04-08-2021, 15:13
Izydo bo nie rozumiem dokładnie: jeśli coś mamy zapisane to ma się to dokonać. Czy to tyczy się też ludzi? Np. mamy zapisaną nam osobę, z którą mamy być, odrobić np. karmę, która pozostała do odrobienia, ale tak się wydarzyło, że poznaliśmy się kiedy np. każde ma swoją rodzinę i małżeństwa. Więc nie ma możliwości bycia razem. Czy los na przekór stworzy okazję i będzie dążył do tego, żeby jednak połączyć tych dwoje? Nawet mimo, że np. oboje zdecydują, że zostają z rodzinami? Czy będzie tak kluczył i stawiał ich sobie na drodze by odrobili przeznaczenie?
Nie pytam tu o sens moralny tego, ani jak się ma np. rozbijanie małżeństw do tego. Czasem małżeństwa rozpadają się, często przez osoby trzecie, nie oceniam w tej chwili czy dobrze czy źle, może coś się zakończyło a odezwało się przeznaczenie, które postawiło kogoś innego na drodze?
Pytam jak daleko i na ile jesteśmy sami kowalami swojego losu. Historia Pustelnika, którą opisał Nastek jest tu dobrym przykładem - facet odpuścił, bo nie mogli być razem. Los jednak zdecydował inaczej. Czy tak to właśnie bywa, że nawet kiedy odpuścimy to los tak pokręci i zamąci, że ostatecznie i tak postawi nas na jednej drodze?
Nastku
Czułam wiele podczas rytuału. Niepokój - to pierwsze. Było to zupełnie nowe i nieznane mi doświadczenie. W miarę jak rytuał dobiegał końca miałam takie dziwne dość wrażenie jakby coś opadało ze mnie, a dosłownie z moich ramion. To jak w tym powiedzeniu, że bierzemy coś na swoje barki. Ja dosłownie tak się czułam, aż odczuwałam ciężar na plecach jakbym nosiła plecak z kamieniami. Po rytuale było inaczej - powoli, ale jakby opadała niewidzialna peleryna lub własnie ten plecak z kamieniami. Było lżej. A jednocześnie dziwnie, inaczej i to ogromne poczucie pustki we mnie... Jakbym zabiła część siebie. To ostatnie chyba jednak dotyczyło tylko mnie. Kobieta, która robiła taki rytuał miała wrażenie lekkości, śmiała się, że jakby odjęło jej to kilogramów i mogłaby latać Ja nie chciałam tak naprawdę odcięcia, ale rozum podpowiadał mi to, dla dobra mnie, partnera. Jakieś nici odcięłam, ale został żal i poczucie, że tracę coś, czego nawet nie da się opisać słowami.
Nie pytam tu o sens moralny tego, ani jak się ma np. rozbijanie małżeństw do tego. Czasem małżeństwa rozpadają się, często przez osoby trzecie, nie oceniam w tej chwili czy dobrze czy źle, może coś się zakończyło a odezwało się przeznaczenie, które postawiło kogoś innego na drodze?
Pytam jak daleko i na ile jesteśmy sami kowalami swojego losu. Historia Pustelnika, którą opisał Nastek jest tu dobrym przykładem - facet odpuścił, bo nie mogli być razem. Los jednak zdecydował inaczej. Czy tak to właśnie bywa, że nawet kiedy odpuścimy to los tak pokręci i zamąci, że ostatecznie i tak postawi nas na jednej drodze?
Nastku
Czułam wiele podczas rytuału. Niepokój - to pierwsze. Było to zupełnie nowe i nieznane mi doświadczenie. W miarę jak rytuał dobiegał końca miałam takie dziwne dość wrażenie jakby coś opadało ze mnie, a dosłownie z moich ramion. To jak w tym powiedzeniu, że bierzemy coś na swoje barki. Ja dosłownie tak się czułam, aż odczuwałam ciężar na plecach jakbym nosiła plecak z kamieniami. Po rytuale było inaczej - powoli, ale jakby opadała niewidzialna peleryna lub własnie ten plecak z kamieniami. Było lżej. A jednocześnie dziwnie, inaczej i to ogromne poczucie pustki we mnie... Jakbym zabiła część siebie. To ostatnie chyba jednak dotyczyło tylko mnie. Kobieta, która robiła taki rytuał miała wrażenie lekkości, śmiała się, że jakby odjęło jej to kilogramów i mogłaby latać Ja nie chciałam tak naprawdę odcięcia, ale rozum podpowiadał mi to, dla dobra mnie, partnera. Jakieś nici odcięłam, ale został żal i poczucie, że tracę coś, czego nawet nie da się opisać słowami.