LeCaro
Oj, rzeczywiście. Zatem przepraszam Cię i mam nadzieję, że nie uraziłam.
Czytałam powieść Kamy i może to dlatego...
Nie mam doświadczenia w portretach bliźniąt i nie mogę tutaj wskazać nic praktycznego. Ciekawe jest to, co piszesz, choć ja uważam, że nawet bliźniaki to jednak cały czas dwie, odrębne osoby. Podałaś przykład dzieci, które wychowują się w domu dziecka, a zatem jest to, że tak ujmę, "dość skrajny przykład", gdyż wychodzimy tu poza tradycyjne rozumienie okresu dorastania i "normalną" rodzinę. Więc i proces późniejszej adaptacji do życia w społeczeństwie, wybór celów życiowych, wchodzenie w relacje osobiste, zawodowe itd. może być efektem wychowywania się w domu dziecka, a zatem takie dzieci mogą np. chcieć wyrwać się, stworzyć dom, jakiego nie miały lub w efekcie np. buntu uważać się za skrzywdzone przez los, użalać się nad sobą. To troszkę wchodzenie w psychologię, ale zastanawiam się jak wyglądałyby portrety bliźniaków, którzy wychowali się w domu, w rodzinie, gdzie jest mama, tata i tzw. normalny dom, dający ciepło, wychowanie, odpowiednie wzorce. Czy byłyby one np. bardziej podobne do siebie w dorosłym życiu?
Pisałam kiedyś artykuł o dzieciach z Domu Dziecka w miejscowości niedaleko. Miałam mieszane uczucia po rozmowie z panią dyrektor. Doceniam jej pracę, zresztą widać było, że stara się zadbać o placówkę, o to by dzieci miały choćby tę namiastkę domu, ale jednak "domem" nie da się tego nazwać, a ona sama przyznała, że wiele dzieci, które są u nich, ma traumę, że mama lub tata np. nie chcieli ich, oddali i trudno by ona nie towarzyszyła im przez całe życie. Zresztą przyznała, że to dlatego, że większość dzieci, a wręcz zdecydowana większość, to takie, których rodzice nie chcieli, lub po prostu nie zajmowali się nimi bo np. pili alkohol. Także dziecko zostało im odebrane, często w wieku takim, że już wiedziało, że tata i mama wybrali nałóg. To jest trauma i ona zostaje w tym dziecku. Pani dyrektor powiedziała, że mają, z tego co pamiętam, chyba jedno dziecko, którego mama zmarła, ojca nie było, w akcie urodzenia "NN" - ale dała mi do zrozumienia, że dzieci w Domu Dziecka wolałyby być dziećmi zmarłych rodziców niż tych porzuconych - jakkolwiek brzmi to okrutnie. To jest jednak zrozumiałe, że lepiej żyć w przekonaniu, że mama lub tata zmarł i po prostu nie mógł nas wychować niż, że nie chciał.
Długo by pisać, nie miejsce na to chyba. Ale koniec końcem zastanawiam się własnie jak mocno okoliczności dorastania wpływają na dzieci i czy portret bliźniaków, które wychowały się w rodzinie, gdzie jest mama i tata, którzy kochają i dbają, jednak nie wyszedłby bardziej podobny? Miałas okazję robić taki? Możesz coś napisać w tym temacie?
Oj, rzeczywiście. Zatem przepraszam Cię i mam nadzieję, że nie uraziłam.
Czytałam powieść Kamy i może to dlatego...
Nie mam doświadczenia w portretach bliźniąt i nie mogę tutaj wskazać nic praktycznego. Ciekawe jest to, co piszesz, choć ja uważam, że nawet bliźniaki to jednak cały czas dwie, odrębne osoby. Podałaś przykład dzieci, które wychowują się w domu dziecka, a zatem jest to, że tak ujmę, "dość skrajny przykład", gdyż wychodzimy tu poza tradycyjne rozumienie okresu dorastania i "normalną" rodzinę. Więc i proces późniejszej adaptacji do życia w społeczeństwie, wybór celów życiowych, wchodzenie w relacje osobiste, zawodowe itd. może być efektem wychowywania się w domu dziecka, a zatem takie dzieci mogą np. chcieć wyrwać się, stworzyć dom, jakiego nie miały lub w efekcie np. buntu uważać się za skrzywdzone przez los, użalać się nad sobą. To troszkę wchodzenie w psychologię, ale zastanawiam się jak wyglądałyby portrety bliźniaków, którzy wychowali się w domu, w rodzinie, gdzie jest mama, tata i tzw. normalny dom, dający ciepło, wychowanie, odpowiednie wzorce. Czy byłyby one np. bardziej podobne do siebie w dorosłym życiu?
Pisałam kiedyś artykuł o dzieciach z Domu Dziecka w miejscowości niedaleko. Miałam mieszane uczucia po rozmowie z panią dyrektor. Doceniam jej pracę, zresztą widać było, że stara się zadbać o placówkę, o to by dzieci miały choćby tę namiastkę domu, ale jednak "domem" nie da się tego nazwać, a ona sama przyznała, że wiele dzieci, które są u nich, ma traumę, że mama lub tata np. nie chcieli ich, oddali i trudno by ona nie towarzyszyła im przez całe życie. Zresztą przyznała, że to dlatego, że większość dzieci, a wręcz zdecydowana większość, to takie, których rodzice nie chcieli, lub po prostu nie zajmowali się nimi bo np. pili alkohol. Także dziecko zostało im odebrane, często w wieku takim, że już wiedziało, że tata i mama wybrali nałóg. To jest trauma i ona zostaje w tym dziecku. Pani dyrektor powiedziała, że mają, z tego co pamiętam, chyba jedno dziecko, którego mama zmarła, ojca nie było, w akcie urodzenia "NN" - ale dała mi do zrozumienia, że dzieci w Domu Dziecka wolałyby być dziećmi zmarłych rodziców niż tych porzuconych - jakkolwiek brzmi to okrutnie. To jest jednak zrozumiałe, że lepiej żyć w przekonaniu, że mama lub tata zmarł i po prostu nie mógł nas wychować niż, że nie chciał.
Długo by pisać, nie miejsce na to chyba. Ale koniec końcem zastanawiam się własnie jak mocno okoliczności dorastania wpływają na dzieci i czy portret bliźniaków, które wychowały się w rodzinie, gdzie jest mama i tata, którzy kochają i dbają, jednak nie wyszedłby bardziej podobny? Miałas okazję robić taki? Możesz coś napisać w tym temacie?