26-05-2015, 16:20
U mnie było to samo , Bacia wychowała 3-dzieci, była prawdziwą Panią Domu i nie czuła się zdołowana, depresji nie miała, dzieci jej nie przeszkadzały, zarządzała wszystkim, Dziadzio ukończył Szkołę Felczerską we Lwowie. Praciocia cała, do końca, w kapeluszach, koronkach i rękawiczkach. Prababcia Pochowana na Cmentarzu Łyczakowskim z Grazu pochodziła. Jak patrzę na obrazy, które cudem ocalały z zawieruchy wojennej Piękna po prostu, zresztą oni wszyscy, z takim ciepłym uśmiechem, dobrymi spojrzeniami. Kochani. Dzieciństwo u nich było cudne, spokój, rytm dnia, wspólne śniadanka i obiadki, pyszne, domowe wg. kuchni wschodniej. Bajka. Warkocze tylko miałam zawsze mocno zaplecione i oczy mi się skośne robiły, ale babcia szczotkowała mi włosy odpowiednim "sprzętem" rano i wieczorem i w odpowiednich kierunkach i płukała różnymi ziółkami, no i te kokardy, i podkolanówki trzeba było poprawiać, spódnica obowiązkowo i siedzieć jak panienka, kolanka razem, ale to urocze było. Jestem szczęśliwa, że było mi dane z nimi obcować i wdzięczna jestem za wychowanie, w szacunku do innych ludzi, nieprzywiązywaniu się do wartości materialnych(bo w każdej chwili wojna może być) oraz, może to śmiesznie zabrzmi - szacunku do żywności- oni naprawdę okruch chleba podnosili z ziemi tak jak pisał nasz Wieszcz. Ach te wspomnienia A jeśli chodzi o Kraków, to brat mojej babci ożenił się z szacowną panną, Krakowianką, oj prawie, że mezalians był terytorialny bo panna nie "za swojego poszła", ale byli cudownym małżeństwem i stąd moi krewni tam buszują i ja też od czasu do czasu.