17-06-2011, 18:53
Wierzbowe bajaki
Przy drodze rosła wierzba, krzywa i stara,
We mgle wyglądała jak nocna mara.
Albo jak człowiek w kamień zamieniony,
Nagłym bezruchem lekko zdziwiony.
Lecz z bliska miło do ucha szumiała,
Ciekawe bajanki opowiadała.
W odległych czasach, w słoneczny dzień,
Karocy złotej na drzewo padł cień.
Dama z niej wyszła, w nagłej potrzebie
Czmychnęła za wierzbę, patrząc za siebie.
Jednak nim halki podnieść zdążyła,
Z krzykiem na drogę znów wyskoczyła.
Zaczęła skakać i tupać nogami,
Walcząc zaciekle z czarnymi mrówkami.
O damie w potrzebie to bajanka była,
Lecz inna ją zastąpiła.
Pewnego razu pod wierzby listkami,
Spotkali się młodzi zupełnie sami.
On był przystojny i niecierpliwy,
Wioskowy donżuan, amant prawdziwy.
Ona nieśmiała z buzią rumianą,
Oddała mu skarb swój, dziewicze wiano.
Chłopak skorzystał z jędrnego ciała,
Wszak ona sama mu się oddała.
Po trzech miesiącach znów się spotkali,
On patrzył na nią, jakby z oddali.
Gdy odszedł, ona głośno szlochała,
Bo ważny powód ku temu miała.
Z żalu, rozpaczy i bez opieki,
Skończyła życie gdzieś w nurtach rzeki.
Bajanka o tych dwojgu smutna była,
Lecz inna ją zastąpiła.
W jesienny dzień, nim słońce wstało,
Koło wierzby dwóch wrogów się spotkało.
Jeden był czarny, na piersi rudawy,
Ten drugi żółty, łepek miał białawy.
Wielkie koguty do walki stanęły,
Nastroszyły pióra i skrzydła wygięły.
Zaczęła się bitwa wśród tumanu piórek,
O grzędy, podwórko i harem kurek.
Tak długo walczyły i się dziobały,
Aż wszystkie pióra im wyleciały.
Baba ze wsi koguty zobaczyła
I chude szyje im ukręciła.
Była rada wielce, że kuraki pospołu,
Same rozebrały się do rosołu.
O śmiertelnych wrogach ta bajanka była,
Lecz inna ją zastąpiła.
Kiedyś z lasu wyszedł starzec kaleka,
W brudnych łachach był cieniem człowieka.
Szedł wolno z workiem na chudym ramieniu,
Przy wierzbie usiadł na dużym kamieniu.
Stary bardzo i życiem zmęczony,
Dawno z domu został wypędzony.
Przeszkadzał młodym i ciepło zabierał,
Rano głośno kaszlał, a pod wieczór gderał.
Siedzą w cieniu, który rzucały konary,
Tak myślał człowiek zmęczony i stary:
Po co mam nadal tułać się po obcych,
Niedługo umrę, tu będzie mój kopczyk.
Będę słuchał wierzbowego sumienia,
Nie mam już nic innego w życiu do zrobienia.
Jak myślał, tak zrobił i dalej siedział,
Gdy umarł, nikt o tym się nie dowiedział.
O starcu wyrzuconym to bajanka była
I nam tym bajanki wierzba zakończyła.