11-09-2015, 17:45
Z chęcią odniosę się do Waszych wypowiedzi, przypomnę tylko dla zasady, że nie chodzi mi o przepychanki słowne i wpieranie „mojej wizji” Mogę tylko napisać, że mój sposób widzenia to konsekwencja moich doświadczeń i opartych na nich przemyśleniach...
LeCaro, podziękowałam Ci za poruszenie tego wątku szczególnie dlatego, że właśnie wczoraj pisząc w tym temacie, tak silnie trafiła do mnie myśl, którą podsumowałam wpis – zło jako brak wolnej woli, a raczej nieposzanowanie owej woli, stopniowe ograniczanie jej, jako źródło, z którego wynikają dalsze nieszczęścia. Że każdy aspekt zła ma w sobie pierwiastek ograniczania wolnej woli. Do mnie, do mojego światopoglądu, trafiło to jak brakujący puzel, ponieważ ciągle wracało do mnie to pytanie, o motywację, dlaczego tak się dzieje? Skąd zło? Zło w kategoriach „ludzie ludziom” przede wszystkim...
Przez ten pryzmat patrzenie na jakiekolwiek doświadczenie losowe, przynoszące wielkie zamieszanie, chaos, nieszczęścia, również odbija się na doświadczaniu ograniczeń na większą skalę, więc wolna wola zostaje w mniejszym lub większym stopniu zawężona. Aż do sytuacji, w której jedyna wolność, jaka pozostaje, to wolność umysłu.
LeCaro, napisałaś wyraźnie, że nie bierzesz pod uwagę sytuacji, na które nie masz wpływu. Ja wręcz przeciwnie, ja tylko takie sytuacje biorę pod uwagę, ponieważ tam, gdzie mam wybór, mogę realizować siebie zgodnie z własnym rozumieniem szczęścia.
Ale najważniejsza różnica, z jakiej patrzymy na ten problem polega na tym, że z mojego punktu widzenia wpływ „zewnętrzny” jest w istocie pozorny – tzn. nie przytrafi mi się nic, z czym nie zarezonuję. Mam tutaj na myśli poziom, na którym wszystko jest po prostu energią. Jeżeli doświadczam od losu takiego, nie innego wydarzenia, oznacza to, że jest we mnie, w moim wnętrzu dysharmonia energetyczna, która to wydarzenie inicjuje czy ściąga do mojego życia. Oczywiście, nikt z nas nie jest samotną wyspą, jeżeli cała społeczność doświadcza pewnej krzywdy, to i ja w niej współuczestniczę, aczkolwiek wówczas, z mojego punktu widzenia, negatywny wpływ jakiejś energii obciąża całą społeczność...
I ja osobiście nie widzę tego jako lekcja, jako impuls dla duszy, nie szukam celu takiego wydarzenia szukając w nim korzyści i wzmocnienia, ponieważ są historie, dla których nie ma wiarygodnego usprawiedliwienia – jedynie interesują mnie przyczyny, które traktuję jako – same w sobie – ani dobre, ani złe, ani sprawiedliwe, ani wymierzające karę... Sens wydarzeń płynie dla mnie z przyczyny, dlaczego dana energia – dane wydarzenie – zaistniały w moim życiu.
Przykładowo problem Syrii postrzegam jako łańcuch wydarzeń, zainicjowany przez dominację określonego źródła siły na pewną przestrzeń. Ktoś chciał zarabiać, inicjowano konflikty, podsycano umysły, prowadzono działania zbrojne. Przecież nie od dziś wiadomo, że tzw. zwykli ludzie, mieszkańcy – to nie oni wysyłają rakiety, bombardują czy zlecają zbrojenia. W tym wypadku siła, w której interesie leżało ingerować w tamten region, zaburza (względną, jak zawsze, niestety) harmonię tamtego miejsca, tamtej społeczności. To nie jest tak, że „jakoś tak się stało, że jest tam konflikt”. Istnieją konkretne, żyjące, mające się aż za dobrze osoby, które poprzez decyzje, ruchy, dążenia prowadzą do takich sytuacji. Ciężko jest w sposób zdrowy, kreatywny rozwiązać problem, kiedy masy, bezpośrednio dotknięte, stoją pod ścianą w nieustannym zagrożeniu i nie mają nic do powiedzenia, natomiast decydują poszczególne jednostki w zacisznych gabinetach.
W mojej ocenie nie można traktować emigracji Syryjczyków jako przejaw wolnej woli. Wręcz przeciwnie. Ja uważam, że taki Syryjczyk, gdyby mógł, gdyby nie bał się o życie swoje i najbliższych, nie chciałby nigdzie wyjeżdżać. Chciałby, aby Syria była bogatym krajem, w którym mógłby żyć, pracować, zestarzeć się i umrzeć. Ten wybór, jaki musi podjąć, to jego dramat – w tej chwili ci ludzie, w obliczu rozpaczy, braku perspektyw, beznadziei uciekają szukając ratunku. Decyzje, w obliczu których teraz stają, to jedyny wybór jaki im pozostał: ryzykować zostając lub emigrować. Ci ludzie są wręcz zmuszani swoim lękiem o życie do podejmowania takich decyzji – nie tak rozumiem wolną wolę.
Ja uważam, że czynniki zewnętrzne i czynniki wewnętrzne przenikają się wzajemnie (na poziomie energetycznym, niefizycznym). Uważam, że tak jak wolność można stopniowo ograniczać, tak samo wolną wolę można stopniowo ograniczać, aż pozostanie jedynie wolność na poziomie psychiki, ostatni bastion.
Kolejna różnica Moja perspektywa - każdy z nas jest inny, każdy z nas jest indywidualny, każdy ma prawo do szczęścia i każdy powinien liczyć się z prawem do szczęścia drugiego. Gdy spotyka mnie coś złego, mam prawo – i chcę wiedzieć – dlaczego mnie spotyka, jaka jest przyczyna, jaki jest powód, że rodząc się w rodzinie niszczącej moją psychikę od samych narodzin mam od samego startu trudniej i ciężej niż rodząc się w szczęśliwej, dostatnio żyjącej rodzinie. Mam prawo wiedzieć, to jest moje prawo wolnej woli, to jest moje prawo jako istoty duchowej, aby zintegrować się ze swoim wnętrzem i zrozumieć, dlaczego takie a nie inne wydarzenia dzieją się w moim życiu. Co więcej, uważam, że zawsze za tym wydarzeniem stoi przyczyna, zrozumienie tych przyczyn czyni ze mnie mądrzejszą osobę, ponieważ nie tylko poddaję się losowi i akceptuję go, ale rozumiem, wśród jakich szerszych zależności rozgrywa się mój los. Im więcej wiem, więcej widzę, tym lepiej rozumiem siebie i to, co mi się przytrafia. Tym lepiej wiem, czego powinnam unikać na przyszłość i w jakim kierunku podążać.
Tak, uważam, że cierpienia nie powinno być. Czyż nie to właśnie stanowi o naszym człowieczeństwie? Kiedy ktoś jest chory, podajemy mu leki, aby wyzdrowiał, jeżeli widzimy cierpiącą osobę, najchętniej zrobilibyśmy wszystko, aby ulżyć temu cierpieniu. Jako ludzie (o zdrowych wartościach, niezaciemnieni politycznie, niezmanipulowani tzw. przeintelektualizowaniem problemu) w takich najbardziej podstawowych odruchach chcemy nieść pomoc, chcemy odsunąć cierpienie, nie przechodzimy obojętnie obok bólu, taki widok nas porusza, i gdybyśmy tylko mogli, gdyby istniało to w naszej mocy, z miejsca uzdrowilibyśmy chorych. Masz rację, na Ziemi zawsze było cierpienie, ale noszę w sobie poczucie, że moja dusza, moje wnętrze, które ogląda ten świat i go współtworzy, nigdy tego cierpienia nie zaakceptuje, ponieważ jest to najgorsze narzędzie, jakim można smagać wszystko, co żyje.
Uważam, że jest w człowieku, w jego wnętrzu, ogromna siła, która pozwala przemóc, uleczyć wiele objawów, które dzisiaj uznajemy jako chorobę w ciele, mimo wszystko ona również, jak wiele rzeczy, jest w nas zablokowana, nie mamy jak po nią sięgnąć. Wiemy, że istnieją uzdrowiciele, znani na całym świecie, czy święte miejsca, w których dokonywano cudów... Ja uważam, że każdy z nas, poprzez swoje wnętrze, poprzez swoją boskość ma do tego prawo – aczkolwiek na tym poziomie również uważam, że nasza wola jest ograniczona, więc... kolejny ban, ograniczający przestrzeń wyrażania się naszego „ja”...
Wiem, że nie mnie o to pytasz, ale odpowiem - to nigdy nie było moją intencją Ocenianie kogokolwiek, wydawanie jakichś wewnętrznych słuszności... Paradoks dobrego zrozumienia własnego losu polega myślę na tym, że traci cel i sens pytanie, dlaczego inny ma a ja nie..., dlaczego ten to, a ten... I dalej, próba głębokiego wejrzenia w swój los przenosi odpowiedzialność z Boga na nas samych i na historię, która stoi za nami, którą niesiemy na naszych barkach i która zawsze płynie od wydarzenia do wydarzenia. Nic nie dzieje się w oderwaniu. I można zrozumieć, dlaczego mnie, po prostu tylko i wyłącznie mnie, spotyka to, co spotyka.
Perełko, piszesz:
No właśnie, ale czy system nagród i kar, naprowadzanie, to nadal wolna wola?
LeCaro, Ty widzisz wolną wolę istniejącą zawsze mimo wszystko. Ja ją widzę jako spektrum możliwości do wykorzystania, bardzo zmienne w swoim zakresie. Perełka wolną wolę odnalazła w poddaniu się i akceptacji po wcześniejszej walce.
Wiele padło myśli, z którymi się zgadzam, chociaż chyba w innym kierunku każda z nas patrzy, starając się odnaleźć harmonię w teraźniejszości
Mam nadzieję, że i inni spróbują swoich sił w próbie sprecyzowania, jak czują ten temat...
No i nietknięty został aspekt wróżb a wolnej woli - jak to widzicie? Ja na razie dam odsapnąć palcom, bo mi się zaraz limit znaków włączy
LeCaro, podziękowałam Ci za poruszenie tego wątku szczególnie dlatego, że właśnie wczoraj pisząc w tym temacie, tak silnie trafiła do mnie myśl, którą podsumowałam wpis – zło jako brak wolnej woli, a raczej nieposzanowanie owej woli, stopniowe ograniczanie jej, jako źródło, z którego wynikają dalsze nieszczęścia. Że każdy aspekt zła ma w sobie pierwiastek ograniczania wolnej woli. Do mnie, do mojego światopoglądu, trafiło to jak brakujący puzel, ponieważ ciągle wracało do mnie to pytanie, o motywację, dlaczego tak się dzieje? Skąd zło? Zło w kategoriach „ludzie ludziom” przede wszystkim...
Przez ten pryzmat patrzenie na jakiekolwiek doświadczenie losowe, przynoszące wielkie zamieszanie, chaos, nieszczęścia, również odbija się na doświadczaniu ograniczeń na większą skalę, więc wolna wola zostaje w mniejszym lub większym stopniu zawężona. Aż do sytuacji, w której jedyna wolność, jaka pozostaje, to wolność umysłu.
LeCaro, napisałaś wyraźnie, że nie bierzesz pod uwagę sytuacji, na które nie masz wpływu. Ja wręcz przeciwnie, ja tylko takie sytuacje biorę pod uwagę, ponieważ tam, gdzie mam wybór, mogę realizować siebie zgodnie z własnym rozumieniem szczęścia.
Ale najważniejsza różnica, z jakiej patrzymy na ten problem polega na tym, że z mojego punktu widzenia wpływ „zewnętrzny” jest w istocie pozorny – tzn. nie przytrafi mi się nic, z czym nie zarezonuję. Mam tutaj na myśli poziom, na którym wszystko jest po prostu energią. Jeżeli doświadczam od losu takiego, nie innego wydarzenia, oznacza to, że jest we mnie, w moim wnętrzu dysharmonia energetyczna, która to wydarzenie inicjuje czy ściąga do mojego życia. Oczywiście, nikt z nas nie jest samotną wyspą, jeżeli cała społeczność doświadcza pewnej krzywdy, to i ja w niej współuczestniczę, aczkolwiek wówczas, z mojego punktu widzenia, negatywny wpływ jakiejś energii obciąża całą społeczność...
I ja osobiście nie widzę tego jako lekcja, jako impuls dla duszy, nie szukam celu takiego wydarzenia szukając w nim korzyści i wzmocnienia, ponieważ są historie, dla których nie ma wiarygodnego usprawiedliwienia – jedynie interesują mnie przyczyny, które traktuję jako – same w sobie – ani dobre, ani złe, ani sprawiedliwe, ani wymierzające karę... Sens wydarzeń płynie dla mnie z przyczyny, dlaczego dana energia – dane wydarzenie – zaistniały w moim życiu.
Przykładowo problem Syrii postrzegam jako łańcuch wydarzeń, zainicjowany przez dominację określonego źródła siły na pewną przestrzeń. Ktoś chciał zarabiać, inicjowano konflikty, podsycano umysły, prowadzono działania zbrojne. Przecież nie od dziś wiadomo, że tzw. zwykli ludzie, mieszkańcy – to nie oni wysyłają rakiety, bombardują czy zlecają zbrojenia. W tym wypadku siła, w której interesie leżało ingerować w tamten region, zaburza (względną, jak zawsze, niestety) harmonię tamtego miejsca, tamtej społeczności. To nie jest tak, że „jakoś tak się stało, że jest tam konflikt”. Istnieją konkretne, żyjące, mające się aż za dobrze osoby, które poprzez decyzje, ruchy, dążenia prowadzą do takich sytuacji. Ciężko jest w sposób zdrowy, kreatywny rozwiązać problem, kiedy masy, bezpośrednio dotknięte, stoją pod ścianą w nieustannym zagrożeniu i nie mają nic do powiedzenia, natomiast decydują poszczególne jednostki w zacisznych gabinetach.
W mojej ocenie nie można traktować emigracji Syryjczyków jako przejaw wolnej woli. Wręcz przeciwnie. Ja uważam, że taki Syryjczyk, gdyby mógł, gdyby nie bał się o życie swoje i najbliższych, nie chciałby nigdzie wyjeżdżać. Chciałby, aby Syria była bogatym krajem, w którym mógłby żyć, pracować, zestarzeć się i umrzeć. Ten wybór, jaki musi podjąć, to jego dramat – w tej chwili ci ludzie, w obliczu rozpaczy, braku perspektyw, beznadziei uciekają szukając ratunku. Decyzje, w obliczu których teraz stają, to jedyny wybór jaki im pozostał: ryzykować zostając lub emigrować. Ci ludzie są wręcz zmuszani swoim lękiem o życie do podejmowania takich decyzji – nie tak rozumiem wolną wolę.
Cytat:Tak więc uważam, że ani czynniki zewnętrzne nie są zależne od naszej wolnej woli, ani nasza wolna wola nie jest zależna od czynników zewnętrznych. Bo jeśli by sprowadzić wolną wolę do naszego codziennego życia, to jest to nic innego jak wolny wybór - a człowiek w każdej sytuacji ma jakiś wybór. Oczywiście nie mówię o wyborze fizycznym - bo np. człowiek zniewolony takiego nie ma - ale o wyborze moralnym, duchowym.
Ja uważam, że czynniki zewnętrzne i czynniki wewnętrzne przenikają się wzajemnie (na poziomie energetycznym, niefizycznym). Uważam, że tak jak wolność można stopniowo ograniczać, tak samo wolną wolę można stopniowo ograniczać, aż pozostanie jedynie wolność na poziomie psychiki, ostatni bastion.
Cytat:Tak samo gdy spotyka Cię coś złego - możesz np. skupić się na poszukiwaniu winnych, na obwiniani podłego losu, na pytaniach "dlaczego ja?". A dlaczego nie? Jesteś takim samym człowiekiem jak każdy inny.
Kolejna różnica Moja perspektywa - każdy z nas jest inny, każdy z nas jest indywidualny, każdy ma prawo do szczęścia i każdy powinien liczyć się z prawem do szczęścia drugiego. Gdy spotyka mnie coś złego, mam prawo – i chcę wiedzieć – dlaczego mnie spotyka, jaka jest przyczyna, jaki jest powód, że rodząc się w rodzinie niszczącej moją psychikę od samych narodzin mam od samego startu trudniej i ciężej niż rodząc się w szczęśliwej, dostatnio żyjącej rodzinie. Mam prawo wiedzieć, to jest moje prawo wolnej woli, to jest moje prawo jako istoty duchowej, aby zintegrować się ze swoim wnętrzem i zrozumieć, dlaczego takie a nie inne wydarzenia dzieją się w moim życiu. Co więcej, uważam, że zawsze za tym wydarzeniem stoi przyczyna, zrozumienie tych przyczyn czyni ze mnie mądrzejszą osobę, ponieważ nie tylko poddaję się losowi i akceptuję go, ale rozumiem, wśród jakich szerszych zależności rozgrywa się mój los. Im więcej wiem, więcej widzę, tym lepiej rozumiem siebie i to, co mi się przytrafia. Tym lepiej wiem, czego powinnam unikać na przyszłość i w jakim kierunku podążać.
Cytat:Nieszczęście może spotkać Ciebie, a może spotkać Twojego sąsiada, a może też spotkać Afrykańczyka który mieszka setki kilometrów od Ciebie. Od Ciebie natomiast zależy jak sobie poradzisz ze swoim cierpieniem. Czy uważasz, że cierpienia nie powinno być? A dlaczego? Przecież żyjemy w doczesnym Świecie, a nie w Królestwie Niebieskim. Cierpienie tu było, jest i będzie. Nie mamy żadnego wpływu na to kogo ona spotka. Czy mnie, czy mojego sąsiada, czy nieznanego Afrykańczyka.
Tak, uważam, że cierpienia nie powinno być. Czyż nie to właśnie stanowi o naszym człowieczeństwie? Kiedy ktoś jest chory, podajemy mu leki, aby wyzdrowiał, jeżeli widzimy cierpiącą osobę, najchętniej zrobilibyśmy wszystko, aby ulżyć temu cierpieniu. Jako ludzie (o zdrowych wartościach, niezaciemnieni politycznie, niezmanipulowani tzw. przeintelektualizowaniem problemu) w takich najbardziej podstawowych odruchach chcemy nieść pomoc, chcemy odsunąć cierpienie, nie przechodzimy obojętnie obok bólu, taki widok nas porusza, i gdybyśmy tylko mogli, gdyby istniało to w naszej mocy, z miejsca uzdrowilibyśmy chorych. Masz rację, na Ziemi zawsze było cierpienie, ale noszę w sobie poczucie, że moja dusza, moje wnętrze, które ogląda ten świat i go współtworzy, nigdy tego cierpienia nie zaakceptuje, ponieważ jest to najgorsze narzędzie, jakim można smagać wszystko, co żyje.
Uważam, że jest w człowieku, w jego wnętrzu, ogromna siła, która pozwala przemóc, uleczyć wiele objawów, które dzisiaj uznajemy jako chorobę w ciele, mimo wszystko ona również, jak wiele rzeczy, jest w nas zablokowana, nie mamy jak po nią sięgnąć. Wiemy, że istnieją uzdrowiciele, znani na całym świecie, czy święte miejsca, w których dokonywano cudów... Ja uważam, że każdy z nas, poprzez swoje wnętrze, poprzez swoją boskość ma do tego prawo – aczkolwiek na tym poziomie również uważam, że nasza wola jest ograniczona, więc... kolejny ban, ograniczający przestrzeń wyrażania się naszego „ja”...
Cytat:Czy ktoś bardziej lub mniej na nie zasłużył? Nie do nas należy osąd, nie jesteśmy Bogami. A dlaczego z kolei niektórych ludzi spotyka w życiu wielkie szczęście? Dlaczego im się "wszystko" w życiu układa? Tego również nie wiemy. Kim jest każdy z nas żeby rozdzielać komu się szczęście należy, a komu nie?
Wiem, że nie mnie o to pytasz, ale odpowiem - to nigdy nie było moją intencją Ocenianie kogokolwiek, wydawanie jakichś wewnętrznych słuszności... Paradoks dobrego zrozumienia własnego losu polega myślę na tym, że traci cel i sens pytanie, dlaczego inny ma a ja nie..., dlaczego ten to, a ten... I dalej, próba głębokiego wejrzenia w swój los przenosi odpowiedzialność z Boga na nas samych i na historię, która stoi za nami, którą niesiemy na naszych barkach i która zawsze płynie od wydarzenia do wydarzenia. Nic nie dzieje się w oderwaniu. I można zrozumieć, dlaczego mnie, po prostu tylko i wyłącznie mnie, spotyka to, co spotyka.
Perełko, piszesz:
Cytat:Wydaje mi się, że ta wolna wola ma pozwolić człowiekowi na dokonanie wyboru pomiędzy dobrem a złem, uświadomić mu, w jaki sposób powinien zbliżać się do Siły Wyższej w celu zachowania z nią prawidłowego kontaktu i prowadzenia godnego i świadomego życia. Można tu wspomnieć również o systemie nagród i kar, które naprowadzają człowieka na właściwą drogę i pomagają mu zbliżyć się do ideału. Wolna wola pomaga człowiekowi uczyć się na własnych błędach i wyciągać wnioski.
No właśnie, ale czy system nagród i kar, naprowadzanie, to nadal wolna wola?
LeCaro, Ty widzisz wolną wolę istniejącą zawsze mimo wszystko. Ja ją widzę jako spektrum możliwości do wykorzystania, bardzo zmienne w swoim zakresie. Perełka wolną wolę odnalazła w poddaniu się i akceptacji po wcześniejszej walce.
Wiele padło myśli, z którymi się zgadzam, chociaż chyba w innym kierunku każda z nas patrzy, starając się odnaleźć harmonię w teraźniejszości
Mam nadzieję, że i inni spróbują swoich sił w próbie sprecyzowania, jak czują ten temat...
No i nietknięty został aspekt wróżb a wolnej woli - jak to widzicie? Ja na razie dam odsapnąć palcom, bo mi się zaraz limit znaków włączy