25-05-2018, 22:58
Rosła kiedyś przy naszym bloku - piękne, silne, wysokie, mądre drzewo... do jej kwiatów co roku zlatywały się tabuny pszczół i trzmieli pracowicie rozchylając białe płatki w poszukiwaniu słodkiego nektaru.
Pewnego dnia wczesnym rankiem kilka lat temu zawarczały piły... po paru godzinach na trawniku przed domem leżały już tylko pocięte gałęzie i pień.
Do dziś mi jej brakuje tego wspaniałego drzewa... i do dziś co roku na wiosnę czuję ogromny żal, kiedy wiosną na trawniku przed domem wciąż pojawiają się młode siewki-odrosty - odbijają od korzeni matki, które zostały w ziemi i wciąż nie dają za wygraną, wciąż chcą urosnąć w nowe drzewa... wszystkie są jednak bezlitośnie wyrywane ręką tej samej kobiety, "gospodyni domu", która kazała ściąć ich matkę... Powód? Bo jesienią gubiła liście i było "zbyt dużo pracy" z ich grabieniem.
Na jej miejscu rośnie dzisiaj młodziutki orzech... i oby nikt nie zakończył bezmyślnie jego życia, tak jak życia pięknej robinii...
Pewnego dnia wczesnym rankiem kilka lat temu zawarczały piły... po paru godzinach na trawniku przed domem leżały już tylko pocięte gałęzie i pień.
Do dziś mi jej brakuje tego wspaniałego drzewa... i do dziś co roku na wiosnę czuję ogromny żal, kiedy wiosną na trawniku przed domem wciąż pojawiają się młode siewki-odrosty - odbijają od korzeni matki, które zostały w ziemi i wciąż nie dają za wygraną, wciąż chcą urosnąć w nowe drzewa... wszystkie są jednak bezlitośnie wyrywane ręką tej samej kobiety, "gospodyni domu", która kazała ściąć ich matkę... Powód? Bo jesienią gubiła liście i było "zbyt dużo pracy" z ich grabieniem.
Na jej miejscu rośnie dzisiaj młodziutki orzech... i oby nikt nie zakończył bezmyślnie jego życia, tak jak życia pięknej robinii...