10-02-2013, 00:10
Byłam dzisiaj w lesie i napisałam historyjkę
(temat Hobbitów podsunęła mi koleżanka )
*
Las był cichy, pusty, na starej ściółce płaty śniegu, i drobinki, jakby ją ktoś większą ilością soli posypał, słońce miało niedługo zachodzić. Tak mrocznie jakoś było, pomimo śniegu, takie niebo ciężkie chmurami, szare. Bezwietrznie, wśród drzew "zaduch", bezruch. Na tę godzinę, przyroda wstrzymała oddech. Pod wielką stopą zaskrzypiało przymrożone na ścieżce błoto, i chociaż Bilbo las kochał, to zrobiło mu się nieswojo. Zaczęły skrzeczeć kruki, para, przelatywały z drzewa na drzewo rozpościerając przed Hobbitem skrzydła jak czarne wachlarzyki, jak skrawki popiołu ze spalonych kartek, wyrzucone z ogniska w czarną noc. - Dobrze było by zdążyć przed nocą, pomyślał. Przyśpieszył kroku. Pierwszy raz przez ten las przechodził i chyba zboczył z drogi. Po prawej widział wzgórze i na nie się kierował, tam zdaje się, była gospoda.
Ścieżka się skończyła, najpierw się skurczyła a potem zniknęła jak to ze zwierzęcymi ścieżkami bywa. Musiał teraz uważać, bo wśród mchu jeżyny rosły płożące się we wszystkich kierunkach gęsto. Las zgęstniał. Zaklął szpetnie bo kolec znowu mu nogę przeciął, obrócił się. Coś jakby zachlupotało? Postanowił sprawdzić co jest w tym kierunku.
Leszczyny, jakaś roślina o gęstych też gałęziach, wszystkie jakieś tak rozrosłe, zbite. Znów usłyszał, chlapnięcie wody i śmiech. Dźwięczny. Śmiech!? Tutaj? -Żeby tylko nie jakaś rusałka, podobno w tej okolicy je widywano. Zatrzymał się i już chciał zawrócić. Zerknął w prawo, lustro wody. Jest. Chyba faktycznie najstarsza z Wiecznych. Zapatrzył się, wyciągnął rękę ze zgiętymi palcami, jak gdyby chciał ją dotknąć. Zastygł w zachwycie, serce mu najpierw stanęło, a później ruszyło z kopyta. Taka biała, szczuplutka, delikatna. Stała po kostki w wodzie na brzegu jeziorka i z gracją nabierała w rączkę wody i polewała się nią, rozbryzgując z dźwięcznym śmiechem. Włosy połyskiwały chyba w świetle, wydobywającym się z wody, długie, kasztanowe, niczym stare czerwone złoto. Zrobił krok, drugi, w jej kierunku. Taka jasna, taka skóra chłodna i wilgotna. Spojrzała w jego kierunku, zaczął na całym ciele drżeć. Takie głębokie oczy, takie stare, takie mądre, tylko jeden krok, jeden krok i przy niej będzie, tylko jeden i dotknie gibkiego ciała, podatnego, chętnego, nieśmiertelnego. Zaczął zatapiać się w jedności chwili. Trzasnęła gałązka. Obrócił głowę zaskoczony, sarenka, przybłąkała się tutaj sarenka, żeby napić się wody. Otrzeźwiał trochę, spojrzał na rusałkę, mrugnęła okiem, uśmiechnęła się wesoło. Wiedziała że chwila czarów minęła, bo Hobbici są na nie odporni bardzo. Podskoczyła, okręciła się na pięcie i pobiegła, nie dotykając prawie wody po jej powierzchni, dalej od brzegu, tam spojrzała na niego ostatni raz, podniosła zgrabnym ruchem ręce nad głowę i zagłębiła w odmęt.
Uff, przetarł sobie spocone czoło, niedużo brakowało, a wciągnęła by mnie. Też się zaśmiał. - Jak to trzeba jednak w lesie uważać. Podrapał się w głowę, zawrócił, ominął jeziorko, niedługo las zrzedł i lepiej mu się szło. Ot, pomyślał, do opisania jeszcze jedna przygoda.
(temat Hobbitów podsunęła mi koleżanka )
*
Las był cichy, pusty, na starej ściółce płaty śniegu, i drobinki, jakby ją ktoś większą ilością soli posypał, słońce miało niedługo zachodzić. Tak mrocznie jakoś było, pomimo śniegu, takie niebo ciężkie chmurami, szare. Bezwietrznie, wśród drzew "zaduch", bezruch. Na tę godzinę, przyroda wstrzymała oddech. Pod wielką stopą zaskrzypiało przymrożone na ścieżce błoto, i chociaż Bilbo las kochał, to zrobiło mu się nieswojo. Zaczęły skrzeczeć kruki, para, przelatywały z drzewa na drzewo rozpościerając przed Hobbitem skrzydła jak czarne wachlarzyki, jak skrawki popiołu ze spalonych kartek, wyrzucone z ogniska w czarną noc. - Dobrze było by zdążyć przed nocą, pomyślał. Przyśpieszył kroku. Pierwszy raz przez ten las przechodził i chyba zboczył z drogi. Po prawej widział wzgórze i na nie się kierował, tam zdaje się, była gospoda.
Ścieżka się skończyła, najpierw się skurczyła a potem zniknęła jak to ze zwierzęcymi ścieżkami bywa. Musiał teraz uważać, bo wśród mchu jeżyny rosły płożące się we wszystkich kierunkach gęsto. Las zgęstniał. Zaklął szpetnie bo kolec znowu mu nogę przeciął, obrócił się. Coś jakby zachlupotało? Postanowił sprawdzić co jest w tym kierunku.
Leszczyny, jakaś roślina o gęstych też gałęziach, wszystkie jakieś tak rozrosłe, zbite. Znów usłyszał, chlapnięcie wody i śmiech. Dźwięczny. Śmiech!? Tutaj? -Żeby tylko nie jakaś rusałka, podobno w tej okolicy je widywano. Zatrzymał się i już chciał zawrócić. Zerknął w prawo, lustro wody. Jest. Chyba faktycznie najstarsza z Wiecznych. Zapatrzył się, wyciągnął rękę ze zgiętymi palcami, jak gdyby chciał ją dotknąć. Zastygł w zachwycie, serce mu najpierw stanęło, a później ruszyło z kopyta. Taka biała, szczuplutka, delikatna. Stała po kostki w wodzie na brzegu jeziorka i z gracją nabierała w rączkę wody i polewała się nią, rozbryzgując z dźwięcznym śmiechem. Włosy połyskiwały chyba w świetle, wydobywającym się z wody, długie, kasztanowe, niczym stare czerwone złoto. Zrobił krok, drugi, w jej kierunku. Taka jasna, taka skóra chłodna i wilgotna. Spojrzała w jego kierunku, zaczął na całym ciele drżeć. Takie głębokie oczy, takie stare, takie mądre, tylko jeden krok, jeden krok i przy niej będzie, tylko jeden i dotknie gibkiego ciała, podatnego, chętnego, nieśmiertelnego. Zaczął zatapiać się w jedności chwili. Trzasnęła gałązka. Obrócił głowę zaskoczony, sarenka, przybłąkała się tutaj sarenka, żeby napić się wody. Otrzeźwiał trochę, spojrzał na rusałkę, mrugnęła okiem, uśmiechnęła się wesoło. Wiedziała że chwila czarów minęła, bo Hobbici są na nie odporni bardzo. Podskoczyła, okręciła się na pięcie i pobiegła, nie dotykając prawie wody po jej powierzchni, dalej od brzegu, tam spojrzała na niego ostatni raz, podniosła zgrabnym ruchem ręce nad głowę i zagłębiła w odmęt.
Uff, przetarł sobie spocone czoło, niedużo brakowało, a wciągnęła by mnie. Też się zaśmiał. - Jak to trzeba jednak w lesie uważać. Podrapał się w głowę, zawrócił, ominął jeziorko, niedługo las zrzedł i lepiej mu się szło. Ot, pomyślał, do opisania jeszcze jedna przygoda.