17-10-2011, 21:45
ewa55ewa napisał(a):a w jakim czasie po odprawieniu powyższych obrzędów patelniano-kawowych, należy się spodziewać poprawy finansów?
Trudno mi powiedzieć. Myślę, że nie ma tutaj jakichś konkretnych terminów i gwarancji, że po takim a takim okresie poprawa nastąpi.
Jeśli o mnie chodzi, to zaklęcie to stosowałam kilka razy, ale z tego co sobie przypominam, to zawsze były to zaklęcia w jakiejś konkretnej sprawie dotyczącej pieniędzy. Np. wczesną wiosną tego roku starałam się o rentę z ZUS (a miałam dostawałam już rentę kilka razy wcześniej i wszystko odbywało się spokojnie i najzupełniej normalnie). W tym roku jednak było dokładnie nienormalnie. Najpierw badała mnie jakaś pani doktor, która wyszperała gdzieś informację na temat tego, że studiuję na dwóch uczelniach, a także że niecały rok temu jednocześnie byłam zatrudniona na umowę o pracę oraz prowadziłam własną działalność. Pani ta była tak niemiła, że szkoda słów. Po jakimś czasie dostałam tel. z ZUS-u, że będę mieć za kilka dni badanie u innej pani doktor z ZUS (czyli miałam dwie komisje w sprawie renty!) - ta druga pani doktor z kolei oprócz pytań dotyczących studiów i pracy była ogromnie zainteresowana moim małżeństwem - przysięgam, że zapytała mnie nawet czy mam seks z mężem i w jaki sposób go poznałam... W tej sytuacji byłam przekonana, że nie ma najmniejszych szans na otrzymanie renty przeze mnie. I nagle przypomniałam sobie właśnie to zaklęcie z ziarnami kawy, cynamonem i cukrem


Kolejny przykład z życia mojej koleżanki, która starała się o dotację, ale jej nie otrzymała. Złościła się do mnie przez tel. na niesprawiedliwość tego świata, a ja jej powiedziałam: Zrób zaklęcie.... Ona w to nie wierzyła w ogóle, nawet nie chciała o tym słyszeć. Przedstawiłam jej jednak tak wiarygodne argumenty, że Monika zaklęcie wykonała i.... jej odwołanie zostało rozpatrzone pozytywnie, czego skutkiem było to, że otrzymała ona jednak grubą dotację, prowadzi teraz działalność i ma wypasiony lokal.
Jeszcze mi się jeden przypadek przypomniał: prowadziłam sprawę sądową o odszkodowanie dla mojego męża. Sprawa nie miała najmniejszych szans na wygraną, gdyż przedsiębiorca, którego pozwałam przeskakiwał po różnych adresach, a korespondencja sądowa do niego wobec tego nie docierała. W związku z tym Sąd Okręgowy, który był sądem 1 instancji nie wydał wyroku z tego powodu. Zrobiłam jednak znowu to zaklęcie, skutkiem czego Sąd Apelacyjny przyznał mi w każdym calu rację i uznał, że podałam Sądowi wszelkie znane mnie i Urzędom adresy, wobec czego Sąd Okręgowy dał wyrok zaoczny zasądzając odszkodowanie dla mojego męża w wysokości ponad 20. tys. zł. (pieniędzy tych jeszcze nie mam na rachunku, ale to kwestia czasu).
Czyli to zaklęcie jak widzicie na moim przypadku - naprawdę DZIAŁA!. :mrgreen: