25-07-2013, 21:09
Ogniczka z goryczką
Zielarze zalecali, by jeść gorczycę tak często, jak tylko się da.
Zakazana była ona jedynie mnichom.
A to dlatego, że małe kuleczki rozniecały popędy, o których braciszkowie nie powinni nawet słyszeć.
Coś w tym było – papkę z rozgotowanych nasion podawano nowożeńcom, żeby dobrze im się żyło.
W ziarenkach i surówce z młodych gorczycowych listków rozsmakowywali się królowie, którym, jak wiadomo, zawsze zależało na męskim potomku.
Ludwik Pobożny i Karol Wielki nie wyobrażali sobie ponoć uczty bez tej przystawki.
Już wtedy napomykano, że ziółko pozytywnie wpływa na męskość.
To z gorczycy jakiś genialny smakosz w starożytnym Rzymie ukręcił najsłynniejszą i jedną ze starszych przypraw do mięsa – musztardę.
Kto nim był – spierano się już na początku naszej ery, co dowodzi, jak ceniono gorczycowy smakołyk (nazywano go nawet cesarską potrawą).
Wiele wskazuje na to że wynalazca nazywał się Lucjusz Moderatus Columella i był autorem dzieła „De re rustica” (O rolnictwie).
Na trawienie i dla smaku
Nie bez powodu jadano musztardę z tłustymi mięsami; leżące za stołami obżartuchy z radością stwierdziły, że gorzkie ziarenka pomagają strawić boskie dary, zwłaszcza te ociekające tłuszczem lub lekko nieświeże.
Nadawała pikantny smak delikatnemu kurczakowi, ciężkiemu karczkowi wieprzowemu, gryfowi wołowemu, jeleniom, dzikom, sardelom, murenom
I oczywiście, warzywom, które gotowano w jej towarzystwie, by nabrały wyrazu i korzennego aromatu.
Gościła zresztą zarówno w domach bogaczy, którzy opychali się egzotycznymi ptakami, jak i zwykłych zjadaczy bobu.
Rosła niemal w każdym rowie, a utarcie ziaren z moszczem winnym, daktylami i oliwą z oliwek – bo taki mniej więcej był ówczesny przepis na musztardę – nie stanowiło specjalnego problemu.
Gallowie daktyle zastąpili miodem i całość doprawili na ostro – tak powstała słynna przyprawa z Dijon, żelazny punkt paryskich jadłospisów, na którym musztardnicy z miasta nad Kanałem Burgundzkim zbili fortunę.
Nic dziwnego, że zazdrośnie strzegli receptury przed licznymi zastępami fałszerzy.
W polskiej kuchni gorczycę nazywano ogniczką.
Maczano w niej ryby i mięso, bo „daje chęć i smak ku jedzeniu”.
I my robiliśmy z niej rodzimą musztardę.
W słodkim winnym moszczu gospodynie gotowały gruszki, dodawały gorczycę, przyprawiały anyżem i kolendrą, a całość przecierały przez lniane płótno.
Przysmak ten podawano do jaj, gotowanej brukwi, nóżek wołowych, baraniny, sarniny.
Na ból zęba i dobry sen
Od początku przypisywano gorczycy właściwości nie tylko podkreślające smak potraw, ale i leczące choroby.
W odkopanych niedaleko Bagdadu naczyniach sprzed czterech tysięcy lat znaleziono ziarenka gorczycy, którą Sumerowie ucierali i dokładali do maści.
Owocami gorczycy leczono zatrucia grzybami, uśmierzano bóle zębów i brzucha.
Do rangi panaceum urosły natomiast plastry z tartej gorczycy ukręconej w moździerzu z octem.
Pitagoras zalecał je „na ukąszenia wężów i skorpionów”, Dioskorides zaś dodawał do listy parchy, liszaje, wrzody i wszelkie schorzenia skóry.
Także paraliże i bóle stawów.
Zalecał ją również przy problemach z pęcherzem i potencją.
Z czasem dowiedziono, że obniża ciśnienie krwi i działa odkażająco, w łuskach zawarte są bowiem taniny, które hamują rozwój bakterii i roztoczy.
Dlatego dodana do ryb, wędlin czy kiszonek sprawia, że jedzenie się nie psuje.
Uczeni, zainteresowani fenomenalną zdolnością gorczycy, zaczęli oczywiście eksperymentować.
I tak na pewnym radzieckim uniwersytecie morskie ryby posypane świeżą gorczycą przechowywali w temperaturze pokojowej
i czekali, co będzie.
Czapki z głów przed medycyną ludową – mięso zachowało świeżość przez dwa tygodnie.
Zielarze wykorzystywali także inną zdolność gorczycy.
Otóż emituje ona pozytywne promieniowanie o bardzo dużej mocy.
Każde ziarenko wytwarza biopole o promieniu około 10 cm.
To dlatego szyto wypełnione nimi poduszeczki i pasy i zalecano noszenie ich pod ubraniem.
Działały przeciwbólowo i przeciwzapalnie, pomagały na bóle reumatyczne i podagrę.
Dziś wiadomo też, że gorczyca wyrównuje poziom naszego biopola i wspomaga regenerację komórek.
Dzięki niej mniej się męczymy, mamy lepszy nastrój, dobrze śpimy.
Meteoropaci zauważają, że po dłuższym korzystaniu z materaca gorczycowego stają się mniej wrażliwi na zmiany pogody.
A więc – jedzmy musztardę.
Najlepiej własnej roboty.
Na zdrowie.
źródło