Zajazd pod Różą
#23

Chyba każdy z nas życzyłby sobie takiej miłości.... Oczekując na Walentynki i życząc każdemu spełnienia...

Konstanty Ildefons Gałczyński
Rozmowa liryczna

- Powiedz mi jak mnie kochasz.
- Powiem.
- Więc?
- Kocham cię w słońcu. I przy blasku świec.
Kocham cię w kapeluszu i w berecie.
W wielkim wietrze na szosie, i na koncercie.
W bzach i w brzozach, i w malinach, i w klonach.
I gdy śpisz. I gdy pracujesz skupiona.
I gdy jajko roztłukujesz ładnie -
nawet wtedy, gdy ci łyżka spadnie.
W taksówce. I w samochodzie. Bez wyjątku.
I na końcu ulicy. I na początku.
I gdy włosy grzebieniem rozdzielisz.
W niebezpieczeństwie. I na karuzeli.
W morzu. W górach. W kaloszach. I boso.
Dzisiaj. Wczoraj. I jutro. Dniem i nocą.
I wiosną, kiedy jaskółka przylata.
- A latem jak mnie kochasz?
- Jak treść lata.
- A jesienią, gdy chmurki i humorki?
- Nawet wtedy, gdy gubisz parasolki.
- A gdy zima posrebrzy ramy okien?
- Zimą kocham cię jak wesoły ogień.
Blisko przy twoim sercu. Koło niego.
A za oknami śnieg. Wrony na śniegu.
Odpowiedz
#24

O ,jak sie ciesze , ze nie jestem już tu sama!!!! Lol  Lol

     
[Obrazek: smilie_girl_232.gif]
Już szumią kasztany i pachnie już wiosna
Pamiętaj kochany by jakąś radosną
By jakąś radosną na wiosnę mieć minę
I wiosnę przywitać jak ładną dziewczynę
Za wszystko, co było głupie i złe
Za wszystko, co było przepraszam Cię

Nie gniewaj się za wszystkie moje żale
Zapomnij o tym, czego nie było wcale
Zapomnij o głupich uwagach przy stole
Już nie myśl o żartach zupełnie nie w porę
Przepraszam za słońce przepraszam za deszcz
Za wszystko, za co tylko chcesz

Już szumią kasztany, kasztany i bzy
Pamiętaj kochany pamiętaj, że ty
Że w związku z tą wiosną, co może przyjść jutro
Uśmiechnij się trochę i nie patrz tak smutno
O wszystkim, co było głupie i złe
Zapomnij, zapomnij przepraszam cię

Nie gniewaj się za wszystkie moje żale
Zapomnij o tym, czego nie było wcale
Zapomnij o głupich uwagach przy stole
Już nie myśl o żartach zupełnie nie w porę
Przepraszam za słońce przepraszam za deszcz
Za wszystko, za co tylko chcesz
Odpowiedz
#25

Dam ci ścieżkę w bezdrożach zamyśleń,
Srebro brzasku, smak mgły, kolor rosy,
Szelest myśli, chłód trawy o świcie,
Ciepło wiatru ci wplączę we włosy,

Dam ci zapach i dotyk wieczora,
Podróż w bezsen daleką i bliską,
Oddech nocy i ciszę jeziora,
Tylko nie mów, że masz już to wszystko.

Dam ci spektakl motyli tańczących,
To w zieleni, to w głębi błękitu,
Płomień świecy płochliwy i drżący,
Dam sukienkę z nut wiatru uszytą,

Miękkie ciepło promieni księżyca,
Kroki nocy obutej w aksamit,
Leśny szałas, gdzie śpi tajemnica -
Może kiedyś ją razem poznamy?

Dam ci temat do czułych rozmyślań,
Powód westchnień tajemnych i tkliwych,
Łódź podniebną i cichą jej przystań,
I jej powrót do kei szczęśliwy,

Może pejzaż obłoków na niebie,
Który wiosna dla ciebie maluje,
A ty daj mi... doprawdy sam nie wiem -
Daj mi odczuć, że czujesz, co czuję.

Bocian Cezary
Odpowiedz
#26


Czesio jest świetny !!!
Odpowiedz
#27

Zaledwie wczoraj....
zaledwie wczoraj świeża rosa
i sercem naznaczona kora
i pierwszy ciepły wiatr we włosach
zaledwie wczoraj…
a dziś tęsknota do tej rosy
a dziś tęsknota za tym majem
zaledwie wczoraj
ledwie wczoraj
zaledwie wczoraj się wydaje

jak ta melodia cicho grana
na pięciolinii barwnej tęczy
kroplami deszczu wystukana
która wciąż dźwięczy…
jak usta
i ich smak poznany
wtedy odkrywczy
wzięty z marzeń
jak tamte lipy
i kasztany
jak ślady deszczu
na jej twarzy

jak serce
świeże i zielone
co kiełkowało wczesną wiosną
co pięknie budzić się uczyło
i pięknie bić
i pięknie rosnąć
jak chwila
kiedy ktoś wyznaje
coś, czemu winna tamta pora

to tak niedawno się wydaje
zaledwie wczoraj…

z netu
Odpowiedz
#28

Gaj

W splątanym gaju rąk i nóg szepczemy słowa święte,
jak szeptał kiedyś Młody Bóg bogini niepojętej.
Ole, ole, ole, ola, oli, bogini niepojętej.
Ole, ole, ole, ola, oli, bogini niepojętej.

W czerwonym żarze rzewnych żądz płoniemy jak pochodnie
i opadamy w niebo, śniąc niewinnie i łagodnie.
Cyt, cyt, cyt, cyt, cyt, cyt, cyt, cyt, cyt, cyt, niewinnie i łagodnie.
Cyt, cyt, cyt, cyt, cyt, cyt, cyt, cyt, cyt, cyt, niewinnie i łagodnie.

W żałobnym chłodzie znanych ust szukamy pocieszenia,
słuchając, jak nam stygnie puls i mylą się znaczenia.
To nic, to nic, to nic, to nic, to nic, to nic, to nic, to nic, to nic, to nic, to mylą się znaczenia.
To nic, to nic, to nic, to nic, to nic, to nic, to nic, to nic, to nic, to nic, to mylą się znaczenia.

Dopóki demon smutku śpi, niech żyją młode żądze.
Dopóki życie w nas się tli, dopóki są pieniądze.
Ole, ole, ole, ola, oli, dopóki są pieniądze.
Ole, ole, ole, ola, oli, dopóki są pieniądze.
Ole, ole, ole, ola, oli, dopóki są pieniądze.

Ole, ole, ole, ola, oli, niech żyją młode żądze
Cyt, cyt, cyt, cyt, cyt, cyt, cyt, cyt, dopóki są pieniądze.
Ole, ole, ole, ola, oli, niech żyją młode żądze.
Ole, ole, ole, ola, oli, dopóki są pieniądze.
To nic, to nic, to nic, to nic, to nic,
niech żyją młode żądze.

Agnieszka Osiecka

Odpowiedz
#29

W malinowym chruśniaku - Bolesław Leśmian


W malinowym chruśniaku, przed ciekawych wzrokiem
Zapodziani po głowy, przez długie godziny
Zrywaliśmy przybyłe tej nocy maliny.
Palce miałaś na oślep skrwawione ich sokiem.

Bąk złośnik huczał basem, jakby straszył kwiaty,
Rdzawe guzy na słońcu wygrzewał liść chory,
Złachmaniałych pajęczyn skrzyły się wisiory,
I szedł tyłem na grzbiecie jakiś żuk kosmaty.

Duszno było od malin, któreś, szepcząc, rwała,
A szept nasz tylko wówczas nacichał w ich woni,
Gdym wargami wygarniał z podanej mi dłoni
Owoce, przepojone wonią twego ciała.

I stały się maliny narzędziem pieszczoty
Tej pierwszej, tej zdziwionej, która w całym niebie
Nie zna innych upojeń, oprócz samej siebie,
I chce się wciąż powtarzać dla własnej dziwoty.

I nie wiem, jak się stało, w którym oka mgnieniu,
Żeś dotknęła mi wargą spoconego czoła,
Porwałem twoje dłonie - oddałaś w skupieniu,
A chruśniak malinowy trwał wciąż dookoła.

Odpowiedz
#30

więcej tak pięknych wierszy - dziewczęta Uśmiech - uwielbiam je
Odpowiedz
#31

Dotknij dzień
w zalążku jego tworzenia
uchwyć wzrokiem rozbudzonym
......pierwszy promień świtu
zamknij w dłoni pierwszy
powiew świeżego poranka
pochwyć w locie zmysłów
każdy pierwszy dźwięk
nowego dnia spróbuj
rozchylając szeroko ramiona
ogarnąć swój świat
i objąć delikatnie
zamykając go choć na chwilę
poczuj że jesteś
szczęśliwym posiadaczem
całego świata..

Cieplutkich myśli
na cały jutrzejszy dzionek Uśmiech
Odpowiedz
#32

Pustynny kwiat
w ciszy wieczoru milkła wrzawa
i gwar odpływał tak jak fala
dzień w resztkach światła się wypalał
i tężał w chłodzie niczym lawa
patrząc, jak wszystko gdzieś odpływa
siedziałaś wolna
i szczęśliwa

a moje serce zapukało
z płochą nadzieją, że usłyszysz
i naruszyłem święto ciszy
i wszedłem w wieczór twój nieśmiało
przyniosłem wtedy małą różę
i to uczucie
też nieduże

do twarzy płatki przytuliłaś
w wazon zatknęłaś różę białą
a to uczucie wciąż czekało
a to uczucie wciąż kwiliło
ale nie zwiędło
widać zatem
pustynnym być musiało kwiatem

w pustynnych piaskach kiełkowało
i nie liczyło na zbyt wiele
że je dostrzeżesz i podlejesz
że spojrzysz na nie cieplej, śmielej

a przecież...
gdyby różą było
pewnie by wazon rozsadziło

Coobus
Odpowiedz
#33

Ale ruch sie zrobił w zajeździe.[Obrazek: smilie_girl_266.gif] Mam nadzieję ,że to nie dla tego ,ze Walentynki blisko !!! Lol  Lol
[Obrazek: Flower4You.gif]  Nadziejo mowisz i masz. Rotfl

Dawne zabawne -

Agnieszka Osiecka      

Wróciły dziś do mnie nad ranem,
jak z nieba,
zgubione jaskółki
na długą niepamięć skazane
nasze dawne
zabawne
pocałunki.

Te znad rzeczki,
te z łąki,
te z lasu,
te pośpieszne, bo nie masz już czasu,
te gorące, zdyszane,
i te senne nad ranem,
te liryczne i śliczne,
i pornograficzne,
te kradzione od żony
i te kłamstwem słodzone,
tamte z klatki schodowej
i z windy,
te miętowe i te anyżkowe,
i te inne od innych,
a na końcu - te troszkę mokre od łez,
po których nie ma już śladu,
a przecież
jest.
Odpowiedz
#34

Sny
noc poświatę tka srebrną
każda nitka zachwyca
zawieszona u szyi księżyca

jak wahadło powraca
nietoperza cień szary
sennie biją wiekowe zegary

gdy się zegar ożywi
czas w dźwięk dzwonu zaklina
znów kolejna bije godzina

a w tym srebrnym ogrodzie
mieszka gdzieś dobra wróżka
dojrzewają sny na poduszkach

sny o smaku tęsknoty
a w nich soki gorące
jak w konwaliach zbieranych na łące

jak w owocach kuszących
głównie tych zakazanych
niedojrzałych, lecz smacznych
kochanych

Coobus
Odpowiedz
#35

Źeby się sobą zauroczyć
Ja mam rzekomo trochę wdzięku,
Ty masz jaskrawo - smutne oczy.
Znajdzie się zatem jakiś powód,
Żeby się sobą... zauroczyć.

I żeby to zauroczenie
Ująć w banalnie wielkie słowa,
Żeby się sobą pozachwycać,
Żeby się sobą... rozkoszować.

Ja cię odszukam bez kłopotu
W tłumie tak zwanych zwykłych ludzi.
Potem się tobą będę cieszyć,
A ty się przy mnie nie zanudzisz.

Znajdziemy powód by być z sobą,
Żadnych wymagań, planów żadnych
-Ty będziesz piękna. -A ty mądry.
-Ty będziesz dobra. -A ty ładny.

A potem sam się znajdzie powód,
By zwątpić czy to sie opłaca.
Znajdziemy powód by odchodzić
I sto powodów żeby wracać.

Gdzie nie zajrzymy będzie ładnie,
Bo zamieszkamy wśrod ogrodów.
Znajdziemy powód by być z soba,
Albo będziemy... bez powodu.

Artur Andrus

[Obrazek: smilie_girl_014.gif]   

Odpowiedz
#36

Adam Asnyk
Sonet
Jednego serca! Tak mało, tak mało,
Jednego serca trzeba mi na ziemi!
Co by przy moim miłością zadrżało,
A byłbym cichym pomiędzy cichemi.

Jednych ust trzeba! Skądbym wieczność całą
Pił napój szczęścia ustami mojemi,
I oczu dwoje, gdziebym patrzał śmiało
Widząc się świętym pomiędzy świętemi.

Jednego serca i rąk białych dwoje!
Co by mi oczy zasłoniły moje,
Bym zasnął słodko marząc o aniele,
Który mnie niesie w objęciach do nieba...
Jednego serca! Tak mało mi trzeba,
A jednak widzę, że żądam za wiele!

Odpowiedz
#37

"Bo to był głos i tylko głos i nic
nie było oprócz głosu"


Bolesław Leśmian


"Piosenka z Leśmiana" - Jonasz Kofta


Pamięć pamięta o pamięci
I pewnie nigdy nie przestanie
Więc muszę, ziemia wciąż się kręci
Pożegnać tamto pożegnanie
Zrobiłaś dłonią mały ruch
I powiedziałaś - usiądź, nie stój
A to był gest
I tylko gest
I nic nie było oprócz gestu

Wiedziałem już, co mówić chcesz
I chciałem przerwać ci w pół słowa
Bo ciebie więcej niźli mnie
Miała kosztować ta rozmowa
Nie znaleźliśmy swoich ról
Wśród powtarzanych słów zbyt wielu,
Bo to był ból
I tylko ból
I nic nie było oprócz bólu

Gdy nagle rozległ się Twój śmiech
W nieznanym, urywanym rytmie
To powiedziałem sobie: niech
Że wszystko jedno, byle szybciej
Zmartwiałem i błagałem los
Żeby zabrakło ci oddechu
Bo to był śmiech
I tylko śmiech
I nic nie było oprócz śmiechu

Nagle urwałaś. Został chłód
Który już nie mógł nas zasmucić
Bezgłośne znaki białych nut
Melodii, której się nie nuci
Już się nie było czego bać
Baliśmy się każdego dźwięku
Bo to był lęk
I tylko lęk
I nic nie było oprócz lęku

Uspokojony nagle tak
Milczałem tak, jak ty milczałaś
Nie było nam milczenia brak
A cisza jest wyrozumiała
Zaczęła niknąć twoja twarz
Za gęstniejącą mroku falą
Bo to był żal
I tylko żal
I nic nie było oprócz żalu

I jeszcze gorączkowy zryw
By wszystko uznać za niebyłe
Przypominałem sobie sny
Takie nieważne, takie miłe
I nagle jedna jasna myśl
Że już zatrzymać cię nie sposób
Bo to był los
I tylko los
I nic nie było oprócz losu

Jonasz Kofta
Odpowiedz
#38

Rozmowa -

Nasza wczorajsza rozmowa
sprawiła mi wiele radości,
bo mimo wszystko to była
rozmowa o miłości.

Mówisz, że o miłości
nie może być tutaj mowy,
ale któż bez miłości
prowadzi takie rozmowy?

Więc cieszę się, że mnie lubisz
i polubić boisz się więcej,
bo jeśli lubisz - to czujesz,
a jeśli czujesz - masz serce


Dorota Stalińska
Odpowiedz
#39

Oczy pełne porannych zdumień
dzika jabłoń przeciera listkiem,
spojrzał na nią znienacka strumień
źrenicami płonących iskier,
i zakochał się w niej, i objął
szuwarami wpół ukochaną,
gadatliwą uśpił melodią
i opryskał słoneczną pianą.

Lucjan Szenwald
Odpowiedz
#40

To co jest
To jest bezsens
mówi rozsądek
To jest to co jest
mówi miłość

To jest nieszczęście
mówi wyrachowanie
To jest tylko ból
mówi lęk
To jest beznadziejne
mówi rozumienie
To jest to co jest
mówi miłość

To jest śmieszne
mówi duma
To jest lekkomyślne
mówi ostrożność
To jest niemożliwe
mówi doświadczenie
To jest to co jest
mówi miłość

Erich Fried
Odpowiedz
#41

Pieśń 11 (Księga I)
Do Leukonoe


Nie pytaj próżno, bo nikt się nie dowie.
Jaki nam koniec gotują bogowie,
I babilońskich nie pytaj wróżbiarzy.
Lepiej tak przyjąć wszystko, jak się zdarzy.
A czy z rozkazu Jowisza ta zima,
Co teraz wichrem wełny morskie wzdyma,
Będzie ostatnia, czy też nam przysporzy
Lat jeszcze kilka tajny wyrok boży,
Nie troszcz się o to i ... klaruj swe wina.
Mknie rok za rokiem, jak jedna godzina.
Wiec łap dzień każdy, a nie wierz ni trochę
W złudnej przyszłości obietnice płoche.

Horacy
Odpowiedz
#42

Odłamałam gałąź miłości

odłamałam gałąź miłości
umarłą pochowałam w ziemi
i spójrz
mój ogród rozkwitł

nie można zabić miłości

jeśli ją w ziemi pogrzebiesz
odrasta
jeśli w powietrze rzucisz
liścieje skrzydłami
jeśli w wodę
skrzelą błyska
jeśli w noc
świeci

więc ją pogrzebać chciałam w moim sercu
ale serce miłości mojej było domem
moje serce otwarło swoje drzwi sercowe
i rozdzwoniło śpiewem swoje sercowe ściany
moje serce tańczyło na wierzchołkach palców

więc pogrzebałam moją miłość w głowie
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt

chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem

Halina Poświatowska
Odpowiedz
#43

Pokocham ją siłą woli

Edward Stachura


Wskazała mi fotel i powiedziała:
- Usiądź, proszę.

Usiadłem.
Przysunęła do prawej bocznej poręczy fotela krzesło i położyła na nim zapałki i popielniczkę. Po czym ustawiła naprzeciw fotela, w odległości jakichś czterech metrów, drugie krzesło i usiadła też. Przez chwilę patrzyła na mnie w milczeniu. Było w tym patrzeniu coś z tego, jak kiedy się stoi na nabrzeżu portowym i się patrzy na wolno sunący ku kei statek, ale jest on jeszcze trochę daleko i bez małej lornetki nie można rozróżnić twarzy stojących na mostku pasażerów. Coś takiego.
- Zapal sobie - powiedziała.

Sięgnąłem posłusznie do kieszeni bluzy, wyciągnąłem z paczki papierosa i zapaliłem.
Dziewczyna siedziała prosto, opierając się plecami o tył krzesła; stopy i kolana miała mocno zwarte; na kolanach - w miejscu gdzie kraj sukienki - splecione palcami dłonie.
- Mam ci coś do powiedzenia. Zechciej mnie wysłuchać.

Zamilkła, spojrzała w okno i znowu na mnie. Ja paliłem i patrzyłem na to wszystko poprzez snujący się fantasmagorycznie dym palonego papierosa.
- Jesteś mężczyzną; ja, jak widzisz, jestem kobietą.

I uśmiechnęła się. Miękko, ale nie kocio. Kobieco, ale nie zalotnie. Choć może zalotnie, ale jakoś nieprzewrotnie. I nieznacznie. Bardzo delikatnie. Mnie - co starałem się widzieć wszystko, każdy najmniejszy nawet szczegół mogący być mi pomocny w kontrataku na powszechną i co dzień, i co krok nachalną wulgarność świata - bardzo się ten uśmiech spodobał i spróbowałem odwzajemnić się dziewczynie uśmiechem podobnym.
- Jestem kobietą - podjęła dziewczyna - i... jak by ci to powiedzieć... no, jestem normalną kobietą.

Jeżeli to prawda, to dobrze - pomyślałem. To bardzo dobrze. Bo w ten sposób jest już nas przynajmniej dwoje normalnych w tym nienormalnym, chorym świecie.
- Wszystko, co powiem, to prawda - powiedziała, jakby nie wiem jakim zmysłem wyczuwając, że o tym właśnie przed sekundą myślałem. - Co ty o tym wszystkim pomyślisz, to twoja sprawa, ale musisz mi wierzyć. To dla mnie bardzo ważne. Musisz mi wierzyć.

Kiwnąłem głową.
- Jestem normalną kobietą - podjęła dziewczyna - ale od pewnego czasu, od dłuższego już czasu nie ma w moim życiu żadnego mężczyzny. Mogłabym mieć, wybacz mi ten zwrot, ale nie chciałam. Nie tylko dlatego nie chciałam, to też ci chcę powiedzieć, że brzydzę się tą grą, tym łaszeniem się, tym podchodzeniem, tym skradaniem się...

Tymi ociekającymi słówkami, tym ociekającym wzrokiem, tą ociekającą śliną - dodałem w myśli.
- ... Kiedy widzę - podjęła - jak to robią inni, czy to mężczyźni, czy to kobiety, kiedy jestem tego przypadkowym świadkiem albo niekiedy obiektem, to nie wiem... chciałabym się schować pod stół albo zniknąć nagle, wyparować, żeby tego nie oglądać. A czasami to... czasami to muszę wyjść do łazienki, bo robi mi się niedobrze. Nachodzą mnie wymioty.

Niesamowite - pomyślałem. Chyba po raz pierwszy słyszę kogoś, kto mówi o tych sprawach tak, jak ja bym o tym mówił. Niesamowite.
- Ty nie skradasz się... Pomyślałam najpierw, że może jesteś w kimś zakochany, ale potem pomyślałam, że nie, skądże, że gdyby tak było, gdybyś ty był zakochany, to by to było napisane na twojej twarzy, zapalone w twoich oczach, wyryte w twoich ruchach, w całym twoim zachowaniu, i ja musiałabym to zobaczyć i bym się nie ośmieliła mówić ci tego, co mówię, i powiedzieć tego, co powiem. Co może uda mi się powiedzieć.

Jak pięknie mówi ta dziewczyna - pomyślałem. Gdybyś ty był zakochany - mówi, to by to było widać - mówi. Myślałem właśnie kiedyś o tym, kiedyś tam, wieki temu, kiedy byłem raz w życiu zakochany, że jak się to dzieje, że druga płeć tego nie widzi, nie czyta na mojej twarzy, w moich oczach, w całym moim zachowaniu, że jestem przecież zakochany i jeżeli idzie o to, to nie ma o czym mówić, wszystko jest jasne. Ale oto jednak jak gdyby tego nie widziała druga płeć i zaczynała się niekiedy ta cała gra, te sztuczki sławetne a do cna ograne, to przewracanie oczami, to błyskanie dekoltem, te kołyśnięcia biodrami i tak dalej. Zaraz... albo może dobrze widziała druga płeć, dobrze czytała z mojej twarzy i z moich słów to, co się dzieje w moim sercu, i to ją właśnie, drugą płeć, jeszcze więcej podniecało. Ekscytowało, jak to się mówi. Może też drażniło. Złościło. Znieważało. Być może. Być bardzo może. Być bardzo może na pewno. Bo to już nie tylko chodziło o zdobycie mężczyzny, o zdobycie partnera, o zdobycie samca na jedną nocną godzinę lub na jedną dzienną godzinę czy na kilka tych lub tamtych godzin. Tu chodziło o coś więcej w takich razach: o pognębienie nieznanego konkurencyjnego egzemplarza własnego rodzaju, tej drugiej kobiety, w której dany mężczyzna śmie się kochać i śmie tę miłość jawnie obnosić. Obnosić w obliczu innej kobiety, w obliczu tej, co przed nim stoi i co się niechybnie uważa za pierwszą kobietę, za pierwszą kobietę i w jakiś sposób za jedyną.
- Mogę mówić dalej? - spytała dziewczyna.

Uniosłem opuszczoną głowę i spojrzałem na nią trochę zdziwiony z miną pytającą "czy coś się stało?"
- Nie. Nic się nie stało - powiedziała. - Tylko widziałam, że się mocno zamyśliłeś, i nie chciałam ci przeszkadzać.

Ta dziewczyna jest coraz więcej niezwykła - pomyślałem. Kto ją obdarzył taką delikatnością? Musi jej być bardzo nielekko. W życiu tym, w świecie tym.
- Więc, wybacz mi znowu ten zwrot, mogłabym mieć mężczyzn. Kobieta, jeżeli nie jest szczególnie upośledzona przez los, a już jeżeli jest jako tako ładna, może mieć bez większego trudu każdego mężczyznę...

Prawie każdego - sprostowałem w myśli.
- ...prawie każdego - sprostowała głośno dziewczyna. - Ja, dzięki Bogu, nie jestem upośledzona przez los... mam jakąś tam swoją urodę... która... nie wiem, czy ci się podoba...

Zaciągnąłem się głęboko kończącym się papierosem i w ten obłok dymu, który wypuściłem szeroko otwartymi ustami, zanurzyłem wolno i twierdząco głowę, odchylając ją najpierw do tyłu, a potem pochylając w dół i lekko do przodu. I po chwili uniosłem.
Dziewczyna uśmiechnęła się jakoś tak wzruszająco i teraz ona z kolei pochyliła wolno głowę w dół i sporą chwilę tak trzymała pochyloną. (Włosy miała rude o jakimś takim odcieniu, co się może tylko przyśnić.) Pomyślałem, że moja niema, ale twierdząca odpowiedź na jej mimochodem zadane mi pytanie była jej potrzebna albo wręcz nieodzowna, żeby mogła mówić dalej. Ale nie rozumiałem, dlaczego mnie właśnie to wszystko opowiada. Ale pomyślałem jeszcze, że gdybym jej nie odpowiedział, gdyby zabrakło tej mojej niemej odpowiedzi, to inny byłby dalszy ciąg jej opowieści. Inne padłyby z jej ust dalsze słowa. Nie te, które - nie wiem jakie - za chwilę się potoczą.
- Tak, mogłabym - podjęła.

I znów na chwilkę przerwała, i znów po chwilce podjęła:
- Ale nie chcę. Bo jeszcze więcej niż tej gry, wiesz, to brzydzę się mnogości. Wielości. Brzydzę się. Fizycznie i nie tylko fizycznie. Ja nie jestem wieloma kobietami. Jestem jedną kobietą i chcę być jedną. I nie chcę wielu mężczyzn. Chcę jednego. Chciałabym. Rozmawiam nieraz z koleżankami, tak ogólnie, ale trochę też o tym, i one mówią: "Trzeba mieć zdrowy stosunek do tych spraw". Zdrowy stosunek według nich to spać z każdym mężczyzną, który się podoba, który jest przystojny albo miły, ujmujący, albo który kobiecie czymś imponuje, szybką jazdą na motorze, szampańskim wydawaniem pieniędzy albo grą na gitarze, albo czymś w tym rodzaju. Jeżeli to jest zdrowy stosunek, to mój jest chory. Ale ja nie myślę, że mój jest chory. Nie mogę, a nawet gdybym mogła, nie chcę spać z wieloma mężczyznami, z drugim, trzecim, piątym. Z jednym chciałabym. I nawet tańczyć nie chcę z wieloma. Nie chcę się ocierać o wiele męskich ciał. Nie wiem, co o tym pomyślisz, ale powiem ci, że ja nie widzę dużej różnicy pomiędzy zatańczeniem z mężczyzną a położeniem się z nim do łóżka. Na pewno można na to spojrzeć inaczej, nie tak drastycznie, jak powiedziałaby to moja koleżanka, ale ja tak to widzę i mówię ci to, bo chcę ci powiedzieć. Żebyś wiedział o mnie. Choć ja o tobie to, tak naprawdę, nie wiem nic. Widzę cię po raz drugi w życiu i wszystko, co myślę o tobie, to sobie wyobraziłam.

Ciekawe, kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz - pomyślałem. I gdzie to było. Nie mogłem sobie przypomnieć.
- Pierwszy raz zobaczyłam cię przelotnie. Ty na pewno nawet nie wiesz gdzie i kiedy. To dziwna historia, bardzo ładnie dziwna, o której ci kiedyś może opowiem.

Przerwała, spojrzała w okno i znowu na mnie.
- Tak, wszystko, co myślę o tobie, to sobie wyobraziłam. No, trochę mi dopomogli w wyobrażeniu sobie ciebie różni tacy ludzie. Dopomogli mi w tym sensie, że mówili o tobie niezbyt przychylnie lub wręcz źle. Lub wręcz wrogo. I to mnie właśnie ucieszyło. Gdyby mówili o tobie dobrze, to by mnie właśnie zmartwiło. Naprawdę. Bo ja ich trochę znam, w każdym razie znam na tyle, że wiem, że ci ludzie nie mogą mówić o tobie dobrze. Jeżeli jesteś taki, jakiego ja sobie ciebie wyobraziłam, to oni mogą mówić o tobie tylko źle. Tak też mówili i to mi się zgadzało. O mnie też opowiadają różne nie budujące rzeczy tylko dlatego, że myślę o pewnych sprawach inaczej niż oni. Ale co tam. To wszystko głupstwa, o czym wiesz lepiej ode mnie.

Przerwała i znowu spojrzała w okno. Ja wyciągnąłem z paczki papierosa, zapaliłem i myślałem: skąd ta dziewczyna wie takie różne rzeczy: małe i duże? I kim ona jest? I kiedy i gdzie, przelotnie, jak mówi, pierwszy raz się spotkaliśmy? We śnie jakimś?
- Lubię patrzeć, jak palisz - powiedziała. - Dym cię leciutko osnuwa, ale pomimo to jesteś dla mnie wtedy bardziej realny lub raczej: mniej nierealny.

Zupełnie nie wiedziałem, jak po tych jej słowach się zachować, i spróbowałem jakoś tam się uśmiechnąć.
- Wiesz, temu jednemu mężczyźnie chciałabym dać, tak zwyczajnie, tak najzwyczajniej w świecie - jak podarek imieninowy czy urodzinowy - całe moje życie. Bez reszty. Chciałabym być z nim i podróżować z nim, i czekać na niego wtedy, kiedy nie mógłby mnie ze sobą zabierać. Chciałabym dla niego utrzymywać dom w czystości i robić zapasy na zimę, kompoty, konfitury, marynować grzyby, kwasić ogórki, butelkować szczaw, pomidory, kisić kapustę i inne wspaniałości. Chciałabym mu zrobić na drutach albo na szydełku długi długi ciepły szalik i ciepły sweter, i ciepłe rękawiczki, i ciepłą czapkę, i bardzo ciepłe skarpety, i w ogóle. Bo to tak jest, że dla siebie, owszem, można coś tam zrobić, ale dla drugiego człowieka to już można coś niesamowicie pięknego zrobić, wszystko. Wszystko. I, czy ja wiem... może jutro zgaśnie słońce, przecież może; albo nam je przesłoni, na zawsze, jakiś straszny potworny grzyb... Przecież może.

Jakże niesamowicie mówi ta dziewczyna - myślałem. Jakim sposobem ona uchowała się i uchowała takie myślenie niemodne w świecie tym, wśród ludzi tych, którzy - sami nie potrafiąc tak mocno i prosto kochać - wszystko robią, żeby taką miłość poniżyć pognębić zhańbić zdeptać zniszczyć zamordować (bo inność drażni jednakowość). I specjalne obyczaje w tym niszczycielskim morderczym celu stworzyli, specjalną filozofię, specjalną sztukę, specjalnych specjalistów-artystów, cały specjalny świat. I, no tak, no tak, przecież może jutro zgasnąć Słońce albo może nam je przesłonić jakiś straszny potworny grzyb. Na zawsze, jutro, pojutrze, na zawsze, przecież może się to stać.
- I wiesz - podjęła ona - może to dla ciebie oczywiste, ale też ci chcę o tym powiedzieć, powiedzieć wprost, że jestem za wiernością, za wiernością absolutną...

Wolny ptak jest najwierniejszym stworzeniem tego świata - powiedziałem do siebie w myśli. Ale nie bardzo wiedziałem, po co mi się to zdanie w myśli powiedziało, ani nie wiedziałem, co to zdanie - w całej swojej rozciągłości, w całej swojej skrzydlatości - oznacza.
- ...i temu jednemu mężczyźnie byłabym oczywiście absolutnie wierna. W ten sposób, w ten chyba jedyny sposób byłabym też sobie wierna. Byłabym taka, jaka chcę być i jaka naprawdę jestem. Ja to wiem. Ja to czuję. Ten mężczyzna by mi pomógł w tym, by mi pomógł taką a nie inną być, a ja bym się starała tak samo we wszystkim mu pomóc. Bo, myślę, że na pewno bym mu w niczym nie przeszkadzała. Ogromnie ciężko jest o takich sprawach mówić i ogromnie niezręcznie. I raczej nie powinno się zapewniać o czymś, bo to wtedy właśnie wygląda podejrzanie.

Przerwała, zaczerpnęła głęboko powietrza i znowu spojrzała w okno, jak gdyby dając mi w ten sposób możność ochłonięcia po każdej fali swoich wynurzeń, a sama jak gdyby czerpiąc stamtąd, z okna lub zza okna, jakieś potrzebne jej siły. Patrzyła w okno, a ja patrzyłem na nią, na jej profil i myślałem: sercem nie mógłbym, bo serce miałem kiedyś jedno i mi się potrzaskało straszliwie i doszczętnie, i nie udało się pokleić skorupek tego dzbanka, ani łzami - tym klejem białym, ani krwią - tym klejem czerwonym, i tak nie mam serca, nie mam, więc sercem nie mógłbym, ale mógłbym taką istotę pokochać SIŁĄ WOLI. SIŁĄ WOLI pokochać istotę taką mógłbym. Pierwszą dziewiczą i wielką i wolną miłością wolnej mojej woli. Skąd ona wzięła się, ta dziewczyna, tu, przede mną, prawie na wyciągnięcie ręki, ona, co jest taka, jak gdyby ją stworzyła jakaś niewysłowiona rozdzierająca tęsknota, już nie serca tęsknota, ale czegoś innego, nie wiem czego... Ducha tęsknota. Moja tęsknota.
Dziewczyna odwróciła oczy od okna i spojrzała na mnie. Ale dalej milczała. Patrzyła.
Było w tym patrzeniu znowu to, co było na początku, kiedy zaczęła do mnie mówić, coś z tego jak kiedy się stoi na nabrzeżu portowym i się patrzy na wolno sunący ku kei statek, ale jest on jeszcze trochę daleko i stęsknionymi nagimi oczami, bez pomocy małej lornetki, nie można rozróżnić rysów twarzy stojących na mostku pasażerów. Milczałem jak ona. Zdałem sobie nagle sprawę, że przez-ten-cały-czas nie powiedziałem ani jednego słowa.
- Zadam ci teraz jedno pytanie - odezwała się w pewnej chwili. - I więcej już nic nie powiem.

A ja wtedy poczułem, jak po karku przeszedł mnie dreszcz, przebiegł mnie prąd i zaraz potem - tak, jak nieraz chlusta ulewa po błyskawicy - poczułem, jak kropla potu, jedna kropla potu potoczyła mi się od karku w dół po plecach. Bo wiedziałem, jakie to będzie pytanie. Bo naraz zrozumiałem wszystko i zdziwiłem się, ogromnie się zdziwiłem, że nie zrozumiałem tego od razu, prawie od samego początku. Absolutnie nie pojmowałem, jak się to mogło stać.
Ona pochyliła głowę, nisko, prawie dotykając czołem kolan, chwilkę tak ją trzymała, po czym wyprostowała się, spojrzała na mnie, znowu zaczerpnęła głęboko powietrza, rozplotła dłonie, zwiesiła ręce po obu stronach krzesła, potrząsnęła głową i znowu odwróciła ją w stronę okna, jak gdyby prosząc stamtąd o jeszcze trochę sił.
Chciałem jej pomóc, chciałem powiedzieć wypowiedzieć wykrztusić wyjąkać to zdanie, to jedno zdanie, ale nie mogłem wydobyć głosu, uwiązł mi w gardle, tak niewypowiedzianie byłem wzruszony tym wszystkim, tym, co mnie tutaj teraz spotykało, czego dane mi zostało wreszcie się doczekać po sześciu latach, po sześciu nieskończenie długich latach czekania na cud, w którego zdarzenie się, wydarzenie się nigdy nie przestałem do końca wierzyć, choć dni płynęły, dwa tysiące dni, i noce płynęły, dwa tysiące nocy, i rzeki płynęły, dużo dużo rzek, meandrami-meandrami, i ja szedłem wzdłuż tych rzek, to w górę, to w dół, jak duch, jak duch.
Więc chciałem teraz wyjąkać do niej to zdanie, to pytanie: "Czy mógłbym być tym mężczyzną?", ale nie mogłem dostać się do własnego głosu, nie mogłem dostać się do tego zdania i je wydobyć, wydostać z podziemi na powierzchnię tego nowego stworzonego przez nią świata, i tak to niemy zaniemówiony zaczarowany - tylko patrzyłem na nią, a ona odwróciła w końcu głowę od okna i ja wstrzymałem oddech, a ona powiedziała wolno cicho wyraźnie:
- Czy chciałbyś być tym mężczyzną?

Nie odwróciła już tym razem oczu do okna, tylko patrzyła na mnie dalej, jak gdyby spojrzeniem swoim pomagając słowom swoim, żeby może nie zawróciły z drogi, popychając je, żeby szły prosto do tego zakamarka we mnie, do tego kosmicznego we mnie schronu, gdzie chowałem ten promyk, tę promykową moją wiarę, że wydarzy się cud, że na pewno wydarzy się i one, te jej słowa, dotarły tam, i to było tak, jak gdyby zaczął sypać na mnie różowy jakiś śnieg, i czułem, jak od gardła w dół, do brzucha, zalewa mnie jakieś ciepło, i czułem, jak kruszą się we mnie jakieś wielkie twarde granitowe skały, całe wielkie góry i rozpadają się łagodnie, rozsypują się miękko tkliwie bezgłośnie...
Uniosłem się z fotela i zacząłem wolno iść ku niej wpatrzony w jej oczy, a ona w moje (w miarę jak się zbliżałem, ona unosiła wolno głowę, i to było tak, jak gdyby jej spojrzenie odgarniało na boki powietrze przede mną, żeby mi było łatwiej iść, lżej); doszedłem i stanąłem przed nią, o krok od niej, i wolniutko zgiąłem kolana, i ukląkłem przy jej stopach (jej głowa, w miarę jak się schylałem, też pochylała się w dół; niewymownie patrzyliśmy sobie w oczy nasze), i wolniutko uniosłem ramiona, żeby objąć jej nogi, i zobaczyłem, nie odrywając oczu od jej oczu, zobaczyłem kącikami oczu, jak ona też podnosi zwieszone po obu stronach krzesła ręce, żeby objąć moją głowę, tak, na pewno po to, żeby objąć moją głowę i... gdzieś wtedy, gdzieś wtedy, a może jeszcze ułamek sekundy potem, a może jeszcze ułamek sekundy po tym ułamku sekundy, ale przed tym następnym ułamkiem sekundy, kiedy już mieliśmy się dotknąć... rozległ się głośny trzask.
Się otworzyło oczy i prawie jednocześnie się poderwało się na posłaniu, z pozycji leżącej do siedzącej, i - prawie też jednocześnie - się sięgnęło po czuwający u wezgłowia nóż.
- Nie powie mi pan chyba, że śpi pan zawsze sam?! - pół-zapytał, pół-oznajmił kiedyś ktoś.
- Nie. Zawsze to śpię z nożem na podorędziu - się odpowiedziało w pełni oznajmująco.
Przez otwarte okno, gwiżdżąc dziko przeciągle żałobliwie, wpadał do izby wiatr. Na dworze, w ciemnościach nocy, hulała przedwiośniana wichura. Jak zawsze po przebudzeniu, się zaczęło się zastanawiać nad topografią: gdzie się jest? co to za kwatera? jaka wieś? jakie miasto? jaki kraj? jaki kontynent? (raz, kiedyś tam, po dziwnym śnie, się pomyślało: jaka planeta?). Mocniejszy podmuch wiatru uderzył ramami okna o ściany i ten głośny trzask przypomniał tamten trzask, i ten tamten trzask przypomniał wszystko. Się zwlokło się z posłania, podeszło do okna, chwyciło mocno rękami za obie ramy, Żeby się nie huśtały pod naporem wichru i z wysokości tego piętra się spojrzało w noc. Usta się miało zaciśnięte. I zęby. AŻ do bólu. W pewnej chwili:
- Chcę - się powiedziało cicho w noc i w same usta wiatru.
I po chwili się powtórzyło nieco głośniej:
- Chcę.
Jeszcze chwilę się stało i potem się zamknęło okno. Się wiedziało, że już na nowo nie zaśnie, i się zbliżyło się do kontaktu, żeby zapalić światło. Ale nie. Się przysiadło na brzegu łóżka, sięgnęło po papierosy, co obok na taborecie, ale też nie. Się wyraźnie czuło w ustach cierpki smak tych dwóch papierosów dopiero co wypalonych, podczas gdy się słuchało tego wszystkiego, tego wszystkiego, co ona mówiła. Się pomyślało... i się pokiwało głową. I jeszcze raz się pokiwało. I jeszcze raz. I jeszcze. Bo się niesamowicie pomyślało. Się pomyślało że... gdyby się nam wtedy we śnie udało siebie dotknąć, to nie przebudziłby mnie ten głośny trzask okna otworzonego nagle w środku nocy gwałtownym podmuchem wichury.
Ani ten trzask, ani żaden inny dźwięk tego świata. Albo... się przebudziłoby się, ale... razem z nią, razem z nią, razem z nią. Z rękami obejmującymi jej kolana i z jej dłońmi na mojej biednej głowie.


Odpowiedz
#44

Miłość jak słońce

Miłość jak słońce: ogrzewa świat cały
I swoim blaskiem ożywia różanym,
W głębiach przepaści, w rozpadlinach skały
Dozwala kwiatom rozkwitnąć wionianym
I wyprowadza z martwych głazów łona
Coraz to nowe na przyszłość nasiona.
Miłość jak słońce: barwy uroczemi
Wszystko dokoła cudownie powleka;
Żywe piękności wydobywa z ziemi,
Z serca natury i z serca człowieka
I szary, mglisty widnokrąg istnienia
W przędzę z purpury i złota zamienia.
Miłość jak słońce: wywołuje burze,
Które grom niosą w ciemnościach spowity,
I tęczę pieśni wiesza na łez chmurze,
Gdy rozpłakana wzlatuje w błękity,
I znów z obłoków wyziera pogodnie,
Gdy burza we łzach zgasi swe pochodnie,
Miłość jak słońce: choć zajdzie w pomroce,
Jeszcze z blaskami srebrnego miesiąca
Powraca smutne rozpromieniać noce
I przez ciemność przedziera się drżąca,
Pełna tęsknoty cichej i żałoby,
By wieńczyć śpiące ruiny i groby.

Adam Asnyk
Odpowiedz




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości