Od astrologii zaczynałam. Bardzo się nią interesowałam. Pod koniec lat 90-tych obliczałam i rysowałam horopskopy urodzeniowe, zanim jeszcze były u nas szeroko dostępne programy komputerowe, które dziś wykonują to błyskawicznie za nas
Ale astrologia jest trudna. Choć na wskroś humanistyczna, wymaga jednak tego ścisłego umysłu: to nie tylko obliczenia. To umiejętność zarówno analizy, jak i syntezy różnych faktów. Energia konkretnych znaków, planet, domów, relacji pomiędzy planetami itp. Chyba rozległość i trudność tej dziedziny na pewnym etapie mnie zniechęciła. Plus czasochłonność. A tymczasem były studia humanistyczne i weekendy w bibliotekach - masa obowiązkowych lektur, które potem trzeba było zdać lub zaliczyć. No i początki pracy zawodowej. Energię skierowałam gdzie indziej.
Ale kilkanaście lat temu doświadczyłam czegoś, co mnie przerosło. Czego nie rozumiałam. I co ewidentnie miało charakter karmiczny (rzadko używam tego słowa i jestem bardzo ostrożna wobec pojęcia karmy, uważam, że się zbanalizowało przez to, że ludzie go nadużywają, próbując tym sporo rzeczy tłumaczyć, a czasami wręcz oczyszczać nim swoje sumienia... Inny temat). Potrzebowałam pomocy, żeby to zrozumieć i jakoś ogarnąć. I żeby ktoś podpowiedział, co mam zrobić na tym moim rozdrożu. Bo chodziło o całą przyszłość, która mogła się diametralnie zmienić - o 180 st., gdybym za TYM poszła. No i wtedy trafiłam do astrologa. Dobrego astrologa. Dziś to jedno z bardziej znanych nazwisk. Uczeń Leszka Weresa. Tak się składa, że mieszka lub wtedy mieszkał blisko Łodzi. Zamówiłam u niego interpretację horoskopu urodzeniowego wraz z prognozą. To było niesamowite spotkanie. Nagrałam zresztą całą rozmowę, za jego radą. 4 godziny u niego spędziłam. Bardzo dużo zrozumiałam. Nie wszystko, co usłyszałam, spodobało mi się, ale prawie wszystko się sprawdziło w kolejnych latach, choć w kwestii czasu były jednak rozbieżności, przesunięcia. No i, co ciekawe, powiedział wtedy, że mam ze swojej matki znacznie więcej, niż sądzę i dopiero gdy Ascendent w Raku da o sobie znać za parę lat, dojrzeję do tego, by te predyspozycje (w kierunku ezoteryki) rozwijać. I tak się faktycznie stało W ogóle uważam, że najważniejsze, najciekawsze i najbardziej rozwijające rzeczy w moim życiu zdarzyły się, jak dotąd, między 30 a 40 rokiem życia.
Kontakt z osobą, która zawodowo zajmuje się astrologią, każdemu polecam. Zwłaszcza ludziom, którzy nie do końca rozumieją swoje życie, swoje wybory albo znajdują się w jakimś bardzo trudnym, czasami niejasnym dla nich samych, momencie życia.
Ale astrologia jest trudna. Choć na wskroś humanistyczna, wymaga jednak tego ścisłego umysłu: to nie tylko obliczenia. To umiejętność zarówno analizy, jak i syntezy różnych faktów. Energia konkretnych znaków, planet, domów, relacji pomiędzy planetami itp. Chyba rozległość i trudność tej dziedziny na pewnym etapie mnie zniechęciła. Plus czasochłonność. A tymczasem były studia humanistyczne i weekendy w bibliotekach - masa obowiązkowych lektur, które potem trzeba było zdać lub zaliczyć. No i początki pracy zawodowej. Energię skierowałam gdzie indziej.
Ale kilkanaście lat temu doświadczyłam czegoś, co mnie przerosło. Czego nie rozumiałam. I co ewidentnie miało charakter karmiczny (rzadko używam tego słowa i jestem bardzo ostrożna wobec pojęcia karmy, uważam, że się zbanalizowało przez to, że ludzie go nadużywają, próbując tym sporo rzeczy tłumaczyć, a czasami wręcz oczyszczać nim swoje sumienia... Inny temat). Potrzebowałam pomocy, żeby to zrozumieć i jakoś ogarnąć. I żeby ktoś podpowiedział, co mam zrobić na tym moim rozdrożu. Bo chodziło o całą przyszłość, która mogła się diametralnie zmienić - o 180 st., gdybym za TYM poszła. No i wtedy trafiłam do astrologa. Dobrego astrologa. Dziś to jedno z bardziej znanych nazwisk. Uczeń Leszka Weresa. Tak się składa, że mieszka lub wtedy mieszkał blisko Łodzi. Zamówiłam u niego interpretację horoskopu urodzeniowego wraz z prognozą. To było niesamowite spotkanie. Nagrałam zresztą całą rozmowę, za jego radą. 4 godziny u niego spędziłam. Bardzo dużo zrozumiałam. Nie wszystko, co usłyszałam, spodobało mi się, ale prawie wszystko się sprawdziło w kolejnych latach, choć w kwestii czasu były jednak rozbieżności, przesunięcia. No i, co ciekawe, powiedział wtedy, że mam ze swojej matki znacznie więcej, niż sądzę i dopiero gdy Ascendent w Raku da o sobie znać za parę lat, dojrzeję do tego, by te predyspozycje (w kierunku ezoteryki) rozwijać. I tak się faktycznie stało W ogóle uważam, że najważniejsze, najciekawsze i najbardziej rozwijające rzeczy w moim życiu zdarzyły się, jak dotąd, między 30 a 40 rokiem życia.
Kontakt z osobą, która zawodowo zajmuje się astrologią, każdemu polecam. Zwłaszcza ludziom, którzy nie do końca rozumieją swoje życie, swoje wybory albo znajdują się w jakimś bardzo trudnym, czasami niejasnym dla nich samych, momencie życia.