Mi też się zdarzają przeczucia, ale tylko kilka przypadków pamiętam
Raz jak byłam małą dziewczynką jechaliśmy samochodem i poczułam, że jeszcze nigdy nie mieliśmy wypadku, a za chwile uderzymy w drzewo i powiedziałam to mamie "na ucho", ona się uśmiechnęła i zignorowała. Około 10 minut później tata uderzył w drzewo z niewiadomych powodów. Nikomu nic się nie stało, a po kilku dniach mama śmiała się ze mnie i nazywała wiedźmą
Przeczułam też śmierć moich 2 dziadków Dzień przed śmiercią (każdego z nich) Mówiłam mamie, że muszę ich zobaczyć, że chcę się pożegnać. Jeden dziadek miał raka, ale dzień przed śmiercią mu się polepszyło, ale sam chciał się pożegnać. Drugi umarł, ze starości nie mówiłam, że czuję, że już go nie zobaczę, ale zdążyłam powiedzieć, że go kocham i zawsze będę o nim pamiętać.
Kiedyś jak pracowała, na izbie przyjęć, a moja mama w pogotowiu też miałam silne przeczucie. Mama z całą ekipą miała transport umierającej kobiety z naszego szpitala do szpitala w Turku. Mama powiedziała wtedy do mnie "do zobaczenia wieczorem", a ja jej na to "mam nadzieję jedźcie ostrożnie, bo mam złe przeczucie" Jechali wtedy sami "moi ulubieńcy". Po godzinie zadzwoniła mama, że kierowca nie żyje, że mieli wypadek i reszta z nich cudem przeżyła, że im mówiła, o moim przeczuciu i śmiali się ze mnie. Kierowca osobówki jadącej z naprzeciwka, na widok karetki na sygnałach zahamował gwałtownie i zjechał na pobocze, na nieszczęście za nim jechał tirem młody kierowca, trochę za szybko. Miał pustą naczepę.. Kierowca karetki zdążył tylko wymanewrować tak, żeby było "jak najmniej ofiar" . Zginął na miejscu
Później ostrzegłam ją jeszcze 2 razy i już nikt się nie śmiał. Te 2 razy mieli wypadek, ale dzięki moim ostrzeżeniom kierowcy byli ostrożniejsi i kończyło się tylko rozwaleniem karetki. Śmiali się nawet, że dyrektor powinien mnie zatrudnić na etacie jako jasnowidza he he, ale nie zawsze udaje mi się wyczuć wypadki, czy też śmierć. Zazwyczaj dotyczy to tylko bliskich mi osób
Ostatnio zmarła koleżanki mama, dzień wcześniej mówiłam do męża, że czuję, że jutro jej zabraknie i niestety sprawdziło się.
Innym razem mój mąż (wtedy jeszcze narzeczony) postanowił wyjść z kumplami na piwo. Nie byłam zazdrosna, a jednak czułam, że nie powinien iść. Śmiał się i mówił, że jestem zazdrosna (a naprawdę nie byłam), ale mogę iść z nim... Nie poszłam i jemu też zabroniłam. Poszedł. Po północy zadzwonił, żebym odebrała go z izby przyjęć bo ma poszytą twarz. Z nieznanych nikomu powodów podszedł do niego koleś i rzucił go szklanką w twarz. Szkło przeszło kilka mm od tętnicy szyjnej.......... a ja tylko powiedziałam "a nie mówiłam?"
Mama nazywa mnie aniołem śmierci. Niestety wyczuwam tylko niebezpieczeństwo nigdy nie wyczułam niczego pozytywnego.