" Dom Bartmanów " - kryminał w/g Mikesza ...
#6

V.

- Naprawdę nie mam pojęcia, co mu się stało... zazwyczaj może wypić o wiele więcej ! Wie, kiedy przestać ! Nigdy nie widziałam go w tak opłakanym stanie ! – tłumaczyła partnera zakłopotana Maria. – Naprawdę, nie rozumiem ... tak mi przykro !
Trudno było jej uwierzyć, że jej chłopak upił się jak bela w tak krótkim czasie. Patrzyła z niepokojem i wstydem, jak kamerdyner z Bartmanem prowadzili go prawie nieprzytomnego na górę do pokoju. Co za kłopotliwa sytuacja ... !
Poczuła się okropnie. Pomyślała, że są intruzami, którzy naszli spokojne starsze małżeństwo. Chodzą po całym domu, coś insynują, zaglądają do każdego kąta, rozwalają ścianę.
Mieszkańcy zameczku byli cierpliwi, wyrozumiali, zaoferowali pomoc i poczęstunek, a tu taka kompromitacja ! No, może nie są idealni, te dwa erotyczne incydenty Maria dobrze zapamiętała.
- Proszę o wybaczenie, tyle kłopotów narobiliśmy państwu ...! Naprawdę, nie wiem, co powiedzieć ... Tak mi przykro ... !
Płonęła na twarzy, trochę z zażenowania, a trochę z powodu wypitego alkoholu. Nie wiedziała, co począć dalej. Poczuła się bezradna. Zrozumiała, że jej położenie jest bardzo krępujące. Przecież była tylko w samym szlafroczku i znajdowała się w obcym miejscu, wśród nieznanych jej ludzi.
- Nic temu panu nie będzie, ot, chwila słabości, prześpi się parę godzin i obudzi się z bólem głowy ... – rzekła pani Rita, obejmując ramieniem zdezorientowaną panią adwokat. – Proszę się nie martwić, nic groźnego się nie stało. Jest pani w dobrych rękach i naszym gościem ...
- Nie wiem, czy powinnam. W takim stroju i w ogóle ... – wahała się Maria.
Stała na korytarzu i czuła się zagubiona. Modliła się w duchu, aby jej rzeczy jak najszybciej były gotowe. Nie mogła doczekać się chwili, kiedy założy swoje ubranie i wyjdzie z tego domu. Wszystko jedno, czy ze swoim partnerem, czy bez niego.
Bartman delikatnie pochwycił ją za ramię.
- Znów jest pani spięta. Proszę się rozchmurzyć ...
Przebiegły, jakby odgadywał jej myśli.
- Czy pani ma nas dość ? Obawiam się jednak, że pani odzież jest jeszcze nie gotowa. Kamerdyner ma obowiązek o tym fakcie zaraz nas poinformować. Wygląda na to, że pani nadal będzie skazana na nasze towarzystwo ... – uśmiechnął się do niej szeroko właściciel domu, pokazując żółtawe zęby. – Przecież nie wyjdzie pani tak na ulicę ... !

-18-

- Chciałabym sprawdzić, czy wszystko jest w porządku z moim kolegą. Pozwoli pan ? – kobieta zręcznie wyzwoliła się od uścisku starszego człowieka i poprawiła szlafrok.
- Rito, pójdź z panią na górę ...
- Przepraszam, ale sama chciałabym to zrobić ...
- Jak sobie pani życzy.
Dziewczyna była coraz bardziej zirytowana zaistniałą sytuacją. Wiedziała, że zawiodła. To na niej spoczywało zadanie ewentualnego rozszyfrowania zagadki tego domu. Wprawdzie nauka raczej neguje metody intuicyjnego spostrzegania, ale policja już niejednokrotnie korzystała z usług osób uzdolnionych w tym zakresie i to z dobrym skutkiem. W tym wypadku śledztwo nie posunęło się ani kroku w przód, a ona teraz nawaliła na całej linii.
Bez ubrania nie mogła wydostać się z tego domu. Jego mieszkańcy byli uprzejmi i mili, ale jacyś dziwni i wciąż wlepiali w nią oczy. Zajrzała do pokoju.
Leon leżał na boku i głęboko oddychał. To nieco uspokoiło Marię. Za oknem rozpadał się deszcz. Wielkie krople wody głośno uderzały o szyby. Zastanawiała się, dlaczego Leon zwalił się z nóg po zaledwie paru drinkach. A jeżeli dosypano mu coś do alkoholu ? Ale po co ...?
Przecież nic nie znaleźli podejrzanego i już zamierzali zakończyć wizytę. Co za niezręczna sytuacja !
Usiadła na łóżku i zastanawiała się. Czekać na ubranie, czy też narzucić na siebie swój płaszcz, wiszący w przedpokoju i wymknąć się po angielsku ? Złapie taksówkę i nikt w taką pogodę nie zauważy, że jest z gołymi nogami.
Zdecydowała się na drugie rozwiązanie.
Szybciutko zbiegła w dół, zrzuciła z siebie puchaty szlafrok, narzuciła płaszczyk na plecy, sięgnęła po torebkę. Szarpnęła klamkę wyjściowych drzwi. Były zamknięte. Zdenerwowana wpadła do pierwszego z brzegu pokoju , otworzyła okno i wychyliła głowę. Nie było wysoko. Przy skoku płaszcz rozchylił się, ukazując jej nagość. Popędziła przed siebie.
Poczuła mokrą, zimną trawę pod stopami i uderzania kropel deszczu w twarz. Przebiegła trawnik i dopadła ceglastego muru. Mocno podciągnęła się rękami w górę i zaryzykowała skok na ulicę. Po jej drugiej stronie zobaczyła dwóch mężczyzn. Niestety, zauważyli ją, gdy forsowała ogrodzenie. Raźnym krokiem skierowali się w jej stronę.
- Te, lala ...! – zawołał jeden z nich. - Skąd tak wiejesz ...? Te ... !
Wyglądali na pospolitych lumpów. Szybko dopadli ją. W klapkach nie można było szybko biec. Serce zaczęło jeszcze mocniej bić ze strachu.
- Podprowadzimy panienkę, dobrze ...? Patrz stary, kurde, ona ma gołe nogi ! Co, uciekłaś komuś z łóżka ...? Ale heca ...!
Dotknęli ją. Zrozpaczona rozejrzała się po ulicy, ale nikogo wokół nie było.
- Proszę odejść ode mnie !
Gdy napastnicy niemal złapali ją w swoje ręce, krzyknęła. Zaraz potem szarpnęła się i rzuciła się w bok. Nie miała wyboru. Wyrwała się z objęć podchmielonych mężczyzn, ponowny skok i z powrotem znalazła się w zapuszczonym ogrodzie państwa Bartmanów. Zaskoczeni mężczyźni nie zareagowali.
- Widziałeś, jaka cwana ? Ale numer ...! Zwiała nam ! Ja cię kręcę ...!
Maria skuliła się pod rozłożystym krzakiem i nadsłuchiwała.
- Ta babka była chyba jakaś zboczona ...! Mówię ci, ona pod tym płaszczem chyba nic nie miała ...! Słowo daję ... Chodź, zostaw ją ...przecież nie będziemy ją ganiali po płotach ... pewnie uciekła ...
Kobieta trzęsła się z zimna i z lęku. Jej ciało objęły dreszcze. Była przemoczona, a do domu było daleko. Tuliła przy sobie torebkę. Postanowiła trochę poczekać i ponowić próbę

-19-

wydostania się na zewnątrz. Co za paskudna historia !
Po chwili głosy napastników ucichły i Maria odetchnęła z ulgą.
- Pan prosi do siebie ... – niespodziewanie usłyszała za sobą znany głos.
Poderwała się zza krzaka. Tuż za nią stał kamerdyner Hubert i trzymał nad sobą duży, czarny parasol.
- Łaskawa pani pozwoli, pan bardzo prosi ... – służący powtórzył stanowczym tonem.
Maria zaniemówiła. Widocznie ktoś zauważył, jak bez pożegnania oddaliła się od zameczku !
Co za kompromitacja !
Moment namysłu ... ale dreszcze ciała, przenikliwe zimno i rozsądek wziął górę nad emocjami. Zawstydzona schowała się pod parasolem. Z zimna nie czuła już stóp. W drodze do siedziby Bartmanów gorączkowo zastanawiała się, jak wytłumaczy swoje zachowanie.
- Co pani wyrabia !? W taką pogodę oddalić się bez uprzedzenia i pożegnania się ? !Oj, nieładnie proszę pani ... ! Na dworze leje i jest nie więcej jak pięć stopni ! Co za nierozsądek, co za nierozwaga ... ! Wyjść z domu tylko w samym płaszczu ... ?- robił Marii wymówki chwilę potem właściciel posesji. – Jak pani mogła ? Jeszcze się przeziębi ! Dlaczego pani uciekła ... ? Tutaj przecież nic pani nie grozi ... ! Naprawdę, nie rozumiem, co skłoniło ją do takiego kroku ...
- Hubercie, dwie aspiryny i gorącą herbatę ! Natychmiast ! – poleciła pani Rita, widząc trzęsącą się z zimna niedoszłą uciekinierkę. – Co za pomysł ...!
- Wydawało mi się, że lepiej będzie, jak państwa opuszczę ... – dukała zażenowana pani adwokat, chcąc się jakoś usprawiedliwić. – Po prostu, nie chciałam więcej sprawiać kłopotu ... Jakoś tak wyszło ...
- Moja droga, dlaczego pani oddaliła się od nas aż w takiej desperacji ? – nie rozumiał pan Bartman. – Czy skrzywdziliśmy panią ? Proszę mi to wytłumaczyć ! Czy coś pani groziło z mojej strony ...? Jaka pani niemądra ! W takim stanie chciała dotrzeć do domu ? Prawie naga ... ?
Maria stała w przedpokoju i dygotała w mokrym palcie. Było jej strasznie wstyd i chętnie zapadłaby pod ziemię, by nie słuchać słusznych uwag mieszkańców domu. Zresztą teraz wydawały także i logiczne. Opuściła głowę w dół, aby ukryć swe zakłopotanie.
- Co pani robiła w tych zaroślach ? Całe szczęście, że Hubert jest spostrzegawczy i ma doskonały wzrok !
- Ja bardzo państwa przepraszam ...
- Moja droga, proszę iść na górę i przebrać się ponownie w swój szlafrok ! W szafie na dolnej półce są ręczniki ! Pani jest cała mokra ... ! – rzekła pani Rita rozkazującym tonem. – Bruno, nie przeszkadzajmy pani !
Gospodarze domu wrócili do salonu, a Maria jak niepyszna, udała się na górę do pokoju. Dopiero tam spostrzegła rozdarty rękaw swojego płaszcza i mocne zadrapanie na kolanie. Zdała sobie sprawę, że jest w jakimś małym szoku. Co ja wyprawiam ...? Czemu tak, do cholery, panikuję ... ?! Spokojnie ... nic przecież złego się nie dzieje ... ! - powoli analizowała swoje położenie.
Zniszczone ubranie, zraniona noga, Leon nieprzytomny, zagadka nierozwiązana, dziwni mieszkańcy, erotyczne aluzje ... i jest teraz zdana na łaskę obcych ludzi ! Takie były fakty.
Wpadła na pomysł, by zadzwonić z komórki do znajomych. Niestety, urządzenie nie działało, akurat rozładował się telefon. Zaklęła cicho. Co za pech .. !
Zdjęła z siebie mokre okrycie , wytarła się dokładnie ręcznikiem i okryła się szlafrokiem. Była wściekła na dwóch przechodniów, którzy uniemożliwili jej ucieczkę. Gdyby nie oni, teraz pewnie byłaby w taksówce w drodze do domu. Niech to szlag ...!

-20-

Kobieta siadła na łóżku, zrobiło się ciepło, a zdenerwowanie powoli mijało. Pomyślała, że w końcu nic takiego przecież nie stało się, chyba jednak bez powodu i nie potrzebnie panikuje. W pokoju obok spał Leon.
Zajrzała do niego. Mężczyzna nawet nie zmienił pozycji. Cicho chrapał, zadzierając głowę do góry.
- Leon, Leon ...! – szarpnęła go mocno za ramię. – Obudź się ! Co z tobą !? Wstawaj ...!
Ale partner nadal był nieprzytomny. Zrezygnowana, wróciła do swego pokoju. Zaraz potem ktoś zapukał do drzwi.
Do środka wszedł Bartman, niosąc na małej tacy dymiącą filiżankę herbaty. Położył ją na stole i wyciągnął z kieszeni dwie tabletki.
- To dla pani, proszę je zaraz połknąć i popić herbatą ...
- Naprawdę nie trzeba ... – odezwała się oschle Maria. – Kiedy będzie gotowe moje ubranie ? Czuję się tak zakłopotana ...
Starała się nie patrzeć w jego stronę. Była zażenowana tą całą sytuacją.
- Tylko bez żadnych wymówek i ceregieli ! Proszę usiąść przy stole i natychmiast zrobić to, o co proszę ! Chce pani zachorować ?
Kobieta wzięła do ust tabletki i pociągnęła spory łyk herbaty. Była równie niedobra jak poprzednia. Skrzywiła się z niesmakiem.
- Ziołowa, ale bardzo zdrowa ! – skinął głową mężczyzna.
- Proszę mnie zrozumieć, w jakiej sytuacji się znalazłam ... – zaczęła się tłumaczyć dziewczyna, ale Bartman jej przerwał.
- Ależ ja doskonale panią rozumiem ! Jeszcze trochę cierpliwości i pójdzie pani do swego domu.
- Czy mogę stąd zadzwonić ...? Gdzie tu znajduje się telefon ?
- Rzadko z niego korzystamy, ale czasami się przydaje. Aparat jest na dole, tuż przy wyjściu ... Ale widzę, że pani jest ranna ...! – zauważył gospodarz, wlepiając wzrok w jej odsłonięte nogi. – Całe kolano ma pani zakrwawione ! Trzeba to opatrzyć !
- Nic mi nie jest, to tylko obdarcie skóry, proszę pana ...
- Jeszcze wda się jakieś zakażenie ! Trzeba to koniecznie zdezynfekować ! Proszę wypić herbatę, a ja przyniosę środki opatrunkowe !
- Naprawdę nie trzeba ! – Maria jeszcze krzyknęła za Bartmanem, ale ten już niemal wybiegł z pomieszczenia.
Korzystając z tego, że została sama, postanowiła zejść na parter i zadzwonić do znajomych. Muszą natychmiast przyjechać po nią i Leona. Nie miała najmniejszej ochoty na dalsze tkwienie w tak niezręcznej sytuacji.
Pociągnęła kolejny łyk gorącego napoju i ruszyła do wyjścia. Telefon odnalazła bez trudu, ale okazał się głuchy. Ze złością rzuciła słuchawką.
Pierwszy zawrót głowy nastąpił, gdy podążała schodami z powrotem na górę. Zatrzymała się na moment i palcami dotknęła czoła. Drugi, znacznie silniejszy, gdy weszła do pokoju. Świat zachwiał się i lekko rozmywał. Serce zaczęło mocniej bić. Poczuła lęk i szum w uszach. Przestraszona siadła na krześle. Do pokoju wszedł Bartman.
- Jak się pani czuje ...? Zrobię teraz pani mały opatrunek, zapewniam, że nie będzie bolało.
Mężczyzna klęknął przed kobietą, coś jeszcze do niej mówił, ale Maria nie mogła zrozumieć jego słów. Patrzyła w dół, jak właściciel domu dezynfekował jej ranę. Po chwili w głowie przestało buczeć, a otoczenie falować. Serce uspokajało się.
-
-
-21-


- Co pan robi ...? – zapytała jakimś innym, nie swoim głosem, gdy poczuła dłoń starszego pana znacznie wyżej niż kolano. – Proszę wziąć te ręce ode mnie ! – złapała Bartmana za przedramię.
Zaczęła się bardzo dziwnie czuć. Zdawało się jej, że traci kontrolę nad sobą.
- Co pan wyprawia ...? – wzdrygnęła ciałem, gdy klęczący przed nią osobnik niespodziewanie usiłował rozchylić jej kolana na bok, a szlafrok zadarł wysoko w górę. – Proszę mnie natychmiast zostawić ...!
Dziewczyna chciała wstać, poderwać się z miejsca, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Poczuła zimne ręce na obnażonych piersiach i rozchylający się szlafrok . Bezwiedne ruchy rąk nic nie dały. Ostatnia świadoma myśl była taka, że drań pewnie dosypał jej coś do tej paskudnej herbaty, albo te tabletki wcale nie były aspiryną.
Zaraz potem stała się lekka, spokojna, obojętna. Świat stał się kolorowy, ciepły, przyjazny. Maria zamknęła oczy. Barwne obrazy wirowały, uśmiechały się, przyjemne uczucie narastało, błogi stan objął jej ciało i umysł.
Zdawało się jej, że nagle znalazła się na innym poziomie świadomości, w jakimś nierealnym pięknym świecie. Czuła zewsząd przyjemne ciepło, miłość i zrozumienie jej osoby.
Gdy otworzyła oczy, Bartman zdejmował z niej okrycie. Nie broniła się. Chwycił ją za łokieć i podniósł w górę. Maria wstała posłusznie, jakby unoszona tajemną siłą. Okrycie miękko opadło na podłogę i kobieta stanęła naga przed gospodarzem domu. Obojętność i ufność we wszystko przepełniało serce dziewczyny. Nawet chyba uśmiechnęła się, gdy do pokoju weszła pani Rita, a za nią krępy kamerdyner. Mieszkańcy domu z zaciekawieniem przyglądali się nagiej, młodej kobiecie.
- Jest bardzo ładna. Nogi jak u tancerki, a piersi jak u nastolatki ... – skomentowała urodę Marii chuda dama. – Szkoda marnować takiego ciała !
Podeszła do stołu i zajrzała do filiżanki.
- Wypiła połowę, wystarczy ...!
- Narkotyk zaczął działać ! – stwierdził Bartman, nie odrywając wzroku od dziewczyny.
Spojrzał w jej oczy i bezczelnie dotknął dłonią jej uda , a potem jędrnych pośladków.
- Widzicie ? Można z nią zrobić wszystko ! Rito, nie mogłaś trochę poczekać, abym nacieszył się sam tą laleczką ...?
- Bruno, przestań ! – krzyknęła głośno gospodyni domu. – Bruno, zostaw ją, nie przy mnie ! Słyszysz, co mówię !?
Bartman głęboko westchnął , cofnął rękę i pokiwał głową.
- Oj, warta jest grzechu, warta ...
- Hubercie, zaprowadź naszego gościa do pokoju, w którym odpoczywa jej kolega ! – zarządziła wyniosła damulka. – I przynieś zestaw do pobierania krwi ! No rusz się ...!
Kamerdyner wpatrzony między nogi Marii ani drgnął.
- Hubercie, do kogo ja mówię ! Dosyć tych wizualnych przyjemności, panowie ! – klasnęła w dłonie gospodyni domu. – Proszę narzucić tej nieszczęsnej szlafrok na plecy i odprowadzić do drugiego pokoju. Wystarczy na dzisiaj tego przedstawienia!
Służący niechętnie pochylił się i podniósł okrycie dziewczyny. Pytająco spojrzał na swego pana.
- Ja ją zaprowadzę ! – oznajmił gospodarz.
Wziął pod ramię dziewczynę i wyprowadził z pokoju.
- Hubercie, mój zestaw ! – powtórzyła Rita. - Czas nagli !
- Już przynoszę, proszę pani ... – skłonił się kamerdyner i także wyszedł z pokoju.

-22-

Maria zapamiętała jeszcze, jak ktoś coś do niej mówił i kładł do łóżka.
Straciła poczucie czasu. Potem nastąpiło bezbolesne ukłucie igłą w ramię, błysk przed oczami i straciła świadomość. Nastąpiła kompletna niepamięć i świat dla niej na pewien czas przestał istnieć.

C.d. n ...
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości