19-09-2019, 08:31
Sen z 18.09.2019
Jechałam na Węgry busem z wycieczką, mój ojciec marudził i opóźniał wyjazd, w miedzy czasie widziałam witryny sklepowe całe zastawione kryształami, w bransoletach, zawieszkach i innych, przejrzałam je wszystkie ale nie znalazłam tego czego szukam ( barwy które dominowały na wystawach to pastele i wszystko błyszczało i skrzyło).
W końcu musiałam skorzystać z toalety i poszłam do jakiegoś banku, potem nie mogłam z niego wyjść, myliłam wyjścia, ale w końcu jakoś wydostałam się z tego budynku i wsiadłam do busa, ojca już nie było w busie ale jechał z nami mój partner i pomyślałam po co, jak on nie jest z naszej grupy ale w ogóle się nie odzywał i udawał że niby go nie ma.
.
Potem jest scena że idziemy po jakimś moście z lin zawieszony nad ziemią i rękami trzeba się trzymać liny zawieszonej u góry i trzeba uważać, przechodzę dwa takie mosty gęsto zarośnięte drzewami a na dole błyszczy woda przez listowie (wysokość mostu około 5 m od lustra wody). Na drugim przechodzę jako ostatnia. Na tym moście stał gość brodaty, młody i powiedział do mnie "teraz zobaczysz", i zaczynam zjeżdżać jak po zjeżdżalni lekko w dół tylko że jadę tyłem i głową w dół, wiem że na dole jest woda a ja nie umiem pływać i myślę czy uderzenie w tafle nie zrobi mi krzywdę, bo przecież mam odsłonięty kark, no bo nogami inaczej rozłożyłaby się energia przy "lądowaniu" ale jazda jest przyjemna i to co widzę też ( kawałek nieba i korony drzew) ale jak wpadam do wody to jak w puch i mogę w tej wodzie oddychać wiem bo zanim wypłynęłam na powierzchnię 2 razy zaczerpnęłam powietrza, wystawiam tylko nos i usta i próbuje pływać ale śmiesznie to mi idzie więc wychodzę z tej wody i idę do restauracji.
Osób w restauracji jest może z 30 ale więcej niż w busie, gwarno, zupa to lekko różowy krem z krewetkami mało wyraźny w smaku ale ok.
Mój partner miał żurek z jajkiem, na drugie coś dziwnego i chyba nie do końca dostałam to danie bo jakieś zamieszanie było do tego dania trzeba było nalać coś do czerwonego kubka takie coś z koperkiem a z mojego to się wylało a na półmiskach było takie coś podłużne , ale deser zjadłam i przymierzałam się do drugiego to jakieś coś z orzechów ziemnych i bardzo mało cukru miało tyle co w maśle orzechowym.
W ogóle nie dosładzany ten deser tak jak zupa bez soli, wszystko smakowało tak jak smakuje bez żadnej obróbki kulinarnej, zero przypraw.
W restauracji pomyślałam jeszcze czy wyrobię się z kasą, no bo mam w portfelu 900 i może mi zabraknąć ale zaraz się zreflektowałam że koszty stałe to 300 wiec na "ruchome zostaje 600" a jak mi braknie to sobie od partnera pożyczę bo on ma kasę tak pomyślałam, więcej nie zawracałam sobie głowy finansami na wyjeździe.
Jechałam na Węgry busem z wycieczką, mój ojciec marudził i opóźniał wyjazd, w miedzy czasie widziałam witryny sklepowe całe zastawione kryształami, w bransoletach, zawieszkach i innych, przejrzałam je wszystkie ale nie znalazłam tego czego szukam ( barwy które dominowały na wystawach to pastele i wszystko błyszczało i skrzyło).
W końcu musiałam skorzystać z toalety i poszłam do jakiegoś banku, potem nie mogłam z niego wyjść, myliłam wyjścia, ale w końcu jakoś wydostałam się z tego budynku i wsiadłam do busa, ojca już nie było w busie ale jechał z nami mój partner i pomyślałam po co, jak on nie jest z naszej grupy ale w ogóle się nie odzywał i udawał że niby go nie ma.
.
Potem jest scena że idziemy po jakimś moście z lin zawieszony nad ziemią i rękami trzeba się trzymać liny zawieszonej u góry i trzeba uważać, przechodzę dwa takie mosty gęsto zarośnięte drzewami a na dole błyszczy woda przez listowie (wysokość mostu około 5 m od lustra wody). Na drugim przechodzę jako ostatnia. Na tym moście stał gość brodaty, młody i powiedział do mnie "teraz zobaczysz", i zaczynam zjeżdżać jak po zjeżdżalni lekko w dół tylko że jadę tyłem i głową w dół, wiem że na dole jest woda a ja nie umiem pływać i myślę czy uderzenie w tafle nie zrobi mi krzywdę, bo przecież mam odsłonięty kark, no bo nogami inaczej rozłożyłaby się energia przy "lądowaniu" ale jazda jest przyjemna i to co widzę też ( kawałek nieba i korony drzew) ale jak wpadam do wody to jak w puch i mogę w tej wodzie oddychać wiem bo zanim wypłynęłam na powierzchnię 2 razy zaczerpnęłam powietrza, wystawiam tylko nos i usta i próbuje pływać ale śmiesznie to mi idzie więc wychodzę z tej wody i idę do restauracji.
Osób w restauracji jest może z 30 ale więcej niż w busie, gwarno, zupa to lekko różowy krem z krewetkami mało wyraźny w smaku ale ok.
Mój partner miał żurek z jajkiem, na drugie coś dziwnego i chyba nie do końca dostałam to danie bo jakieś zamieszanie było do tego dania trzeba było nalać coś do czerwonego kubka takie coś z koperkiem a z mojego to się wylało a na półmiskach było takie coś podłużne , ale deser zjadłam i przymierzałam się do drugiego to jakieś coś z orzechów ziemnych i bardzo mało cukru miało tyle co w maśle orzechowym.
W ogóle nie dosładzany ten deser tak jak zupa bez soli, wszystko smakowało tak jak smakuje bez żadnej obróbki kulinarnej, zero przypraw.
W restauracji pomyślałam jeszcze czy wyrobię się z kasą, no bo mam w portfelu 900 i może mi zabraknąć ale zaraz się zreflektowałam że koszty stałe to 300 wiec na "ruchome zostaje 600" a jak mi braknie to sobie od partnera pożyczę bo on ma kasę tak pomyślałam, więcej nie zawracałam sobie głowy finansami na wyjeździe.
Chodź, nie bój się, zobaczysz coś moimi oczami
Pozwól mi spojrzeć swoimi a powiem jak Ty to widzisz
" By poznać Boga potrzebujesz tylko matematyki, fizyki i języka obcego, reszta jest zbędna..."