Nauczmy sie dawac...i brać...
#23

Jakos nigdy sie nad tym nie zastanawiałam, tak jakby to było oczywiste po prostu,jak moge to dam, jak nie moge to tez dam, jakos nigdy nie mysle o czyjejs wdziecznosci. Fakt,że jestem z natury naiwna i ufna i wielu ludzi mnie wykorzystuje Bezradny Mam w sobie takie pokłady wspólczucia,że czasem aż ciezko sie z tym zyje. Mój mąz mówi,że jestem nadwrażliwa, nad wszystkim i wszystkimi sie rozczulam i ciagle wierze,że kazdy ma sobie pokłady dobroci Bezradny że każdy jest godny zaufania i naszej wiary w niego,że każdy chce byc kochany .... :romance-grouphug: ale też zdaję sobie sprawe z tego,że tak nie jest i jest mi przykro Bezradny
Odpowiedz
#24

A moja perspektywa jest troszkę inna... Zawstydzony Uczciwie muszę przyznać, że jestem trochę bardziej nastawiona na siebie niż na innych, w ogóle jestem wyznawczynią szeroko pojętej wolności i swobody w ramach "nie przeszkadzania innym". Ciężko mi, kiedy patrzę na cierpienie innych ludzi - to odległe, i to bliskie, ale nie mam też potrzeby "dawania z siebie", kiedy tylko widzę, że ktoś ma gorzej niż ja... I jest jedna rzecz, dotycząca dawania, która dla mnie jest... powiedzmy, drażniąca. Wynika dla mnie z głębokiego niezrozumienia - dawanie jako przekupstwo, skoro ja tobie coś daję, będę mogła coś od ciebie wziąć (niekoniecznie w formie uświadomionej, ale np. zyskać czyjąś uwagę czy zainteresowanie). W kręgu zawodowym spotykam pewną panią, która w wyniku błędnych decyzji znalazła się w trudnej sytuacji finansowej, z mężem muszą spłacać duży kredyt, i chociaż mąż ma wysoką pensję, wszystko idzie na ten kredyt. Największy problem tej pani to to, że nie może, jak kiedyś, przeznaczać swojej (co prawda i tak niewysokiej) pensji na ubrania dla siebie i swoje przyjemności, i codziennie przeżywa, w jakiej są teraz z mężem fatalnej sytuacji... Oczywiście wszystkich naokoło obwinia o swoją sytuację - ona sama w swoich oczach jest najmniej temu winna (co nie jest prawdą). My z moją koleżanką żyjemy w dużo gorszych warunkach finansowych, ale nie robimy z tego w ogóle tematu rozmowy... Do czego zmierzam - otóż pani, o której piszę, niemal codziennie opowiada, jak to całe życie poświęciła swojej rodzinie, mężowi, dzieciom, jak to zawsze starała się pomagać, jak tylko ktoś miał gorzej niż ona, czy to pożyczyła pieniądze, czy sama dała coś od siebie... a jak teraz ona ma problem, to nikt jej nie pomaga... Została sama... Widzi siebie niemal jak "Matkę Teresę", przepełnioną dobrocią i życzliwością, a innych jako wiecznie wykorzystujących ją ludzi.
A kiedy się ją widzi, obserwuje, pozna - to jest to osoba zawsze oskarżająca innych, nie umiejąca samodzielnie podejmować decyzji, owszem, bardzo zagubiona, bliska depresji, z ogromnymi problemami natury psychicznej.
I co mnie drażni - ponieważ bardzo dobrze gotuje, przynosi coś często i częstuje, i nie uznaje odmowy. Stawia drugą osobę, np. mnie, w sytuacji, kiedy musisz coś od niej przyjąć. Jej dawanie nie jest gestem szczerej życzliwości - jest gestem pustej życzliwości. Jest jak przekupstwo: proszę, weź, zjedz, a w zamian będę mogła znowu obciążyć cię moimi problemami. Daję ci coś od siebie, więc teraz ty weź coś ode mnie - zabierz ode mnie te problemy... Czystość intencji z jej strony w moją (czy w kogokolwiek, komu "dobrze życzy"), jest naprawdę znikoma... Nie chcę powiedzieć, że jest złą kobietą - a jedynie, że pod płaszczykiem dawania często może kryć się nieuświadomione pragnienie brania... A ona właśnie jakby była uzależniona od dawania, czuje się w swoich oczach taka DOBRA...

I jeszcze - w moich oczach sztuka dawania to nie "wciskanie" komuś tego, czego akurat mamy nadmiar. Również dawanie tego, czego akurat nam brakuje jest "złym dawaniem" - w moich oczach - a również bardzo często się zdarza (tzn. tak naprawdę to ten, kto daje, pragnie tego, co daje - i potem nie potrafi zrozumieć, dlaczego obdarowany nie cieszy się tak, jak powinien).

Jak widać, ja osobiście nie lubię postawy dawania "mimo wszystko" Shifty Może to sygnał ubóstwa mojego wnętrza, nie wiem... A może ja z kolei za często miałam do czynienia z ludźmi, którzy pomimo moich - nie wprost, acz bardzo czytelnych gestów - "Nie chcę niczego od ciebie", nie potrafili powstrzymywać się od dawania, i jeszcze obrażali się na mnie, że jestem taka niewdzięczna...

Tak czy inaczej, życzę nam wszystkim dojścia do stanu równowagi na tym polu... Oczko Kwiatek
Odpowiedz
#25

Le Stelle , kazdy z nas ma do czynienia z tego typu osoba(osobami), czasem sami stajemy sie takimi , chcac uszczesliwic innych. Jestes dosc bezwzgledna w ocenieniu tego typu ludzi , oczywiscie masz do tego prawo. Ja tez tak mialam...ale dzis z perspektywy czasu, widze wszystko troche inaczej...a moze tylko tak mi sie wydaje. Czasami jest milo zrobic komus przyjemnosc i przyjac cos , choc zupelnie nie mamy na to ochoty, i jeszcze to pochwalic. Mozna oczywiscie byc asertywnym i w grzeczny sposob sie wymigac. Ale po co ? Maria Jasnorzewska-Pawlikowska mowila ,ze kazdego dnia nalezy zrobic choc jeden dobry uczynek. To moglaby byc okazja.
Bardzo ladnie napisalas, bardzo szczerze. Nie odbierz zle tego co napisalam. Ja ciebie nie krytykuje, bron boze.
Odpowiedz
#26

Chyba moje słowa zabrzmiały ostrzej niż miałam zamiar Uśmiech Mogę tylko zapewnić, że w życiu zazwyczaj nie jestem tak bezwzględna. Bardzo ważni są dla mnie bliscy mi ludzie, moja rodzina i przyjaciele, na których wiem, że mogę polegać, i którzy mogą wzajemnie polegać na mnie... Uśmiech Nie ukrywam, że chyba najważniejsza w tym temacie jest dla mnie szczerość relacji - czy ten, kto daje, i ten kto bierze, są uczciwi wobec siebie, czy tylko odgrywają pewne role (darczyńca - karmiąc swoje ego zadowoleniem z siebie i ze swojej szczodrości, oczekując na podziękowania i wdzięczność; biorca - bezczelnie "żerując" na czyjejś dobroci, grając na uczuciach litości czy innych, jak poczucie winy).

Ten temat: dawania i brania, w moich oczach może tak samo toksycznie funkcjonować jak syndrom kata i ofiary. Mówi się, że każdy kat znajdzie swoją ofiarę, a każda ofiara swojego kata... Jeden bez drugiego nie istnieje. W pewnym sensie to przypomina mi nieharmonijnie rozłożone relacje między, z jednej strony, tymi, którzy - sami z siebie - wyprzedzają o dwa kroki pragnienia innych, a tymi, którzy gdzieś zawsze w życiu otaczają się ludźmi, od których bez przerwy czegoś chcą i uważają, że naturalnie "im się należy".
Ale też uważam, że tak samo jak postawa takiego wygodnictwa życiowego i nastawienia tylko na branie jest nie w porządku, tak samo przejawem pewnego problemu jest podchodzenie do siebie samego jako "etatowego darczyńcy".

Nie chciałabym zostać odebrana jako osoba, która nawołuje do wychłodzenia wzajemnych relacji międzyludzkich i zaprzestania czynienia jakichkolwiek gestów życzliwości, bo to wstrętne i choroba Uśmiech Jak najbardziej cenię sobie wzajemną sympatię między ludźmi i staram się tak budować z nimi relacje, żeby zawsze mieć prawo i nie wstydzić się poprosić konkretną osobę o pomoc, podobnie sama nie wzbraniam się przed udzieleniem pomocy.

Ale mimo to uważam, że dawanie nie zawsze jest "zdrowe" i nie zawsze darczyńca jest osobą życzliwą i szczerą w tym, co robi. Dawanie również narzuca pewne konsekwencje wobec osoby, która jest obdarowywana. Można te konsekwencje zbagatelizować (jeżeli relacja jest szczera, nie ma napięć między dwojgiem ludzi), można je wyakcentować (jeśli brak czystych intencji osób zaangażowanych). Mam tutaj na myśli po pierwsze wdzięczność - kiedy jest szczera, nie ma problemu, ale przecież nie zawsze jest szczera. Dalej dawanie niesie ze sobą subtelne podporządkowanie sobie drugiej osoby (Chciałam powiedzieć, że irytuje mnie ...... , ale teraz przecież tego nie zrobię...), budzi w niej poczucie pewnego zobowiązania, potrzebę zrewanżowania się. Narzuca komuś jakąś rolę, chociaż druga osoba wcale nie chce wchodzić w taką rolę.
O takich toksycznych przykładach dawania wydaje mi się, że mogłabym naprawdę sporo napisać.

Stąd chyba mój główny bunt na tego typu "szczodrość" - o ile dawanie i branie rodzą się ze szczerych odczuć, szczerych potrzeb, rodzą się także szczera wdzięczność i radość. Często jednak dookoła siebie obserwuję tylko pozorną bezinteresowność tych, którzy dają... i nie podoba mi się to, po prostu.

Ale powtórzę raz jeszcze, to tylko jeden z aspektów tego tematu i przecież go nie zamyka Wink Istnieje także piękne dawanie, chociaż ja mam odczucie, że zwykle najpiękniej obdarowują ci, których sama obecność cieszy jak najlepszy prezent oraz ci, których stać na gest bez słów.
Odpowiedz
#27

Bardzo mądrze napisane Le Stelle Oklaski
Odpowiedz
#28

Ależ La Stelle - Ty masz bardzo zdrowe i etyczne podejście do tematu Ok
Rozumiem o co Ci chodzi i też tak odczuwam Buźki
Odpowiedz
#29

Mój ojciec jest osoba która żyje tylko dla siebie. Przez całe zycie był ważnym kierownikiem, ludzie płaszczyli się przed nim, dawali prezenty, podlizywali. A on to wykorzystywał, pławil się w oczach pochlebców, nie szanował ludzi, wyśmiewał, wykorzystywał. Mnie też olał, porzucił nas w dzieciństwie, mieszkał całe zycie osobno i nie dązył do kontaktu, no chyba że nie chciało mu się samemu gdzieś jechać, to mnie ciągnął na siłę, choć później znalazł sobie dyżurnych piętaszków. Ale o co mi chodzi.. Ano o to że teraz przeszedł na emeryturę i ... został dosłownie sam jak palec ! Nikt go nie odwiedza, nikt nie chce z nim przebywać, dosłownie nikt. Nawet ja i moje córki. Więc on teraz zaczął dawać, dzwoni, przyjdź, dam ci to i to, najczęściej sare rzeczy, juz mu nie przydatne. Nawet do mojego ex dzwonił i stół mu oddał. Byłemu koledze z pracy oddał pralkę. Ja wiem że on to robi tylko po to żeby przez chwilę poczuć wdzięczność tych ludzi, żeby było jak dawniej. A oni biorą chętnie, a potem śmieją się z niego za plecami. A on znowu dzwoni i coś oddaje. Ja od niego rupieci juz nie biore, to przyniósł niedawno dvd. Tylko po to żeby u nas posiedzieć. Ja rozumiem że jest samotny, ale nie zamierzam spędzać z nim więcej czasu, zwłaszcza że jest złośliwy, przykry i wytyka mi wszystkie porażki. Podnosi sobie ego poniżając mnie i wyśmiewając moje nieudane zycie... Jest bardzo toksyczny i ja odcięłam sie od niego !
Ech, przykry temat...
Odpowiedz
#30

Takich ludzi jak piszesz Laki jest sporo, oj sporo! I zwykle w końcu zostają sami, jak nie fizycznie (bo niejednokrotnie bliscy z poczucia obowiązku utrzymują kontakty), to emocjonalnie. A najgorsze jest to, że nie rozumieją dlaczego i mają żal do całego świata. Najlepiej byłoby się odciąć. Tylko czy nasze sumienie nam na to pozwoli...?
Odpowiedz
#31

[ATTACHMENT NOT FOUND]
runa Gebo
Zapraszam do poczytania o runie GEBO...

GEBO jest to runa darów i równowagi pomiędzy dawaniem i braniem.
Przyjmując dary musimy być gotowi dać coś w zamian
Trzeba się również nauczyć odpowiedzialnego obdarowywania, bowiem nie wszyscy chcą dary otrzymywać
Człowiek posiada wiele bogactw duchowych, warto się nimi podzielić
Współczucie to dzielenie się darem miłości
Zachęta, to dzielenie się darem siły...
Dostajesz po trzykroć to, co ofiarowujesz innym....
...ale....
Można znaleźć wielkie szczęście ..w dawaniu...
Lecz nieustanne dawanie może wyczerpać...
serce i umysł....
Naucz się brać choć trochę....
choćby chwilkę w ogrodzie...
w galerii, w kawiarni...
Doceń to....
Pozwól, aby ptaki i żaby...
dzieła sztuki, muzyka i książki...
a także nie wymagający przyjaciele...
przywracali ci siły....
Ludzie potrzebują ciągłego....odnawiania się....
PAM BROWN

[Obrazek: attachment.php?aid=69226]
Odpowiedz




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości