu, ponieważ pomaga wydobyć na światło dzienne różne problemy zagrzebane głęboko w podświadomości. Karta ta wskazuje także na dziecko, jakie tkwi w każdym z nas, niezależnie od tego czy w danym momencie mamy lat 1, czy 60 i jego niezaspokojone albo i wręcz ignorowane problemy, bo kto z nas ma czas w tym zabieganym świecie zatrzymać się i wsłuchać w cichutki i bezradny głosik, który od czasu do czasu usiłuje powiedzieć o swoich potrzebach. W związku z tym może informować o problemach w spontanicznym przejawianiu siebie, braku umiejętności zdrowej zabawy, skłonności do dziwnych, a nawet niebezpiecznych rozrywek."/Źródło: kwartalnik dostępny dla zalogowanych użytkowników na stronie internetowej Tarot Karty Tarota Książki Runy Ezoteryka - AS2.pl / a to z :http://www.ezoforum.pl/portret-psychologiczny/51388-pozycja-czwarta-glupiec-xxii.html

I tu by się wszystko zgadzało. Czy zatem głupiec może być "tłem, powodem" Koła fortuny? Rzeczywiście czuje że coś jeszcze jest nie tak, jakieś kwestie związane z dzieciństwem, coś co gdzies mocno jest zagrzebane, ale nie wiem co...? Poza uświadomionym "syfem" czuję, że jeszcze o coś chodzi, że ten "syf" się mnie tak uczepił....
Przy okazji dowiedziałam się również, że okresy przez jakie "obowiązują" karty z poz. 1, 2, 3 nie są stałe, zatem uważam, że Wisielec przyszedł nieco szybciej, bowiem stagnacja i brak działania ma miejsce już od ładnych paru lat..choć może się mylę, bowiem jakieś tam zmiany zachodzą- wyprowadzki, wprowadzki, ja jednak czuję się osadzona, a dokładniej właśnie przewieszona przez gałąź :/
Odpowiedz
#3

Hej.

Początkowy okres życia jakby charakteryzował się tym że wszystko się dość szybko zmieniało - raz na wozie raz pod wozem. Może związane jest to z jakimś problemem z dzieciństwa a może musisz dorosnąć do pewnych spraw (zmienić podejście) Istnieje też opcja że jesteś traktowana przez innych jak dziecko ? Myśli
Pomyśl czy do pewnych rzeczy nie lepiej by było podejść na spokojnie po bardzo gruntowym przemyśleniu.

Co do pozycji 5 i 6 - to znam osobę ze XIII na pozycji 4 i 6. Podejrzewam że tu może być podobnie - prawdopodobnie masz bardzo dobrą pamięć dotyczącą wyrządzonych Ci krzywd i bardzo trudno może być przebaczyć/zapomnieć. Spróbuj popracować nad tym, aby tak naprawdę odzyskać władzę nad swoim życiem.

Odnośnie pozycji 12 - to czujesz się dobrze działając. Ważne jest tu uznanie innych. Tak jak każdy lubisz być doceniana. Może jest to coś czego brakuje Ci z dzieciństwa?

Co do pozycji 7 - musisz pracować nad sobą (patrz w kontekście XIII Śmierć na pozycjach 5 i 6). Mogą tu być ważne także relacje rodzinne. Nie wiem czemu ale odnoszę wrażenie że byłaś niedoceniana w dzieciństwie, czułaś się gorsza od reszty.... Zaakceptuj siebie. Pamiętaj że każda osoba jest naprawdę ważna. To że ktoś tego nie zauważa to jego strata. Uwierz w siebie !!! Czasem może być tak, że będziesz musiała sama stworzyć swoją rodzinę tak, aby Im dać wszystko czego Tobie w dzieciństwie zabrakło.
Aby to osiągnąć masz III Cesarzową - wspaniała Gospodynię i Matkę ale nie taką z teorii tylko z Praktyki.
Przecież oceniasz Siebie jako osobę komunikatywną, aktywną, która może wszystko ! Ludzie postrzegają Cię czasem jako autorytet będący wzorem dla innych.

Będzie dobrze - na pewno dasz radę.

To takie moje luźne myśli po spojrzeniu na Twój TPP.
Miłej nocy.

Stoję w cieniu bo stąd lepiej widać.
Odpowiedz
#4

Łał, dziękuję za odpowiedź Uśmiech Nie sądziłam, że ktoś też o tej godzinie może nie spać Oczko
Dzieciństwo raczej pod wozem, choć epizody pobytu u dziadków mogłyby znaczyć jazde na wozie Uśmiech Nadal czuję się traktowana przez niektórych jak dziecko, choc to dosyć ambiwalentne odczucie, bowiem mam wrażenie, że zależy to od ich potrzeb aktualnych. Nigdy pewne osoby nie miały skrupułów, by obarczać mnie swoimi "dorosłymi" ( a faktycznie wynikającymi z rozpasania i skrajnej niedojrzałości) problemami, liczyło się to co aktualnie pragną i jaki mają cel. Gdy ja zaś liczyłam na wsparcie słyszałam, że na wszystko przyjdzie pora, jestem jeszcze za młoda, może za rok, może za 10 lat i tak w kółko i nie jest mój problem w ogóle istotny...
Zmienne okoliczności-owszem, ale z drugiej strony bardzo przewidywalne, biorąc pod uwagę otoczenie w jakim się wychowałam, taki jakby ciąg zdarzeń, lawina... przez to ja teraz oceniam siebie jako nieprzydatną, za młodą, za mało doświadczoną.. :/ tutaj też może odnośnie mojej samooceny- bardzo chciałabym oceniać siebie tak jak piszesz.. bardzo często mam wrażenie, albo słyszę od innych, że taka właśnie jestem-komunikatywna, pewna siebie itd. Autorytet? mam wrażenie, że niektórzy wręcz próbują udowodnić mi że nie mam żadnego Smutny Lubię działać, coś robić, nie lubię bierności, nawet ostatnio snu nie lubię Uśmiech tylko mam problem z działaniem na innych płaszczyznach niż dotychczas, stąd właśnie zastanawia mnie czy już może nie zaczął się "okres" Wisielca.
Co do gruntownych przemyśleń- odkąd pamiętam "przemyśliwuję"... i do żadnych wniosków nie dochodzę tylko tak "przemyśliwuje" aż nazbyt gruntownie...

Co do pozz. 5 i 6. strzał w 10! Uśmiech Mam okrutną pamięć, pamiętam każdą krzywdę, chociaż staram się tego nie komunikować danej osobie. Sama się z tym bardzo męczę. Tym, którzy skrzywdzili mnie w dzieciństwie, nie potrafie przebaczyć, bo nadal mnie krzywdzą i nie zmienili swojego postępowania Smutny przybrało ono nieco inne formy tylko... więc gdy już ja "zapominam" oni nagle znowu coś "wywiną" :/ W ogóle pamięc to moje przekleństwo, pamiętam wszystko często sytuacyjnie z przywołaniem stroju, fryzury, dokładnego zachowania, gestów danej osoby z którą miałam styczność jeżeli wtedy zdarzyło się dla mnie coś istotnego. Mogę dokładnie zacytować i powiedzieć co dokładnie dana osoba wtedy robiła, z kim była, co piła, jak była ubrana, wpleść to w ogólny kontekst sytuacyjny itd. Smutny Pamiętam każde kłamstwo, każde przekręcenie, ubarwienie, udziwnienie wypowiedzi. Nie skreślam przez to ludzi, ale staję się bardzo ostrożna i nie daję się już "oszukać" w jakimkolwiek komunikacie. Podswiadomie oczywiście swoje wiem, bo tak to mam wewnętrzny przymus często mimo wszystko pomóc, itd. danej osobie. Cesarzowa- macierzyństwo póki co wypełnia moje życie bez reszty i tu jest problem, bowiem chciałabym wskoczyć w rynek pracy, ale ograniczenia jakie niesie macierzyństwo i moje poczucie "obowiązku" wobec dzieci nie pozwala mi na to :/

Dorosnąć do pewnych spraw? Nie wiem czy do tego da się dorosnąć... bo dorosłość wiązałaby się z zerwaniem z przeszłością, a przecież to sa korzenie, których nie da się wyprzeć, czy wymazać.

Czy w portrecie widać śmierć? Czy ta śmierć podwojna może być tak interpretowana? Jako doświadczenie traumy, przeżycie żałoby?
Dziękuję Ci przeogromnie jeszcze raz i również życzę spokojnej nocy Uśmiech


Tak jeszcze myślę nad zadaniem karmicznym. Pustelnik może sugerować konieczność zatrzymania się, zastanowienia nad obraniem zupełnie nowej drogi w 2 części życia (tam Wisielec w sąsiedztwie Głupca więc konieczność spojrzenia z innej perspektywy, nabrania dystansu, oderwania się (wisielec) od dotychczasowych problemów życia i świeże spojrzenie..? Tylko czy Wisielec może oznaczac coś dobrego, poza duchowymi zmianami? W dodatku w sąsiedztwie ze Śmiercią... Ba, w kontekście Koła fortuny, a więc zmian na które wpływu nie mieliśmy, czy nie oznacza to po prostu stagnacji, bezsilności, zawieszenia, odrealnienia (Wiesielec wisi, jest oderwany od ziemi, buja się, albo i pozostaje w bezruchu..., też troche tak jakby nie miał wpływu na nic-jak zawieje mocniejszy wiatr to się "zabuja", jak nie pozostaje mu wisieć w takiej pozycji, bo z tak założoną nogą trzeba być bardzo giętkim by wprawić się w ruch; względnie gałąź się może urwać i pozostanie rozbita czaszka- głowa, bo to jej jest najbliżej do ziemi :/ )

znalazłam też i to: "GŁUPIEC EC – ŚMIER ER Ć(o):
naturalne zmiany, które zachodzą w życiu każdego człowieka dana jednostka odbiera w sposób katastroficzny; głęboki uraz na skutek poronienia lub śmierci dziecka w okresie noworodkowym. " bardzo niepokojące... /http://www.ezomy.fora.pl/arkana-duze,22/opisy-kart,114.html
"GŁUPIEC EC – KOŁO KOŁO KOŁO KOŁO FORT ORT ORT UNY NY :
instynktowne kierowanie się w stronę czegoś lepszego, nowego; zdrowe zasady wpojone w dzieciństwie odnośnie pieniędzy; zdolność do adaptacji w nowych warunkach; pozytywne, ale karmiczne relacje z dziećmi." z tej samej strony/ zdrowe, o tyle, że rozlicze się z każdym co do grosza, nigdy nikogo bym nie okradła, nie mam potrzeby oszukiwać, uważam że wszystko powinno być sprawiedliwie podzielone, by nikt nie ucierpiał i nie dostał mniej, bardzo boję się posądzenia o oszustwo mimo to, więc zawsze bardzo dokładnie się rozliczam, sama mam problem z wyciąganiem do kogoś ręki po pieniądze...
"MAG – ŚMIER ER Ć(o):
opieranie się wszelkim zmianom; nieodpowiedni styl życia, źle wpływający na zdrowie; negatywne wpływy środowiska rówieśniczego; nieumiejętność życia w zgodzie z harmonią żywiołów. " to też zdaje się pasować, nawet astrologicznie mam deficyt niektórych żywiołów. Zmian nie lubię i bardzo ciężko znoszę, bardzo brak mi stabilizacji i bezpieczeństwa, nieodpowiedni styl życia a i owszem-papieroski, brak snu, nieregularne posiłki, czasem niedojadania a jazda na samej herabcie- to niesamowita używka, którą zawsze musze mieć pod ręką, a mój kubek z niedoborem herbaty jest zawsze do połowy pusty Uśmiech
oraz hmm to:"Ona (przyp.:Śmierć)z kolei wysysa energetycznie
bliskich. W poważniejszych przypadkach poczucie beznadziei ( depresja ) i obsesja śmierci mogą
doprowadzić nawet do samobójstwa" no nic , zawsze lepiej wiedzieć.. Oczko
Odpowiedz
#5

To może ja też dodam coś od siebie 

Musisz pamiętać, że Koło Fortuny bardzo często po prostu oznacza karmę, więc być może twoje dzieciństwo i młodość było okazją do odpracowania Twoich obciążeń. W dorosłym życiu na pewno będziesz dążyła do wewnętrznego oczyszczenia, ważna będzie praca nad emocjami. Zarówno Śmierć jak i Wisielec często mówią o tym, że życie staje „do góry nogami”. Podwójna Śmierć zaś informuje, że o ile na pewno będziesz to tego oczyszczenia dążyć , to będzie to utrudnione. Często ta karta oznacza lęk przed wzięciem odpowiedzialności za własne życie, ostrożnie postawiła bym tu tezę, że rozpamiętujesz dawne krzywdy i to Cię blokuje. Być może po prostu nie lubisz zmian, ale będą Ci one towarzyszyły.
Dla Ciebie ważnym zadaniem jest dbanie o dobry kontakt, szczególnie z rówieśnikami. Dużo jest też u Ciebie kart, które wskazują na dzielenie się swoją wiedzą z ludźmi, wspieranie ich dobrym słowem. Może właśnie dla tego spotkały Cię takie a nie inne doświadczenia, dzięki temu lepiej będziesz potrafiła pomagać innym.
Dodam jeszcze, że nie dziwię się, że bardzo chciałabyś rozpocząć pracę, w końcu twoją kartą harmonii psychicznej jest Cesarz, symbol aktywności, uznania i pozycji zawodowej.
Mam nadzieję, że moja interpretacja rozjaśni Ci pewne kwestie. Daj znać, co o tym sądzisz. Uśmiech
Odpowiedz
#6

Dziękuję Littlewolf Buźki Racja, rozpamiętuje dawne krzywdy, analizuje, wracam i również nie lubię zmian.
Mam nadzieję, że zrealizuje się to co piszesz w kwestii pomagania, bo odczuwam taka potrzebe, niestety zawód wybrałam jaki wybrałam i nie współgra on w ogóle z moim poczuciem spełnienia życiowego :/
Bardzo zaintrygowało mnie to co piszesz odnośnie Koła fortuny. Często zastanawiałam się właśnie czy to nie karma właśnie, że takie a nie inne rzeczy miały miejsce do tej pory w moim życiu. Od jakiegoś czasu dąże do harmonii psychicznej, wyciszenia emocji, w zasadzie to w pełni uświadomiłam sobie to kilka dni temu. Piszesz, że może być to utrudnione. W ciągu tych kilku dni spotkały mnie dziwne sytuacje, które "próbowały" wyprowadzić mnie z równowagi. Póki co staram się- nie daję się i sama jestem w szoku, że można tak na spokojnie... mam nadzieję, że mi się to uda i w końcu osiągnę konsensus sama ze sobą Uśmiech
Zastanawia mnie jednak pewna kwestia, a mianowicie kwestia bliźniąt... Ciekawe jak odnosi się do nie twórczyni metody P. Alicja Chrzanowska. Może przy odrobinie wolnego czasu uda mi się załapać na kursik Uśmiech
Odpowiedz
#7

Cherry Pie, nie musisz mieć szczególnego zawodu, żeby pomagać innym. Możesz być po prostu dobrym kompanem do rozmów, powiernikiem, lub zwyczajnie mieć zawsze dla kogoś dobre słowo. A może się też zdarzyć tak, że w pełni zrealizuje się to u Ciebie w późniejszym wieku. A co do podwójnych kart w Portrecie, to jak wiadomo, zawsze symbolizują jakieś problemy w danej sferze, ale jeśli nam nimi pracujemy to możemy zyskać dodatkowy potencjał, zwyczajnie spotyka nas więcej doświadczeń z tym związanych i jesteśmy o te doświadczenia bogatsi.
To wspaniale, że potrafisz z dystansem podejść do przeciwności, życzę Ci dalszej udanej pracy nad sobą! Powodzenia, nie daj się! Oczko
Odpowiedz
#8

Wiem, że nie muszę, ale - ostatnio tym " zyję", natomiast nie przekłada się to na zaspokojenie potrzeb bytowych moich dzieci,dlatego myślałam, żeby połączyć to z jakimś zawodem właśnie.. bo już wiele razy usłyszałam, że żeby pomóc innym muszę najpierw pomyśleć o dzieciach i o sobie, niestety głodny wolontariusz to słaby wolontariusz, a na garnuszku partnera nie jestem w stanie długo wysiedzieć :/ Uświadomiłam sobie również, że sporo osób wykorzystuje innych i nadużywa pomocy nieraz posuwając się nawet do oszustw, a przynajmniej do manipulacji. I to jest fakt Smutny całe moje przekonania legły w gruzach, ale wreszcie zrozumiałam, że żeby pomagać innym musze pomóc najpierw sobie, zapewniając np. minimum egzystencji dzieciom. Wreszcie pojawiła się u mnie potrzeba posiadania wartości materialnych, której wcześniej nie było. Zrozumiałam jakie to ważne dla kogoś kto jest odpowiedzialny za drugą osobę-dzieci na przykład. I można opowiadać frazesy, że pieniądze to nie wszystko, jednak w świecie w jakim żyjemy żeby móc spełniać się duchowo czy życiowo trzeba za coś kupic chleb, jedzenie, opłacić dach nad głową. Wody również bezpłatnie nie rozdają, a ta jest do życia niezbędna. Nie jestem żoną bogatego biznesmena i nie mogę pozwolić sobie na szeroko zakrojoną działalność filantropijną zarówno z braku czasu jak i po prostu pieniędzy. Kiedyś pojadę do Afryki, ale to kiedyś, teraz nie pora na to Uśmiech Tam jest moje miejsce kiedyś, ale teraz przy dzieciach.
Odpowiedz
#9

cherry pie napisał(a):(...) ale wreszcie zrozumiałam, że żeby pomagać innym musze pomóc najpierw sobie, zapewniając np. minimum egzystencji dzieciom. (....)

To jest podstawowa sprawa. Życzę Ci powodzenia.

Gdy pisałem od dorośnięciu do pewnych spraw to miałem na myśli relacje z rodziną. Przepracuj Śmierć i będzie dobrze. Każda sytuacja w życiu czegoś uczy. Niektóre pojawiają się częściej bo nie doszłaś do pewnych rzeczy.

Stoję w cieniu bo stąd lepiej widać.
Odpowiedz
#10

Dziękuję Weles za towarzyszenie mi Uśmiech Relacje z rodziną rzeczywiście wymagają uzdrowienia/ zapomnienia/ wybaczenia, a może nawet odcięcia, przy czym tego ostatniego bardzo bym nie chciała i widzę, że kurczowo bronię się przed tym. Pewnie wynika to z lęku przed odrzuceniem, a może "porzuceniem". Nie potrafię dopominać się o wsparcie, cały czas coś mnie blokuje, być może chodzi o to że podświadomie czuję, że tego wsparcia nie dostanę... Nie wiem czy będę w stanie dać wsparcie osobom, które są rodziną mojego rodzica, gdy ten mnie o takie poprosi... Zastanawiam się od zawsze, czy te relacje nie powinny być zerwane właśnie przez całkowite odcięcie więzi. Liczę jednak, że podwójna śmierć nie będzie oznaczać konieczności całkowitej rezygnacji z rodziny-tej, w której się wychowałam i tej którą stworzyłam... bo tego bym chyba nie zniosła Smutny jak można przepracować śmierć? pozwalając relacji "obumrzeć"? czy może poświęcić relacje rodzinne dla innych celów, a może poświęcić siebie dla tych relacji?
Odpowiedz
#11

Moja żona mam podwójną Śmierć - i tu zadecydowała na jak największe z możliwych (racjonalnych) odcięć.
Stara się unikać patologicznych relacji ale za razem stworzyć z rodzeństwem wspólnotę.
Wnioski z działań są takie, że im mniej się widzi z rodziną (a szczególnie swoją matką) tym jest lepiej. Tworzymy swoją własną rodzinę i nie pozwalamy sobie na traktowanie żony źle. Zawsze jest hasło że jak komuś coś nie pasuje to nie musi z nami rozmawiać (czytaj - delikatnie a czasem dosadnie mówimy żeby wy...ewkuowali się).

Stoję w cieniu bo stąd lepiej widać.
Odpowiedz
#12

Pozwolę sobie się z tym nie zgodzić. Odcięcie się od rodziny... to jakaś zupełna ostateczność. Ślepa uliczka.
"Przepracowanie" to nie jest odcięcie. Odcięcie bowiem to leczenie objawów - a nie przyczyny. Odcięcie to krok radykalny przez który palimy za sobą wszystkie mosty. Wycinamy wtedy drzewo które widać - ale zawsze w głębi nas pozostają niewidoczne korzenie, które co jakiś czas będą przypominać o sobie bólem.

"Przepracowanie" oznacza skupienie się na wzmacnianiu siebie - a nie osłabianiu wpływu innych.
Jeżeli wzmocnimy siebie, to wpływ innych na nasze życie i na nasze uczucia automatycznie zmaleje.
Jeśli tego nie zrobimy - życie w ten czy inny sposób zawsze będzie nas ranić.
Odpowiedz
#13

Dziękuję Jednorożcu LeCaro Uśmiech Jakoś nic odnośnie tej smierci mi nie przychodzi, jak właśnie odcięcie. Z tym kojarzy mi się śmierć. Zbyt poczatkująca jestem żeby to inaczej ogarnąć.
Bardzo zaintrygowało mnie owe "przepracowanie". Zastanawiam się jednak, czy wszystko da się przepracować poprzez wzmocnienie siebie, kiedy tak, jak Walles pisze w przypadku jego żony przepracowywanie byłoby ciągle "podkopywane" przez toksyczną matkę. To tak jak ze sprawa Fritzla. Toksyczność relacji nie dawała możliwości podjęcia innych kroków w celu uzdrowienia, jak tylko odcięcie się. Wzmacnianie siebie i pozostawanie w relacji wzmacniałoby oprawcę jedynie. A krytyka ze strony najbliższych (jak Weles pisze- matki) boli najbardziej, podobnie jak działania ze strony oprawcy, z którym ofiare łączyć zaczęła dziwna patologiczna więź, nie tylko pokrewieństwo krwi. W takiej sytuacji jedynie "wyłączenie" siebie i wyjałowienie emocjonalne może uchronić ofiarę, ale tez w żadnym razie nie umożliwi czy nie ułatwi przepracowania. Czy takie coś można wybaczyć i przepracować? Nie jestem pewna, chyba że na bardzo silnych lekach wygłuszających wewnętrzne cierpienie. Oczywiście przykład jest skrajny, jednak każdy różnie odbiera toksyczność. I co jeżeli to rodzina odcięła się od osoby... bądź swoim postępowaniem stopniowo wypalała więzi? Doświadczyłam fizycznej śmierci, więc do rozstania doszło, jednego z rodziców. Relacja została "przecięta" przez los Smutny Stąd skojarzenie z odcinaniem....

Jeszcze co mi się nasunęło.. Czasem odcina się zainfekowaną nogę, by zapobiec dalszej infekcji. Gangrena likwidowana z chirurgiczną precyzją by chronić cały organizm. Wtedy pozbywamy się i problemu, a więc źródła infekcji i zakażenia, i niejako usuwamy przyczynę, bowiem eliminujemy źródło potencjalnego zagrożenia dla całego organizmu. Kwestia czy ktoś po takim zabiegu będzie mógł normalnie żyć czy też nie... I tu rzeczywiście pojawia się problem, pamiętajmy chociażby o bólach fantomowych...

Jednorożcu, znasz jakieś sposoby na wzmocnienie siebie? Dziękuje po stokroć Buźki Pewnie masz rację, aczkolwiek z moim czarnowidztwem.... usilnie pracuję nad postrzeganiem świata bardziej pozytywnie Uśmiech czemu nie ma emotek? chciałabym wręczyć po kwiatuszku...

p.s. podoba mi się też to co piszesz Weles, o jasnym komunikacie wysyłanym do osób, które ten spokój próbują zburzyć. Informacja taka wydaje mi się klarowna- jeśli jesteś z nami, by z nami śmiać się, radować, wspólnie się wspierać i powstrzymać od krytyki ( zakładam niekonstruktywnej, a jedynie poprawiającej samopoczucie krytykanta) to jesteś mile widziany, jeżeli zaś masz zamiar jątrzyć, prosze wyjdź, ochłoń, gdy zrozumiesz, że i tobie to źle robi, bo burzy i twoje więzy rodzinne, wróć i celebruj z nami rodzinę. Ja to bym tak zrozumiała Uśmiech nie czyń drugiemu, co tobie nie miłe.
Odpowiedz
#14

Cherry pie, myślę że tu niestety nie ma łatwych rozwiązań, a raczej rozwiązań szybkich i bezbolesnych.
Oczywiście że największą moc ranienia nas mają osoby nam najbliższe - sama tego wielokrotnie doświadczyłam. To logiczne, bo ktoś kto nas niewiele obchodzi nie może nas tak głęboko zranić. Mnie proces uwalniania się spod wpływu toksycznego rodzica zabrał wiele lat - a i tak z całą pewnością nigdy się nie zakończy "na amen".
Wzmacnianie siebie w moim przypadku rozpoczęło się od "rozpracowania" słabych stron tej drugiej osoby. Zadawałam sobie często pytanie - dlaczego ta osoba się tak zachowuje, co jest tego przyczyną? Czyli kolejna prosta rzecz - nie szukam przyczyny w sobie (co nawet podświadomie czyni wiele osób), ale szukam przyczyny w tej osobie, która mnie rani. Dlaczego to robi? Oczywiście wiele ludzi by powiedziało: bo taka już po prostu jest. Częściowo jest to prawda, każdy z nas ma wrodzone cechy charakteru które w dużej mierze decydują o tym jak się zachowujemy. Ale - kolejna prosta rzecz Uśmiech - na relacje z rodziną największy wpływ mają relacje z rodziną. Czyli to jak dana osoba zachowuje się wobec swojej obecnej rodziny jest w decydującej mierze zależne od tego jak wyglądały stosunki pomiędzy nią a rodzicami w dzieciństwie. Oczywiście trzeba też wziąć pod uwagę, że na to też się nakłada właśnie charakter człowieka.
Ponieważ osoba, o której piszę nigdy w życiu ze mną nie rozmawiała na temat swojego dzieciństwa, a wszelkie próby nawiązania rozmowy na ten temat kończyły się kłótnią i wyjściem z pokoju, więc było jasne że właśnie "tu jest pies pogrzebany". Stawało się też jasne że sama muszę dojść co i jak, dlaczego ta osoba się tak zachowuje, bo nikt - a już szczególnie ta osoba - mi w tym nie pomoże (nie ma sensu pytanie się takich osób "dlaczego taka/taki jesteś, dlaczego tak mnie traktujesz?" - bo ta osoba sama tego nie wie, nie zdaje sobie z tego po prostu sprawy).
I w końcu mi się to udało, choć zapewne nigdy się nie dowiem czy mam 100% racji. Ale przynajmniej doszłam do wniosków, które wyjaśniają wiele rzeczy: że ta osoba czuła się porzucona przez swojego ojca, że miała żal do matki że nie potrafiła ojca zatrzymać przy sobie - co w dorosłym życiu spowodowało brak szacunku do wszystkich kobiet, że robi wszystko żeby inni nie dostrzegli jakiejkolwiek jego słabości - co sprawia że lubi pokazywać swoją siłę, że pieniądze od dzieciństwa są dla tej osoby jedyną stałą i gwarantującą szacunek innych a przez to najważniejszą rzeczą, że zrobi wszystko by zawsze uchodzić za silnego człowieka i mieć szacunek innych - nawet kosztem wywyższania się na tle własnej rodziny... itd. itp. Czyli właściwie wszystkie problemy z tą osobą, jej nieprzyjemne zachowanie, wynikają z jej lęków i kompleksów z dzieciństwa na co jeszcze nałożył się trudny charakter. Przeżycia z dzieciństwa, brak ojca, bliższej rodziny, przyjaciół - spowodował, że ta osoba emocjonalnie zatrzymała się na poziomie dziecka. I takie też są jej reakcje w dorosłym życiu. Wymaganie od takiej osoby, żeby traktowała nas sprawiedliwie, postępowała wobec nas uczciwie i nas szanowała mija się z celem. Dla dziecka najważniejszy jest świat własnych emocji i na tym się na ogół skupia najbardziej. Tak więc ta osoba po prostu nie wie czego ja od niej chcę i nie ma szans żeby spojrzała na nasze relacje z mojej perspektywy. Jedyne co mogę uzyskać w relacjach z nią to względny spokój - jest na to tylko jeden sposób: traktować ją jak dziecko (emocjonalnie oczywiście) i tak jak przy dziecku czasami machnąć ręką... Bo dziecku się wybacza jeżeli spór dotyczy spraw na których dziecku zależy bardzo a dorosły "jest mądrzejszy" i wie że to są w sumie drobiazgi. Czyli po prostu "dać mu wygrać" w mało istotnych sprawach dnia codziennego, niech się cieszy. Natomiast jeżeli sprawa jest dla nas istotna - nie poruszać jej w rozmowie z tą osobą. Wiadomo z góry, że albo ją wyśmieje, albo wytknie wszystkie błędy, albo dojdzie do kłótni. Po co nam to? Ja po prostu unikam rozmowy z tą osobą na tematy dla mnie istotne, bo wiem że wtedy jest duża szansa że zostanę zraniona... więc po co się narażać.
I w ten sposób niepostrzeżenie się wzmacniam. Uśmiech Bo po pierwsze znając przyczyny takiego zachowania tej osoby wiem jak unikać "pułapek" czyli tematów które mogą doprowadzić do kłótni a w efekcie zranienia mnie. Po drugie zdając sobie sprawę z tego że zachowanie tej osoby wynika z jej niedojrzałości emocjonalnej, wiem że wina nie leży we mnie - a w niej. I to jest najważniejsze, to mnie wzmacnia najwięcej bo nie pozwala na głębsze zranienie mnie... a równocześnie pozwala spojrzeć na wiele wydarzeń i spraw pomiędzy nami z zupełnie innej perspektywy. Bo to jest mniej więcej tak, jakbyś porównała: czy bardziej odczujesz to że obraził cię 10-latek, czy bardziej odczujesz to że obraził Cię człowiek dorosły? A dla mnie ta osoba jest emocjonalnym 10-latkiem, więc nie mogę się na nią gniewać tak jak na dojrzałego człowieka. Uśmiech
I na koniec ostatnia sprawa - większość zachowań tej osoby to po prostu nieudolne próby sprawienia tego by wszyscy ją kochali i bezwarunkowo akceptowali, czyli zdobycia uczucia innych. Nie zdaje sobie sprawy, że miłość to kompromisy i że miłość to branie, ale i dawanie uczuć - ona po prostu tego nie rozumie. Wiele lat mi zajęło zanim zrozumiałam, że muszę się z tym pogodzić i że mój spokój zależy od akceptacji tego że to się nigdy nie zmieni.
Walka o uczucia drugiej osoby nie ma sensu - bo sama ta walka i ciągłe przegrywanie w niej - to jest właśnie to co Cię rani najbardziej cherry pie.
Właśnie zaprzestanie tej walki jest tym co Cię wzmocni i co sprawi, że w końcu wypracowanie sobie jakichś względnie poprawnych stosunków z tą osobą będzie możliwe. Uśmiech
Odpowiedz
#15

Właśnie to co napisałaś miałam na myśli jako odcinanie więzi Uśmiech
Bo dla mnie to właśnie to znaczy..Pobłażanie drugiej osobie, odcięcie się i tyle.
Co do 10latka i osoby dorosłej. Dla mnie wiek nie ma znaczenia- od dawna obserwuję, że bardzo często to dziecko jest lepszym obserwatorem i trafniej potrafi ocenić czyjeś emocje, sytuację, a może jest po prostu bardziej szczere, a już tym bardziej kilkulatek. I o ile to co usłyszałabym od osoby "dorosłej" po pewnym czasie puściłabym mimo uszu (może i chwilowo bym się poprzejmowała), o tyle to co usłyszałabym od kilkulatka już by mnie zastanowiło i z pewnością zachęciło do zrewidowania swojego zachowania/postępowania/myślenia. Może dlatego, że ja jako dziecko nie miałam odwagi, a percepcje miałam doskonale wyostrzoną i przeczuloną nawet- w głowie i sercu wiedziałam swoje, ale odwagi często brakowało... Dorosła osoba, niezależnie od wszystkiego powinna się starać kontrolować, STARAĆ (co nie znaczy że zawsze ma jej to wychodzić, bo jest tylko człowiekiem, każdy powinien się po prostu starać), jeżeli tego nie robi, to znaczy, że jej jest z tym dobrze, musi mieć jakąs tam świadomość, że nas rani, więc dlaczego z jednej strony mamy jej wybaczać.... puścić mimo uszu- niby można, ale na jakiej zasadzie... udawać, że nic się nie stało też nie można... A może wytłumaczyć jak dziecku? Bo skoro zachowuje się jak "dziecko" to tylko tłumaczenie jak do dziecka pomoże, a więc podejście jak do kogoś nie do końca ukształtowanego.... hmmm... juz zaczynam analizować..... w końcu się pogubię zaraz bo sen się dobija Oczko

Przyczyny znam ( w moim wypadku nie chodzi o bezwarunkową akceptacje, potrzebe bycia kochanym, ale o złożone zaburzenia o rysie psychopatycznym, więc bardziej o potrzebe bycia podziwianym, szanowanym, choćby inni trzęśli się ze strachu, materialnie tak obrzydliwie bogatym, żeby każdy rękę wyciągał po ochłapy ze stołu pańskiego, po to tylko by tą rękę odtrącić; klasyczny przypadek gromadzenia bogactw materialnych złudnie licząc, że ich posiadanie pomoże wodzić za nos poddanych, spowoduje że będą na każde skinienie palcem-jest to bardzo przykre, szczególnie gdy ktoś nie pomaga dla zysku, ale z jakichś innych irracjonalnych przesłanek-obowiązku, strachu przed odrzuceniem, sieroctwem, a potem ten udzielający jakiegos tam wsparcia źle się czuję sam fizycznie, bo widzi ten grymas wyższości, bo Pan łaskawy chwilowo bezbronny myśli sobie, że to o te jego bogactwa chodzi, i ja się sama zastanawiam, co zrobić? może zażądać zapłaty? lub przestać pomagać? ) i wiem że nic nie zmienie, ale żal pozostaje i będzie już zawsze, więc trzeba się odciąć- stworzyć, jak piszesz emocjonalną barierę, odciąć więzi, pępowine czy co tam jeszcze. Znajomość przyczyn to już bardzo dużo, choć dla względnie normalnego człowieka czasem pewne rzeczy po prostu się w głowie nie mieszczą.

Wiadomo dobra materialne są istotne, ale nie po to by sprawowac kontrole nad innymi. Ba, osoby które wyczuwaja o co chodzi mogą się wkurzyć, że ktoś nie dostrzega ludzkich pobudek do czynienia tego a tego, a patrzy przez pryzmat swojego materializmu (który moim zdaniem zagłuszył, bo nie przesłonił uczucia ludzkie i człowieczeństwo)

Przez długi okres czasu "rozpracowywałam" słabe strony :/ Jako że mam wybujały overthinking musiałam tego zaprzestać. Tego rodzaju dywagacje mnie wprowadzały w depresje jedynie... Choć niewątpliwie przyniosły zrozumienie tego właśnie o czym piszesz, że nic nie zmienie.. Nie wiem jednak co zrobić, co zmienić (nadal), żeby relacje były względnie poprawne, np. podczas spotkań rodzinnych (faktyczne zerwanie więzi jest choćby z tego względu niemożliwe, bo choćby raz na 10 lat, ale jednak, się ludzie gdzies spotkają), by druga osoba nie prowokowała, by nie opowiadała po ludziach "cudawianków" czego to ona nie robi, jaka nie jest wspaniała, bo mnie osobiście to po prostu wkurza, jak ktoś przypisuje sobie czyjeś zasługi, chwali się wsparciem jakie roztacza, bo nie chce mi się tłumaczyć już że tak nie jest ( a w obliczu tak doskonałych umiejętności manipulowania, perswazji i innych jestem po prostu za słaba). Nie mogę też pozwolić, by robiła to osoba, która zbrukała pamięć kogos kogo bardzo kochałam ( i kocham nadalUśmiech ) , bo moim obowiązkiem jest kultywacja i pielęgnacja w pamięci osoby rodzica. Czasem przez to wszystko pojawia się żądza zemsty za wszystkie krzywdy, tylko nie wiem czy właśnie najlepsza zemstą nie jest ignorancja i brak poklasku dla wartości owego osobnika. Bo boli go i dziwi to bardzo.... Czasem jest litośc też- czy nie da się jeszcze wyprowadzić tej osoby na ludzi, wytłumaczyć (tego ostatniego nie ma nawet co próbować, bo nie rozumie i już)... Osoba ta ma rodzeństwo, ale zachowujące się w zupełnie inny sposób dla swoich bliskich, dzieci, więc nie w dzieciństwie szukać przyczyn, tym bardziej, że najlepiej traktowana z całej trzódki. Pozostała psychopatia- stwierdzona z relacji, opisu przez profesjonaliste i część otoczenia-nieprofesjonalistów. Potrząsnąć jakoś?, bo rozchrzania życie sobie i innym, w końcu zostanie sam.... Czasem ma przebłyski, po alkoholu np... a jak wytrzeźwieje wraca zimny drań :/ Więc jeszcze jest w nim człowieczeństwo Rotfl podobno po alkoholu jest się szczerym Uśmiech Najgorsze, że wspiera go równie psychopatyczna czy socjopatyczna osoba, utwierdza, że tak trzeba, że tak należy- wspaniała wierna żona... Totalny zanik uczuciowości wyższej i o ile w przypadku tego rodzica mogę mówić o traumatycznych przeżyciach ze śmiercią związanych, które takie piętno mogły odcisnąć (choć wg psychoterapeuty był to tylko czynnik uwalniający, ot, hamulce puściły, ja jak było wcześniej stwierdzić nie mogę- za mała byłam, zas sam psychoterapeuta stwierdził, że osoby takie cięzko wyselekcjonować z grupy, sa z pozoru normalne, nawet "lepsze" od reszty, świetnie się kamuflujące przez lata nawet, a manipulacja ich jest bardzo sprytna) o tyle w przypadku jego żony o takich przeżyciach mówić nie mogę- po prostu taka jest i już, choć mam pewna teorię i może to nie psychopatia, a przerośnięta duma. Najgorsza jest miłość i jej odczuwanie do takiej osoby :/

Pewnie zmieni mi się moje podejście jeszcze 10 razy, więc będę wracać i wracać do tego co piszecie Uśmiech ale o to chyba chodzi Uśmiech Kwiatek Kwiatek Buziak

p.s. oj, że nie ma łatwych i szybkich przekonałam się, juz kilkanaście lat to trwa, to chyba całkiem sporo i kto wie ile jeszcze potrwa Uśmiech jednak nie mam ochoty przez całe życie tego przepracowywać, bo to sie wiąże z analizowaniem, a tego mam serdecznie dość Smutny a tu w portrecie ta podwójna Śmierć i to by właśnie pasowało, jak pisze Weles :/ chciałabym zacząć żyć swoim życiem i już Uśmiech a gdyby przy okazji ten ktoś, co to całe życie ma się za mną ciągnąć znormalniał to zawsze jest miejsce w moim sercu Uśmiech
p.s.2. miałam napisać list, nawet nie wysyłac, a to wszystko piszę tu Uśmiech taka forma psychoterapii też, bo mi się lepiej i lżej robi Uśmiech Kotek Kwiatek
Odpowiedz
#16

Wiesz, dla mnie odcięcie to jest prawdziwe odcięcie - nie chcę z tą osobą w ogóle rozmawiać, nie interesuje mnie to co ona ma do powiedzenia, udaję że tej osoby nie ma, spotykam się z nią raz na 10 lat albo wcale. To jest odcięcie. Ja natomiast mówię o sytuacji, kiedy stosunki są utrzymywane, kiedy nie staram się już o uczucie czy akceptację tej osoby, ale staram się w dalszym ciągu ją zrozumieć, przebaczyć. Kiedy - tak jak piszesz - ona zechce, zawsze jestem gotowa z nią porozmawiać i zmienić charakter naszych stosunków. Czyli nie zamykam furtki na klucz - ta osoba zawsze może ją otworzyć. Ale ona, nie ja. Ponieważ kiedy ja to robię, zawsze tak czy inaczej dostaję po nosie.

Oczywiście jeżeli nie znam osobiście osoby o której piszesz i całej sytuacji, to trudno mi się wymądrzać Oczko ale to co piszę, piszę na podstawie własnych doświadczeń.
Jedno mi się rzuciło w oczy - to co piszesz o dobrach materialnych. Tu leży klucz. Ludzie, którzy nie mają zdrowego podejścia do dóbr materialnych, mają na ogół tak "niedorozwinięte" emocje, że jakiekolwiek relacje z bliskimi stają się niezwykle trudne. Ale to podejście do pieniędzy jednak skądś się bierze. Stosunek człowieka do pieniędzy mówi o nim niezwykle dużo, często mówi o rzeczach z których ten człowiek nie zdaje sobie sprawy. W przypadku który opisujesz - to chęć kontrolowania wszystkiego i wszystkich. Pieniądz staje się wtedy sposobem na nagradzanie bliskich, sposobem na karanie ich, po prostu sposobem na kontrolowanie emocji najbliższych osób (też to przerobiłam z moim rodzicem). A co jeśli bliscy pokazują, że pieniądze nie są dla nich ważne? Jeśli przy każdej nadarzającej się okazji dają do zrozumienia że pieniądze nie stanowią dla nich nadrzędnej wartości, że zależy im bardziej na uczuciach - czyli na czymś czego ten człowiek nie ma? Stają się silniejsi, bo wytrącają tej osobie broń z ręki - jedyne narzędzie kontroli, które ta osoba zna. Wtedy osoba ta czuje się bezradna... złości się, złości przez dłuższy czas... ale potem zaczyna się zastanawiać ... że może szacunek i wdzięczność innych można uzyskać nie za pomocą pieniędzy, ale innych środków? Konsekwentne odmawianie jakiejkolwiek pomocy materialnej od tej osoby i konsekwentne pomniejszanie przy niej wartości pieniądza jako drogi do szczęścia - uważam za jedyny sposób.
cherry pie napisał(a):nie wiem czy właśnie najlepsza zemstą nie jest ignorancja i brak poklasku dla wartości owego osobnika. Bo boli go i dziwi to bardzo....
Tak właśnie uważam. Uśmiech

Nie piszę jednak o emocjonalnej barierze w sensie oziębłości uczuciowej. Piszę o sytuacji kiedy mam uczucia dla tej osoby, ale nie oczekuję od niej wzajemności. Bo to nasze oczekiwanie wzajemności jest źródłem tego że jest nam przykro i źle kiedy tej wzajemności nie otrzymujemy. Natomiast w sytuacji kiedy nie oczekuję wzajemności, to każdy przejaw tego że jednak to uczucie gdzieś tam głęboko w tej osobie jest, to dla mnie powód do radości. Nie staram się na siłę naprawić naszych relacji - kiedy jest lepiej to się cieszę i z radością uczestniczę w życiu tej osoby, a kiedy jest gorzej to pozwalam tej osobie zaszyć się w samotności i przeżywać swoje emocje, nie naciskam. Natomiast nie potrafiłabym się całkowicie odciąć, odcięcie pozostawia pustkę... a po śmierci tej osoby jest źródłem poważnych wyrzutów sumienia. Dopóki ktoś żyje zawsze jest jakaś szansa...

cherry pie napisał(a):Nie mogę też pozwolić, by robiła to osoba, która zbrukała pamięć kogos kogo bardzo kochałam ( i kocham nadalUśmiech ) , bo moim obowiązkiem jest kultywacja i pielęgnacja w pamięci osoby rodzica.
Tu masz rację - na to nie wolno się zgadzać.

Piszesz też znamienną rzecz - zmiana zachowania po alkoholu. Faktycznie mówią, że po alkoholu ujawnia się prawdziwa natura człowieka - i z tego co ja zaobserwowałam, to rzeczywiście tak jest. Bo po alkoholu człowiek się nie pilnuje, nie stawia murów obronnych - tylko ujawnia to jaki naprawdę jest. Czyli jednak w przypadku tej osoby jest tak, że na trzeźwo z jakichś powodów ona się pilnuje, uważa że powinna być twarda, że tak jest dobrze. Tylko dlaczego? Tłumaczenie czy rozmowa nic tu nie pomoże, bo tacy ludzie nie zdają sobie po prostu sprawy z tego ze ich zachowanie jest złe, a jeśli ich skrytykujesz, powiesz że robią coś źle - to znaczy że jesteś wrogiem i już.

Więc nie ma innego wyjścia: rzeczy których nie możemy zmienić musimy zaakceptować. Nie żeby sprawić przyjemność naszym "wrogom", ale dla naszego własnego dobra - bo rzeczy z którymi nie możemy się pogodzić będą dla nas źródłem wiecznej frustracji.

Pisałam że sprawa nie jest prosta. Nasze życie nie jest proste. Oczko

A propos jeszcze tej Śmierci - dla mnie Śmierć to radykalna zmiana, ale zmiana świadoma (w przeciwieństwie do Wieży). Więc być może powinnaś dojrzeć do zmiany zasad na jakich opierają się Twoje stosunki z ludźmi? Śmierć to odwrócenie wszystkiego do góry nogami - jeśli więc dotąd Ty się starałaś o uczucia innych ... Koniec! Finito! - to teraz niech inni starają się o Twoje uczucia. Ok
Odpowiedz
#17

Bardzo budujące to, co napisałaś o Śmierci i zmianie zasad, na jakich opierają się moje relacjeUśmiech Uśmiech

tak, ta osoba zbudowała mur, po traumatycznych przeżyciach związanych ze stratą osoby bliskiej, założyła że dobra materialne są cenniejsze, ważniejsze- pewnie dlatego, że bardziej "stałe" niż ludzkie życie, bardziej bezpieczne. A może ból po stracie kogoś jest większy niz po stracie majątku, więc lepiej w ogóle się do osób, rzeczy nie przyzwyczajać, bo o ile to co martwe w rzeczywistości nie umrze, o tyle osoba może się "rozpłynąć", "zniknąć", umrzeć fizycznie. Czasem odnosze takie wrażenie.
Odpowiedz
#18

Jednorożec LeCaro napisał(a):Pozwolę sobie się z tym nie zgodzić. Odcięcie się od rodziny... to jakaś zupełna ostateczność. Ślepa uliczka.

Dobór środków zależy od sytuacji i jest sprawą indywidualną. Zgadzam się że to ostateczność ale czasem można iść tylko w tą stronę bo z lewej i prawej jest mur.
Nikogo do takiego kroku nie na mawiam, ani nikomu nie odradzam. Każdy jest wolny.

Co sprawiło, że na taki krok się zdecydowaliśmy.......dwie najprostsze cechy - patologia i dysfunkcyjność rodziny mojej żony.
Na pierwszy rzut oka taka rodzina wygląda dobrze - polscy katolicy (co niedziela prawie leżenie krzyżem w kościele, ale w domu......cóż...)
Nie chce mi się pisać jakie rzeczy przeszła moja żona, po części ja i nasze dzieci bo nikt normalny nie uwierzy w to co napiszę.
Efekt jest taki, że unikamy jak to możliwe kontaktów z teściami (w 100 % to niemożliwe bo mieszkają po sąsiedzku). I im mniej się odzywamy tym stosunki są lepsze a nasza rodzina funkcjonuje normalnie.
Najchętniej sprzedałbym dom i wyprowadził się daleko, bo i tak nie mam co liczyć na pomoc (głupia opieka nad dziećmi ok 3h) nawet w sytuacji gdy są bardzo poważne problemy ze zdrowiem.


cherry pie napisał(a):(...)
Wiadomo dobra materialne są istotne, ale nie po to by sprawowac kontrole nad innymi. Ba, osoby które wyczuwaja o co chodzi mogą się wkurzyć, że ktoś nie dostrzega ludzkich pobudek do czynienia tego a tego, a patrzy przez pryzmat swojego materializmu (który moim zdaniem zagłuszył, bo nie przesłonił uczucia ludzkie i człowieczeństwo)

Przez długi okres czasu "rozpracowywałam" słabe strony :/ Jako że mam wybujały overthinking musiałam tego zaprzestać. Tego rodzaju dywagacje mnie wprowadzały w depresje jedynie... Choć niewątpliwie przyniosły zrozumienie tego właśnie o czym piszesz, że nic nie zmienie.. Nie wiem jednak co zrobić, co zmienić (nadal), żeby relacje były względnie poprawne, np. podczas spotkań rodzinnych (faktyczne zerwanie więzi jest choćby z tego względu niemożliwe, bo choćby raz na 10 lat, ale jednak, się ludzie gdzies spotkają), by druga osoba nie prowokowała, by nie opowiadała po ludziach "cudawianków" czego to ona nie robi, jaka nie jest wspaniała, bo mnie osobiście to po prostu wkurza, jak ktoś przypisuje sobie czyjeś zasługi, chwali się wsparciem jakie roztacza, bo nie chce mi się tłumaczyć już że tak nie jest ( a w obliczu tak doskonałych umiejętności manipulowania, perswazji i innych jestem po prostu za słaba). Nie mogę też pozwolić, by robiła to osoba, która zbrukała pamięć kogos kogo bardzo kochałam ( i kocham nadalUśmiech ) , bo moim obowiązkiem jest kultywacja i pielęgnacja w pamięci osoby rodzica. Czasem przez to wszystko pojawia się żądza zemsty za wszystkie krzywdy, tylko nie wiem czy właśnie najlepsza zemstą nie jest ignorancja i brak poklasku dla wartości owego osobnika. Bo boli go i dziwi to bardzo.... Czasem jest litośc też- czy nie da się jeszcze wyprowadzić tej osoby na ludzi, wytłumaczyć (tego ostatniego nie ma nawet co próbować, bo nie rozumie i już)... Osoba ta ma rodzeństwo, ale zachowujące się w zupełnie inny sposób dla swoich bliskich, dzieci, więc nie w dzieciństwie szukać przyczyn, tym bardziej, że najlepiej traktowana z całej trzódki. Pozostała psychopatia- stwierdzona z relacji, opisu przez profesjonaliste i część otoczenia-nieprofesjonalistów. Potrząsnąć jakoś?, bo rozchrzania życie sobie i innym, w końcu zostanie sam.... Czasem ma przebłyski, po alkoholu np... a jak wytrzeźwieje wraca zimny drań :/ Więc jeszcze jest w nim człowieczeństwo Rotfl podobno po alkoholu jest się szczerym Uśmiech Najgorsze, że wspiera go równie psychopatyczna czy socjopatyczna osoba, utwierdza, że tak trzeba, że tak należy- wspaniała wierna żona... Totalny zanik uczuciowości wyższej i o ile w przypadku tego rodzica mogę mówić o traumatycznych przeżyciach ze śmiercią związanych, które takie piętno mogły odcisnąć (choć wg psychoterapeuty był to tylko czynnik uwalniający, ot, hamulce puściły, ja jak było wcześniej stwierdzić nie mogę- za mała byłam, zas sam psychoterapeuta stwierdził, że osoby takie cięzko wyselekcjonować z grupy, sa z pozoru normalne, nawet "lepsze" od reszty, świetnie się kamuflujące przez lata nawet, a manipulacja ich jest bardzo sprytna) o tyle w przypadku jego żony o takich przeżyciach mówić nie mogę- po prostu taka jest i już, choć mam pewna teorię i może to nie psychopatia, a przerośnięta duma. Najgorsza jest miłość i jej odczuwanie do takiej osoby :/

Pewnie zmieni mi się moje podejście jeszcze 10 razy, więc będę wracać i wracać do tego co piszecie Uśmiech ale o to chyba chodzi Uśmiech Kwiatek Kwiatek Buziak

p.s. oj, że nie ma łatwych i szybkich przekonałam się, juz kilkanaście lat to trwa, to chyba całkiem sporo i kto wie ile jeszcze potrwa Uśmiech jednak nie mam ochoty przez całe życie tego przepracowywać, bo to sie wiąże z analizowaniem, a tego mam serdecznie dość Smutny a tu w portrecie ta podwójna Śmierć i to by właśnie pasowało, jak pisze Weles :/ chciałabym zacząć żyć swoim życiem i już Uśmiech a gdyby przy okazji ten ktoś, co to całe życie ma się za mną ciągnąć znormalniał to zawsze jest miejsce w moim sercu Uśmiech
p.s.2. miałam napisać list, nawet nie wysyłac, a to wszystko piszę tu Uśmiech taka forma psychoterapii też, bo mi się lepiej i lżej robi Uśmiech Kotek Kwiatek

Wiem że długi cytat ale proszę Krysiu nie tnij Oczko

Mam podobnie.....alkohol to pokazuje prawdziwe oblicze a teściowie piją często i dużo. O ile teść jest jeszcze ok jak wypije.....
Co do pieniędzy....to jest podobnie.
Dwie siostry żony są poza Polską, jej brat dość dobrze zarabia a jego żona jest dość wysoko w banku spółdzielczym zatem też kasiaści. I ich się szanuje.....ale od momentu gdy ktoś się dorobił.

Cherry Pie - to jest Twoje życie i tylko Ty dokonujesz wyboru co robić ze swoimi problemami. Nie zachęcam Cię do odcięcia ani nie zniechęcam.

Stoję w cieniu bo stąd lepiej widać.
Odpowiedz
#19

Weles, oczywiście rozumiem że czasem nie ma innego wyjścia niż odcięcie się, bo sytuacja jest po prostu skrajna. Chodzi mi tylko o to, że jest to już decyzja radykalna, tak czy siak pozostawiająca ranę w sercu - więc trzeba ją dobrze przemyśleć.
Życie ludzkie tak różnie się układa, że komuś stojącemu z boku trudno jest doradzać - tylko Ty, Cherry pie będziesz wiedziała co jest dla Ciebie najlepsze w tej sytuacji. Weles napisał o swoich doświadczeniach, ja o swoich - ale decyzję co zrobić musisz podjąć Ty sama.
Odpowiedz
#20

Jednorożcu LeCaro jakie rany na sercu?
odcięcie katów bijących ( a właściwie to złe słowo , powino być katujących) córkę do 18-tego roku życia a i czasem potem? znęcających się fizycznie i psychicznie? takich którzy chcą odebrać córce dzieci aby zniszczyć jej szczęście? takich którzy od 4-tego roku życia (bo od tego okresu żona pamięta) nigdy nie przytulili dziecka ani nie powiedzieli "dobrego słowa " córce?
chyba sobie jaja robisz!!!???

I zasmucę Cię - nie jest to sytuacja odosobniona....kilku moich znajomych miało podobnie i po podobnej decyzji też nie żałują.

nie znaczy to że namawiam Cherry Pie do takiego kroku. Ważne jest ocenienie sytuacji i zastosowanie środków adekwatnych do sytuacji.

Stoję w cieniu bo stąd lepiej widać.
Odpowiedz
#21

Weles napisał(a):odcięcie katów bijących ( a właściwie to złe słowo , powino być katujących) córkę do 18-tego roku życia a i czasem potem? znęcających się fizycznie i psychicznie? takich którzy chcą odebrać córce dzieci aby zniszczyć jej szczęście? takich którzy od 4-tego roku życia (bo od tego okresu żona pamięta) nigdy nie przytulili dziecka ani nie powiedzieli "dobrego słowa " córce?
Weles, jakbym czytała o sobie.... aż mnie zmroziło.. miałam propozycje "oddania" dzieci po porodzie bezdzietnej żonie rodzica, wręcz potem przez wiele lat byłam do tego namawiana, wręcz próbowali na mnie to wymusić (choć rozmówcą i negocjatorem warunków był ojciec Smutny , a ona miała pozostać taka nieskalana...), no bo "ona nie ma, a ty masz, no nie bądź głupia i samolubna!", mój rodzic zmarł jak miałam 5 lat na cięzką chorobę, M. chorowała odkąd miałam 4 lata Smutny byla bardzo dobra Uśmiech ale wtedy przestałam byc przytulana, tyle, że ja miałam babcie i dziadziusia od przytulania..niestety zabrana od nich zostałam Smutny

Takie "odcięcie" jakie Wy dokonaliście jest dobrym krokiem. Bardzo dobrym. Nie można pozwolić się gnębić, obrażać; godzenie się na znęcanie, na położenie ofiary, jeszcze bardziej "podnieca" sprawce-KATA i powoduje coraz większe rozpasanie. Tego nie da się wybaczyć jeżeli cały czas trwa, nie da się i nawet człowiek najbardziej miłosierny tego nie zrobi i nie powinien. Gdy człowiekiem kierują prymitywne i niemoralne pobudki ciągłe wybaczanie, będące jednocześnie przyzwoleniem, kształtuje w nim błedne poczucie, że to co robi jest właściwe, a przynajmniej nie jest niewłaściwe. Często takie osoby nie rozumieją argumentów, bowiem nie myślą "moralnie", mają swoją własną moralność, która z moralnością może nie mieć nic wspólnego... Ja pozwoliłam się troche zaprzedać w zamian za okruchy miłości, które nawet nimi nie były. Zrezygnowałam z siebie, skończyłam studia jakie mi kazano i wcale nie wiem co mam z tym dyplomem zrobić... a może chodziło o to, żeby skończyć już cokolwiek, bo przecież o alimenty bym go nie pozwała ( w końcu to rodzic kochany- uzależnienie od sprawcy) a wobec zapowiedzi, że nic innego nie wchodzi w gre i mogę sobie iśc pod most..., choć notabene i tak utrzymujemy się sami od 18 roku życia... człowiek czasem pewnych rzeczy nie widzi i tkwi tak w bagnie.. to nie ja -nie mój wybór, a z tego całego obrzydzenia rodzicem, nie mam zamiaru nawet wykonywać zawodu jaki on wykonuje :/ bo to by mogła być kolejna rzecz, która będzie nam wspólna. Zresztą już ja wiem, jakie były powody takiego mną pokierowania - on stary, zmęczony, a ja będę robic na niego... Bo każdą próbę mojego usamodzielnienia bojkotował. Bardzo boi się, abyśmy przypadkiem nie ustawili się w życiu. Krytykuje zięcia za całkiem niezłe zarobki, umniejsza zasługi jego... Mamy być na jego łasce, mamy żebrać a on i tak nam nic nie da... Miała być zależnośc ciągła. Część rodziny ciągle mi powtarza- nie miej litości, nic ci nie dał, to chociaż potem nie waż się oddawać jego babom, bo zabierać tobie to on miał czelność... Mam nie udawać matki miłosierdzia... Póki co o tym nie myślę (bo aż mi się słabo robi), ale widząc rozpasanie jego żony i kobiet, mam ochote im utrzeć nosa. Nigdy mu nie pomogły, a wszystkie siedzą przy jego kieszeni..

A odcięcie się może być w pewnym sensie "aktem łaski" wobec kata, bowiem nie "prowokuje się" go do "złego". Bo gwałcicielowi, mordercy, oprawcy wybaczyć się nie da, jest to niemożliwe, to tylko populistyczne teorie. Nawet jeżeli nie dosłownie, to takie osoby gwałcą nasze wartości, mordują po kolei każdą cząstke nas, malują na ciele wzory od paska czy od pięści. Przecież znęcanie psychiczne czy fizyczne to przestępstwo i jest przez polskie prawo penalizowane. Aktem łaski zaś może być rezygnacja z dochodzenia sprawiedliwości przed sądem. Bo tego wybaczyć się nie da, a zapomnieć już na pewno! i nawet nie powinno się, bowiem pamięć może uchronić przed kontynuacją. Więc pamiętać trzeba! Zrozumiałam ostatnio, że odciąć się trzeba psychicznie, zerwać patologiczną relacje, uwolnić, za tym czesto idzie separacja, odizolowanie, ograniczenie kontaktów, a odległośc nie ma znaczenia żadnego. W koncu sąsiedzi mogą sobie mówić tylko "dzień dobry" i nie zapraszać wzajemnie na kawe. Może to miał mi dac mój wyjazd do innego miasta? Choć nawet i przed wyjazdem to wiedziałam, ale mój partner już nie... Dla niego najlepsza byłaby ucieczka na drugą pólkule. W moim przypadku łudzę się, że gdyby nie żona i inne osobniki wokół rodzica byłby on zupełnie innym człowiekiem...a tak jest non stop utwierdzany we właściwości swojego niewłaściwego postępowania przez "zawsze wierną" żonę, pomagiera, wichrzyciela i jakby nie było zgodnie z terminologią współsprawcy i podżegacza.

Weles jesteś bardzo mądrym człowiekiem, wiem, że i Tobie się obrywa, ale dzielnie wspieraj żone, tak jak robisz to do tej pory, bo przemoc rodzi współuzależnienie i wystarczy niewielkie zachwianie wiary w prawdziwych bliskich, by zboczyć z dogi samouzdrowienia. Przynajmniej ja jestem jeszcze na takim etapie.

Jeżeli chodzi o Wisielca to czy może on nieść coś dobrego, czy całe te kilkanaście- dziesiąt lat ma być stagnacją? Możliwe jest jakieś działanie? Może chociaż po dogłębnym przeanalizowaniu? Partner każe mi się decydować czy mieszkanie tu czy tam, kredyt czeka ... A ja taka zawieszona, najlepiej nic nie robić...
Odpowiedz
#22

Wisielec to też cierpliwe czekanie. wisi on głową w dół medytując. zatem patrzy na świat z innej perspektywy widząc wszystko z innej strony.

Cherry pie tak będąc wokół przemocy w rodzinie polecam Ci "Gniew" Zygmunta Miłoszewskiego. Wczoraj skończyłem słuchać. Wiele przemyśleń może być Ci przydatnych.

Stoję w cieniu bo stąd lepiej widać.
Odpowiedz




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 6 gości