Przyjemne miejsce za szklarnią, mały kącik z zasiana trawą, naokoło winne grona dają cień, z drugiej strony płotek i wielki sąsiedzki orzech. Położywszy swe ciało na leżaku, słuchałam płyty, jak zostać bogatą, ale z medytacją. Tak po skończeniu tejże, w półśnie z upału, gdzieś pewnie w stanie alfa, zobaczyłam znienacka anioła. Stał. Stał. Stał obok, taki jak na niektórych obrazkach, wysoki, dobrze zbudowany, w białej szacie, z blond włosami w lokach, w męskiej urodzie z twarzy i wielkimi pierzastymi skrzydłami. Mnie się taki obraz anioła osobiście nie podoba, ja uważam, że anioły to istoty są energetyczne. No ale tam stał, właściwie tuż, obok. Nie trwało to długo, byłam zaskoczona, no ale nie aż za bardzo, przecież - trochę śpiąca. Tak, bez żadnych emocji. Musiał jednak ten widok mnie poruszyć, bo zaczęłam od tamtego czasu o nim myśleć i tak go sobie wyobrażałam i wyobrażałam, aż zrobił się z z tej pamięci przyjaciel z wyobraźni. Prawie zawsze był przy mnie, prawie wszędzie, czułam go obok siebie - z tym wymyślonym, rozmawiałam w myślach - troszkę był złośliwy. Czasem tak w towarzystwie gdy rozmawiałam z ludźmi, potrafił się na ziemię rzucić i zwijać ze śmiechu, co ja też im plotę bez sensu - przecież znał moje myśli i uczucia. Przyznam, iż człowiek może sprawiać wrażenie nieobecnego, gdy zajęty jest aniołem zamiast ludźmi. Albo opowiem jeszcze taką sytuację, jak wracałam ze zbierania jagód w lesie, rowerem i się mój anioł strasznie wygłupiał, gdy zjeżdżałam z górki to trzymał się kierownicy jednym palcem i obok mnie leciał, a potem usiadł prze de mną na kierownicy ze skrzyżowanymi nogami jak Budda i tak sobie siedział, czym mnie akurat strasznie rozśmieszał, choć oficjalnie się na niego złościłam. Tak mi towarzyszył rok może, a może dłużej, zawsze obok, zawsze przy mnie, najbardziej wtedy gdy było mi ciężko, zawsze mogłam na niego liczyć, na wsparcie i humor (no, jak prawdziwy, wymyślony dziecięcy przyjaciel, chociaż ja dzieckiem dawno już nie byłam). Pewnego dnia, nieoczekiwanie - anioł wstąpił we mnie (ten wymyślony oczywiście) Od tamtej pory jestem silna, choć przecież słaba, mam wiedzę, chociaż jeszcze nie wiem jaką, mam pewność, chociaż nie wiem czego, mam wiarę, chociaż nie do końca wiem - w co, i poczucie - że nic nie zdoła mnie pokonać. Jestem też chyba od tamtej pory, odrobinkę złośliwa. Tak naprawdę to myślę, iż był to kontakt z mą własną duszą, mym własnym nieśmiertelnym duchem, którym jestem.
Margolu, twoja opowieść, (sen) bardzo podnosząca na duchu jest
to ja też napisałam, chociaż już gdzieś wspominałam na tym forum o tym spotkaniu moim z aniołem