" Dom Bartmanów " - kryminał w/g Mikesza ...
#1

Pozwalam sobie Wam przedstawić " Dom Bartmanów" - kryminał osadzony w współczesnych realiach, o dość mocnym zabarwieniu erotycznym.
Książka jest dozwolona dla czytelników od lat 21 ... - Tak
Napisałem ją chyba w 2006 roku.
Na pewno posiada wiele "rożnych literackich wad" ( książka nie posiada tzw. korekty ), więc proszę o wyrozumiałość - Uśmiech

Mikesz

I.


Tej nocy nie mogłem zasnąć. Wstałem z łóżka i zapaliłem kolejnego papierosa. Zacząłem chodzić po mieszkaniu nerwowo zaciągając się dymem. Myślałem o Marii, o jej szczupłej delikatnej twarzy, zgrabnej, filigranowej sylwetce i długim warkoczu, czasami splecionym na plecach, jak u małej dziewczynki. A przecież dochodziła trzydziestki i pierwszą urodę miała już za sobą.
Ostatnio czułem się zmęczony i nerwowy. Z niechęcią myślałem o swoich klientach, których niemal codziennie przyjmowałem w swojej kancelarii adwokackiej. Ich problemy nudziły mnie i często przerastały moje możliwości.
Gdy parę lat temu wybrałem prawo i ukończyłem z wyróżnieniem uniwersytet, wydawało mi się, że w pracy poradzę sobie doskonale. Byłem cierpliwy, dokładny, przewidujący. Dziś nie miałem w sobie tylu sił, co kiedyś. Zaangażowanie w pracę słabło, podobnie jak moje uczucie do Marii.
Dziwne, ale najbardziej chyba podobał mi się w niej jej głos. Trochę niski, leciutko chropowaty, aksamitny dźwięk, którym ujęła moje serce. Szczupłą sylwetką, taką smutną jakoś i ładną twarzą - także pobudzała moje męskie zmysły. Dobrze wiedziałem, że czasami wystarczy i ten jeden gest kobiety, jakieś jedno jej słowo, kokieteryjne spojrzenie i już mężczyzna wpada w sidła namiętności.
Chodziłem po pokoju i myślałem o przemijającym uczuciu do dziewczyny. Zastanawiałem się nad nudnawą pracą, którą już dawno przestałem lubić, ale zarówno do jednej, jak i drugiej rankiem musiałem się udać.
Z Marią pracowałem w tym samym zespole adwokackim. Zajmowaliśmy się niezliczonymi ilościami błahych i skomplikowanych spraw, mnóstwem papierów, czytaniem paragrafów, ustaw, artykułów, wypełnianiem formularzy. Doradzaliśmy klientom, prowadziliśmy ich sprawy, czasami stawialiśmy się w sądach.
Rzadko zdarzały się sprawy wyjątkowe, zupełnie inne od pozostałej większości. Taką właśnie przedstawił nam pan major Jonson. Był oficerem policji i od czasu do czasu, jeżeli chodziło o sprawy dziwne i niewyjaśnione, kontaktował się zawsze z nami.
Dlaczego to robił ? Niewielu ludzi wiedziało o tym, że Maria posiada umiejętności nie dane zwykłemu człowiekowi.

-2-

Chodziło o jej pewne zdolności przewidywania niektórych wypadków, losów. Kobieta była obdarzona pewnymi zdolnościami jasnowidzenia, intuicyjnego spostrzegania. Interesowała się tematyką okultyzmu, spirytyzmu, magii, radiestezji, parapsychologii. Niejednokrotnie zdarzyło się, że potrafiła przekazać wymiarowi sprawiedliwości prawdziwe informacje, o których nikt nie miał pojęcia. Przede wszystkim chodziło o fakty zaginięcia osób, wskazania ich miejsca pobytu lub grobu.
Oczywiście, nie każdą sprawę udawało się kobiecie rozwiązać. Były przypadki, że i ona okazała się bezradna. Poza tym niecodziennie mogła posługiwać się swoimi możliwościami. Szczególna koncentracja, myśl, prawie trans, w który wchodziła, obecność przedmiotów osoby poszukiwanej – to warunki, które musiały być spełnione, aby Maria mogła coś w sobie wyczuć, zobaczyć i zinterpretować.
Nie tylko w pracy zawodowej stanowiliśmy parę. W życiu prywatnym także byliśmy partnerami. Oboje wolni, młodzi, zdolni z dobrze płatną pracą, z mieszkaniami. Łączyła nas przyjaźń, wspólna praca, sex. Czy można czegoś więcej wymagać od życia ?
- No to do roboty ! – krzyknął dziarsko, gruby , stary major policji zza swego drewnianego biurka. – Macie tydzień czasu na rozwiązanie sprawy i powodzenia ! – rzekł na pożegnanie, wstając ciężko ze swego skrzypiącego, staroświeckiego fotela.
Uścisnął nam mocno dłonie.
- Wreszcie coś ciekawego ... – wzdychałem chwilę potem idąc mokrą, szara ulicą tuż przy swojej dziewczynie. – Zajęcie zaiste godne ciebie ... – nachylałem się do ucha Marii.
Musiałem trzymać duży, czarny parasol tuż nad jej głową. Była typowa jesienna pogoda. Deszcz kapał z ciemnego nieba leniwie i powoli. Odgłosy stawianych kroków po twardym bruku głośno rozlegały się dookoła. Był późny wieczór. Co parę metrów świeciły lampy, jakby zniekształcając rzeczywisty obraz ulicy i kamienic.
To były peryferie miasta. Szliśmy do mojego mieszkania. Czułem, że chyba jednak nie pokocham się ze swoją dziewczyną. Nie miałem zbytniej ochoty na sex. Uczucie do kobiety malało i sam nie wiedziałem, dlaczego tak się dzieje. Zresztą, sam niedawno zauważyłem, że i ona zmieniła nieco stosunek do mnie. Już nie była tą samą namiętną kochanką, jak jeszcze z rok temu. Już nie przytulała się do mnie tak mocno, jak kiedyś i nie patrzyła głęboko w oczy zafascynowana. Maria powoli stawała się jakaś inna, nieco oschła, poważniejsza, zamyślona. Czułem, że nasz związek kończy się, a gwałtowna miłość przygasa. Godziłem się z tym, uważając, że takie po prostu jest życie.
- Coś ty taki ponury ... ? – przerwała moje rozmyślania, gdy przekroczyliśmy próg mojej kawalerki. – No, odezwij się ! Nie cieszysz się, że dostaliśmy takie szczególne zlecenie ? Dzisiaj zostaję u ciebie, mam nadzieję, że będzie warto ...
Spojrzała na mnie zalotnie i uśmiechnęła się zachęcająco.
Ściągnęła buty w przedpokoju, odsłaniając długie, zgrabne nogi. Kołysząc kusząco biodrami weszła do pokoju. Usiadła na niskim fotelu, dyskretnie ukazując to, na co mężczyźni często zwracają uwagę.
- No, chodź do mnie ty głuptasie ! Tak się cieszę, że dostaliśmy tę sprawę ! Przez parę dni odpocznę od tych codziennych, męczących mnie zajęć w adwokaturze ! Było mi to teraz bardzo potrzebne. No i zarobimy przecież dodatkowe pieniądze ! Spłacam raty za meble, czynsz też nie jest tani ... jak myślisz, damy sobie radę ...?
- Tylko major pewnie świeci oczami dookoła, wstydząc się, że jego ludzie są bezradni w tej sprawie i zmuszony jest zatrudnić ludzi z zewnątrz do rozwikłania tej zagadki – odpowiedziałem, nalewając wódkę z sokiem do szerokich szklanek z grubego szkła.
Jedną z nich podałem dziewczynie i siadłem w fotelu obok . Spojrzałem na partnerkę.

-3-

- Coś ty taki dzisiaj nie w sosie ? – zapytała ponownie.
Wyglądała pięknie. Czarne pończochy na smukłych nogach, krótka biała spódniczka i ciasny sweterek opięty wokół piersi .
- Jestem jakoś zmęczony ... – przyznałem się.
- Nie chcę tego słuchać ! – gwałtownie zareagowała partnera. – No, chodź tu do mnie ! Nie pamiętasz jak jeszcze niedawno baraszkowaliśmy razem ...? Było tak cudownie ... – rzekła, wyciągając do mnie rękę.
- Naprawdę jestem dzisiaj bardzo zmęczony, ostatnio nie mogę spać ... – powtórzyłem nerwowo, pociągając spory łyk alkoholu.
- Co ci jest u licha ? Chyba nie potrzebnie tu przyszłam ! Jaka szkoda ! – zezłościła się dziewczyna. – O co ci chodzi ? Nie chcesz mnie już ...?
- Wybacz kochanie, ale nie jestem w formie – rzekłem nalewając sobie kolejną porcję trunku. – Na nic nie mam siły ...
- Nie za dużo pijesz ? Powiedz, co ci jest ? Jesteś ostatnio jakiś inny, nie poznaję cię !
- Mario, to tylko takie małe przemęczenie, taki mały kryzys ... Po prostu potrzebuję krótkiego odpoczynku ...
- No, dobra ! – przerwała mi dziewczyna. – W takim razie lecę do siebie ! Zawiodłeś mnie dzisiaj ! Nie chcesz mi powiedzieć, twój problem ...
Rozczarowana kobieta ubierała buty w przedpokoju, a ja patrząc na nią poczułem przykrość i wyrzuty sumienia, że nie sprostałem oczekiwaniu partnerki.
- Wielka szkoda ... – dobijała mnie. – Żałuj, bo dzisiaj miałam wyjątkowo ochotę na małe szaleństwo !
Zarzuciła palto na plecy i energicznie zamknęła drzwi za sobą. Nie zdążyłem ją pożegnać. Nalałem sobie następnego drinka i rozłożyłem się w fotelu. Myślałem o tym, co powiedział nam major policji.
Rzecz miała się w tym, że od dłuższego czasu nie można było zakończyć pewnego śledztwa. Zagadka dotyczyła zaginięcia dwóch osób w tym samym czasie i miejscu w ciągu zaledwie jednego tygodnia. Te osoby, to młody porucznik policji Adam Ker i dziewięcioletnia dziewczynka, którą młody adept wymiaru sprawiedliwości wcześniej usiłował odnaleźć. Nie wiadomo, co się z nimi stało. Znikli jak kamień w wodę.
Wszystko zaczęło się od tego, że policja otrzymała zgłoszenie o zaginięciu dziecka. Trwające parę dni czynności poszukiwawcze doprowadziły do pewnego miejsca. Sprawdzono je kilkakrotnie, ale bez rezultatu. Młody porucznik jednak uparł się i kiedyś sam zawitał w podejrzanym miejscu. Od tego czasu i jego nikt nie widział.
- Co to za miejsce ? – dopytywałem się wtedy majora Jonsona.
- To taki mały gotycki zameczek na końcu miasta, czy coś w tym rodzaju ... – wyjaśnił mi oficer. – Nie znam się na architekturze. Jest otoczony wysokim murem i parkiem, czyniąc go trudno dostępnym. Spenetrowaliśmy go dokładnie, od piwnic aż po strych i nic nie znaleźliśmy. Mieszkają tam bardzo uprzejmi państwo. Jakaś stara arystokracja . Mają służbę, stare antyczne meble, maniery i wyrażają się elegancko... –wyjaśniał mi. - Naprawdę nic tam nie znaleźliśmy, a ci arystokraci wydają się być czyści i o niczym nie wiedzą. Jednak mamy świadków, którzy widzieli porucznika, wchodzącego do ich domu, a wcześniej dostaliśmy sygnał, że przebywa tam jakaś dziewczynka ... dziwne, sam nie wiem ... Żadnych motywów ... Co w takiej sytuacji mogliśmy zrobić ? Teoretyczne domysły to za mało i musimy mieć dowody ! Nic nie możemy zrobić ... ! I to zadanie jest w sam raz dla pani ... – grubas pokłonił się pani adwokat.


-4-

- Naturalnie ! – niemal krzyknęła wtedy z radością Maria, zrywając się podniecona z krzesła. – Oczywiście, zajmiemy się tą sprawą ! Cieszę się, że uwolni pan nas na pewien czas od nudnej, papierkowej pracy ! Chętnie podejmiemy się wyjaśnienia okoliczności zaginięcia porucznika i dziewczynki. Może pan na nas liczyć !
- Postaramy się, ale niczego nie obiecujemy ... – zastrzegłem jednak zaraz, spojrzeniem karcąc swoją zbyt rozentuzjowaną partnerkę. – Zorientujemy się, rozejrzymy, popytamy ... jaki to adres ... ?

C.d.n ...
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości