24-02-2013, 15:50
śniła mi się moja stara wielka miłość.
stara - zakończona kilka ładnych lat temu, potem nastąpiło kilka innych związków, miłostek, sympatii... obecnie nie utrzymujemy kontaktu.
dodam też, że bardzo rzadko pamiętam sny i zazwyczaj one mnie przed czymś ostrzegają - jednak w tym wypadku trudno mi zgadnąć co to mogłoby być.
no więc był to dzień naszego ślubu, który miał się odbyć w starym zamku lub kościele - takim trochę już zrujnowanym, z mnóstwem pułapek - jak w filmach przygodowych. gdzieś jakiś zapadający się strych, gdzieś jakieś liny, po których trzeba było się wdrapać... jednym słowem Indiana Johnes w pełnej krasie.
zjechało się mnóstwo osób, w tym takich, których ja bym na ślub nie zaprosiła. pogoda była piękna
doszło też do scysji między mną - panną młodą a starą miłością - panem młodym - niestety nie pamiętam o co poszło - w każdym razie rzucił mi wówczas dwa pierścionki zaręczynowe. pierścionki - na co zwróciłam uwagę - nie były w moim stylu, tzn. raczej nie były dla mnie przeznaczone, nie były moje.
on odszedł niezadowolony, ja nie wiedziałam co robić. ludzie zaczęli się opalać i korzystać z pięknej pogody w pobliżu zamku/kościoła...
ja go szukałam dość długo pośród wszystkich gości, nie mogłam go znaleźć...
na końcu ślub nasz się odbył - pod wieczór - jednak atmosfera między nami była zmącona i mimo uśmiechów wiedzieliśmy podskórnie, że coś jest nie tak.
ludzie z kolei byli bardzo uradowani, bo mieli fajne "wakacje" z racji tego, że ślub się przeciągał.
gdyby ktoś zechciał mi pomóc, będę bardzo wdzięczna.
zamierzam oddzielnie od interpretacji położyć karty na ten sen, ale może dopiero wieczorkiem.
stara - zakończona kilka ładnych lat temu, potem nastąpiło kilka innych związków, miłostek, sympatii... obecnie nie utrzymujemy kontaktu.
dodam też, że bardzo rzadko pamiętam sny i zazwyczaj one mnie przed czymś ostrzegają - jednak w tym wypadku trudno mi zgadnąć co to mogłoby być.
no więc był to dzień naszego ślubu, który miał się odbyć w starym zamku lub kościele - takim trochę już zrujnowanym, z mnóstwem pułapek - jak w filmach przygodowych. gdzieś jakiś zapadający się strych, gdzieś jakieś liny, po których trzeba było się wdrapać... jednym słowem Indiana Johnes w pełnej krasie.
zjechało się mnóstwo osób, w tym takich, których ja bym na ślub nie zaprosiła. pogoda była piękna
doszło też do scysji między mną - panną młodą a starą miłością - panem młodym - niestety nie pamiętam o co poszło - w każdym razie rzucił mi wówczas dwa pierścionki zaręczynowe. pierścionki - na co zwróciłam uwagę - nie były w moim stylu, tzn. raczej nie były dla mnie przeznaczone, nie były moje.
on odszedł niezadowolony, ja nie wiedziałam co robić. ludzie zaczęli się opalać i korzystać z pięknej pogody w pobliżu zamku/kościoła...
ja go szukałam dość długo pośród wszystkich gości, nie mogłam go znaleźć...
na końcu ślub nasz się odbył - pod wieczór - jednak atmosfera między nami była zmącona i mimo uśmiechów wiedzieliśmy podskórnie, że coś jest nie tak.
ludzie z kolei byli bardzo uradowani, bo mieli fajne "wakacje" z racji tego, że ślub się przeciągał.
gdyby ktoś zechciał mi pomóc, będę bardzo wdzięczna.
zamierzam oddzielnie od interpretacji położyć karty na ten sen, ale może dopiero wieczorkiem.