Motanki wymyśliły kobiety, by chronić dom i najbliższych. W długie zimowe wieczory, zamiast pierza, darły szmatki, z których tworzyły magiczne lalki. Z nimi życie było łatwiejsze, a i marzenia zaczynały się spełniać.
Bywają kapryśne. Bluzka nie taka. Spódnica źle się układa. Chcą inny kolor wstążki. Marudzą, przebierają, wybrzydzają. A czasem od razu – myk – i wszystko im pasuje. – Gdy ktoś mi kiedyś powiedział, że motanki same decydują, co chcą nosić, tylko się uśmiechnęłam – mówi Aneta Grzegorzewska. – Dziś wiem, że to żadna przenośnia, tylko sama prawda. To nie są zwykłe lalki. Magia wciąż działa.
Bo słowiańskich lalek – motanek nie wymyślono wczoraj, ale niemal dwa wieki temu. Szczególnie popularne na Ukrainie, Białorusi i na wschodnich krańcach Polski, miały zadania do wypełnienia. Dbały o szczęście domowników, ochraniały w podróży, zapewniały dobrobyt.
Robiło się je, i wciąż robi, bez użycia ostrych narzędzi, igieł, noża, nożyczek. To dlatego, że można nimi niechcący ukłuć los, który wtedy robi się zły. Do stworzenia laleczki potrzebne są tylko nici i szmatki podarte na kawałki. Oraz kawałek patyka, deszczułki lub wiązki słomy, na której mota się kolejne warstwy materiału. A ten – by magia mogła działać – powinien być lniany lub bawełniany. Żadnych syntetyków. Motanki ich nie znoszą!
Pierwsze lalki były proste, ale dlatego piękne. Aneta do dziś ma do nich wielki sentyment, choć przy kolejnych nabierała wprawy i motała coraz bardziej misternie. Sporo czytała o ich magicznych umiejętnościach.
– Nigdy nie drwiłam z czegoś, czego nie da się dostrzec gołym okiem – zapewnia. – Gdy byłam dzieckiem, duży wpływ na moje wychowanie miała babcia Stasia. Pochodziła z mazowieckiej wsi, pełnej ludowych wierzeń. Uczyła mnie magicznego patrzenia na świat. Dlatego do dziś mam dużo szacunku dla zjawisk i rzeczy, które można tylko poczuć. Tylko i aż.
Pewnie między innymi z tego powodu, Aneta ma głęboki kontakt ze swoimi laleczkami. Najczęściej robi Żadanice. Można by rzec, najbardziej praktyczne, bo intencji, w jakiej są motane, jest tyle, ile ludzkich marzeń albo potrzeb. – Jeśli robimy lalkę dla siebie, dobrze, byśmy wiedzieli od razu, po co powstaje – wyjaśnia. – Wówczas tworzymy ją z określonym zamiarem. Nasycamy ją swoim marzeniem, potrzebą, wizją. Gdy jest już gotowa, jej obecność nieustannie nam o tym przypomina.
Kiedy robimy lalkę dla kogoś, dobrze jest myśleć o nim z miłością. Konkretne zadanie powierzy jej już nowy właściciel. Ale najpierw musi się z nią zaprzyjaźnić, zaprosić do swojego życia, dać jej symboliczny prezent. Może koraliki? Wstążkę do warkocza? Wtedy lalka jest gotowa, usłyszeć marzenie, którego spełnienie ma wspierać. Z opowieści obdarowanych osób wiem, że często samo precyzowanie marzenia okazuje się ważnym procesem, bo pomaga uświadomić sobie, czego najbardziej potrzebujemy. Lalki ośmielają, pomagają wydobyć marzenie, a potem wspierają jego urzeczywistnienie – mówi Aneta.
Powiedz lalce, co cię trapi
Wszyscy obdarowani przez Anetę szybko wchodzą z laleczkami w głębsze relacje. W domu znajdują jej takie miejsce, by była poza zasięgiem rąk innych. To w końcu amulet, nie powinien go dotykać nikt obcy. Laleczka staje się powiernicą, kimś bliskim. Zwłaszcza, że można zabrać ją ze sobą, schować w torebce, nosić w kieszeni. – Moją ulubioną zabierałam do lasu na spacer – przyznaje Aneta. – Chodziłyśmy sobie niespiesznie, patrzyłyśmy na drzewa, niebo.
Mama Anety jest zachwycona laleczkami. Tata trochę zdziwiony. Ale największego fana ma Aneta w swoim dziewięcioletnim synu, Szymonie. I choć robienie lalek, to według społecznego stereotypu, mało chłopięce zajęcie, on mocno ją wspiera. Do lalek odnosi się z dużym szacunkiem. Gdy którąś niechcący potrąci, podnosi ją, przeprasza. Ma już jedną – ziarnuszkę, która strzeże jego pokoju. Przypomina korpulentną, wiejską gospodynię, której tułów zrobiony jest z woreczka wypełnionego ziarnem. Według słowiańskich wierzeń ziarnuszki stały blisko pieca lub w innym miejscu będącym sercem domu, ich zadaniem było chronić przed złymi mocami, niepowodzeniami.
Z kolei lalki podróżniczki zabierano ze sobą w podróż. W czasach, kiedy nie było zdjęć, miała przypominać o domu rodzinnym. A ponieważ z reguły to mężczyźni wyruszali w drogę, ich żony robiły lalki z małym woreczkiem przy pasie. Wkładano do niego odrobinę ziemi z pola, co również miało symboliczne znaczenie: pamiętaj o rodzinie, wracaj szczęśliwie.
Dwie lalki na jednym ramieniu, przytulone do siebie, nazywano nierozłączkami lub jednorączkami. Ten symbol bliskości i wsparcia wręczano przeważnie nowożeńcom. Dziś robi się je także dla przyjaciół, rodzeństwa. Karmicielki z obfitym biustem, miały przynosić dostatek i bogactwo. Rodzicielki z kilkorgiem maluchów przytroczonych do pasa, symbolizowały gospodynię i matkę, która radzi sobie z życiem i całą gromadką potomstwa.
Z okazji 7 grudnia robiono też lalkę Jekatierinę. W tym czasie nasilały się mrozy, zaczynał padać śnieg. Kiedyś był to symboliczny dzień otwarcia drogi dla sań. Organizowano więc różne imprezy, wręczano prezenty. I wróżono: im dalej ujechała lalka, którą puszczono z górki, tym lepszych zbiorów należało się spodziewać w przyszłym roku.
Żadnych rysów twarzy!
Żadna lalka nie ma twarzy. Oczu, nosa, charakterystycznych rysów. Tylko głowę nakrytą chustką. – Nie może mieć – kręci głową Aneta. – Gdyby miała, zajęłaby się własnym życiem, a ona ma wspierać tego, do kogo należy, jemu pomagać i pracować w jego intencji.
reklama
Zrobienie własnej lalki ma także działanie terapeutyczne. Chwila, w której wyłączamy myślenie, pracujemy tylko rękami i dajemy się ponieść wewnętrznej radości tworzenia, odstresowuje i zbliża do naszego prawdziwego „ja". Jeśli mamy kłopot ze zrobieniem określonej laleczki, to może świadczyć o czymś więcej niż tylko braku zdolności manualnych.
– Zastanawiam się, czemu nie wychodzą mi karmicielki – zamyśla się Aneta. – Może powinnam w sobie coś przepracować? A może jeszcze nie przyszedł na to czas? Z czasem, w sposób naturalny pojawia się otwartość na nowe obszary w życiu, ale warto wiedzieć, z czym mamy wewnętrzny problem. Lalki o tym wyraźnie mówią, tylko trzeba umieć to usłyszeć.
Biegnij z wilkami
Dla Anety wszystko ma znaczenie przy tworzeniu laleczki. Nawet kiedy przygotowuje warkocz, zaczyna od nawijania nici na książkę, jej wybór nie jest przypadkowy. Robi to instynktownie. Staje wtedy przed półką z książkami i mówi: „No to teraz wybieraj!".
– Wybierały „Potęgę mitu", „Biegnącą z wilkami" czy „40 zasad miłości". Zdarzały się filozofki, artystki, a także miłośniczki słodkich wypieków – uśmiecha się. – A ja ich słucham. I plotę tam, gdzie mi każą.
Lalki Anety wyglądają trochę inaczej niż te sprzed lat. Przede wszystkim są szczuplejsze. Ubrane tradycyjnie, ale z nowoczesnym akcentem. Wszystko się przecież zmienia, nawet motanki muszą to zrozumieć! Na szczęście jedno zostaje bez zmian. Ich magiczna siła. Kto spróbował, ten wie.
Sonia Ross
<!-- m --><a class="postlink" href="http://www.wrozka.com.pl/magia/magia-przedmiotow/751-wrozka-nr-12-2014/7950-pomysl-marzenie-i-motaj?showall=&start=1">http://www.wrozka.com.pl/magia/magia-pr ... l=&start=1</a><!-- m -->