Szukałam tu takiego tematu i w końcu znalazłam! wierzę Ci 13taWróżko w to co widziałaś. Ostatnio gdy wróżyłam spotkało mnie coś w 100% paranormalnego..
Zawsze czułam się podatna na różne takie zjawiska, a przynajmniej otwarta na nie. Moja mama też interesowała się ezoteryką, a i jak byłam mała to wykąpała mnie w czarcim żebrze kiedy było trzeba. No i jak byłam mała też miałam coś dziwnego "koło siebie", często słyszałam głos kobiety, trochę starszej, ten głos mnie ciągle prześladował i mówił często niezrozumiałe słowa, ale zawsze wzbudzał we mnie niepokój, był taki trochę zawistny albo przedrzeźniający? ciężko określić, taki przynajmniej miał wydźwięk, ale był na tyle wyrazisty, że w dużym skupieniu aż się dało tej "osoby" aurę zwizualizować, czułam też często jeden ten sam zapach. A byłam tylko dzieckiem.. i później im byłam starsza po latach kilka razy go jeszcze słyszałam..ostatnio może z rok temu albo nawet więcej. Taki głos nie w głowie, lecz za mną/obok. Dziwaczny. Później często odczuwałam obecność, zazwyczaj gdy przechodziłam gdzieś, jakbym coś odczuwała w pobliżu, najczęściej w zamkniętych pomieszczeniach. Jeszcze częściej widziałam różne dziwne rzeczy wychodzące z ciemności, ale że ciemność, noc to się nigdy tym nie przejmowałam, bo wiadomo, że umysł i wzrok lubią płatać figle
No, ale nie o tym miałam!
Ostatnio gdy zrobiłam sobie rozkład z Osho na mój własny wewnętrzny świat tu i teraz (wcześniej nie robiłam) spotkało mnie coś przedziwnego.. )a dodam jeszcze, że pracuję z kartami dopiero od półtora? miesiąca). Odkryłam pierwszą kartę- był to AW, karta XIII Przemiana, silnie na mnie oddziałująca w tamtym momencie, przyjrzałam się jej najpierw sama, później zajrzałam do książeczki (bo taki przyjęłam sposób uczenia się), z jakimś takim przeogromnym zaangażowaniem doczytałam do końca komentarz kończący się słowami: "... Przemiana nadchodzi w swoim czasie, tak samo jak śmierć. I podobnie jak śmierć przenosi cię z jednego wymiaru w inny." i w tym momencie, siedząc po turecku nieopodal wielkiego lustra spojrzałam w nie z nieopisanym przejęciem... i tu wierzcie lub nie.. cholera nie wiem jak to opisać do teraz czuję się jak głupek o tym mówiąc :uoee: nagle patrząc w swoje odbicie (siedziałam ok 2m od lustra) zobaczyłam na swojej twarzy coś jakby wizję? nie wiem.. zobaczyłam mnóstwo twarzy, moja twarz zanikła (gdzie wszystko inne było w lustrze całkowicie normalne, moja szyja, moje ciało, pokój, tylko nie twarz) zobaczyłam na własnej twarzy jakby metalową mgłę??(nie umiem opisać)taflę? jakby przepływała jedna twarz w inną, zmieniały się, przepływały każda przez siebie, nie pamiętam żadnej dokładnie na tyle by opisać, były różne.. żadna nie wychodziła poza granice mojej twarzy, przewijały się tylko w tym obszarze,jedyna którą zapamiętałam to była taka, która przypominała mi twarz starego indianina, choć czy to był indianin skąd mam wiedzieć, jak mówię wszystkie były płynnie, metalicznie szare. byłam zdezorientowana i zszokowana
ale nie bałam się, to było wielkie zaciekawienie, mówię jakby jakieś objawienie.. nie wiem?! zbliżyłam się powoli do lustra, by ich nie stracić z widoku ale im się przyjrzeć ale gdy tylko zbliżyłam się do odbicia bardzo blisko zobaczyłam swoją twarz (wyjątkowo promienistą i taką..kurde..ładną) a jak się odsunęłam z powrotem je widziałam!! nie wiedziałam co mam myśleć.. reszta kart też bardzo silnie do mnie przemawiała, ostatnią kartą było Źródło. Po całym zajściu, ułożyłam karty, podziękowałam im za to doświadczenie(ja im zresztą zawsze ciepło dziękuję i ciepło je witam, dużo emocji w nie wlewam, miłości i szacunku), a w ogóle wcześniej zadałam im pytanie o jakąś inną sprawę i w dwóch rozkładach wyszła mi ta sama karta we wglądzie, więc wiem, że karty mnie nie oszukują. W kazdym razie po tym położyłam się na ziemi i odpłynęłam na chwilę. Poszłam do pokoju, nie do końca wierząc w to co się stało, było mi głupio przed moim chłopakiem by mu to mówić, zresztą nie czułam takiej potrzeby dopóki sam nie zapytał o karty "co tam ciekawego", no i jak zaczęłam mu opowiadać to zalewał mnie zimny pot, byłam dosłownie CAŁA upocona opowiadając mu o tym a na końcu się popłakałam z tych emocji. i chyba na tyle to we mnie buzowało, bo całkowicie mi uwierzył mimo, że jest trochę sceptykiem i ogólnie swoje "wierzenia" co do świata opiera na fizyce, a w Boga to już w ogóle nie wierzy
w każdym razie powiedział, że jest ze mnie dumny
Ja sama roztrzęsiona i pomiędzy wierzyć a nie wierzyć, dopiero gdy drugi raz przeczytałam opis karty i "..dla tych odważnych dusz, które potrafią porzucić wszelką wiarę, niewiarę, zwątpienie, rozum i umysł- i mogą po prostu wejść w swoją czystą egzystencję bez żadnych granic." oraz "czy choć posłuchać, nie zastanawiając się czy to prawda, czy nie. Nagle przychodzi chwila, gdy dostrzegasz to co przez całe życie ci umykało. Nagle otwiera się to, co Gautama Budda nazywał osiemdziesięcioma czterema tysiącami bram." te zdania dały mi poczucie bezpieczeństwa i przestałam się nad tym zastanawiać,
to po prostu było. zresztą ja na razie uczę się interpretacji tych kart, jestem laikiem jeszcze, ale było to wszystko bardzo silne.
i tak nadal czuję taką głupkowatość pisząc tu o tym i wiem, że niepotrzebny, ale wstyd.. bo gdyby mi ktoś takiego powiedział długo bym się zastanawiała co o tym myśleć.. przyrzekam, że nie kłamię i że chciałabym się po prostu dowiedzieć co to mogło być.. czy coś złego czy dobrego.. nie wiem czy myśleć o tych twarzach jak o przodkach? wcieleniach? opiekunach? wyższych istotach? przedziwne to było i NIGDY nie przeżyłam czegoś takiego, cokolwiek mnie spotykało nigdy nie mówiłam o tym z takim przekonaniem, że jest to rzecz nie z tego świata. bo była.
co o tym wszystkim myślicie? czy jeżeli to jakiś dar to jak go powinnam/mogę dalej rozwijać?? chcę się udoskonalać duchowo jak najbardziej.. wiem, że jestem stosunkowo nową forumowiczką, a tym bardziej świeżakiem w tarocie, więc możecie na to spojrzeć może sceptycznie (choć głęboko wierzę, że wcale tak nie będzie).. to było.. mam tę chwilę cały czas ją noszę w sobie. czy ktoś jeszcze przeżył coś podobnego? aha, jeszcze noc wcześniej też miałąm cos dziwnego, ale to było bardziej straszne niż niezwykłe, bo zasypiając już w półśnie usłyszałam stukot w okno i na czubku takiej "miękkiej choinki"( takie ozdobne, nie znam nazwy) była mała, wielkości dłoni przerażona twarz z szeroko otwartą gębą w krzyku, szybko uciekłam od tego wzrokiem i połozyłam się z powrotem.. ale jak na początku pisałam ja często widuję jakieś takie dziwne rzeczy w ciemności (choć w sumie na moje okno świeci lampa od ulicy
). zresztą nieważne, interesuje mnie w tym momencie tylko ta wizja w lustrze (dodam, że główna lampa na suficie była zapalona i świeczkę jeszcze miałam jak zawsze przy kartach, więc to nie były zwidy, było normalnie jasno).
Przepraszam Was, że sie tak strasznie rozpisałam, ale chciałam opisać wszystko ze szczegółami i jak najlepiej.. mam nadzieję, że ktokolwiek to przeczyta
Pozdrawiam Was serdecznie i chciałam jeszcze dodać, że bardzo już kocham to forum głównie dlatego, że są tu ludzie, podobnie jak ja, chcący dla innych dobrze i przede wszystkim chcący być dobrymi ludźmi.
to też czekam na łaskawe odpowiedzi hihi
Nie mam pojęcia co to było, też na siłę nie chciałam tu tego pisać, bardziej zapytać.. to się zdarzyło tydzień temu i nie wiedziałam czy w ogóle o tym powinnam komuś mówić, ale skoro znalazłam taki temat to już napisałam...najwyżej.
PS. myślicie, że to też ma związek z tym, że jestem numerologiczną jedenastką?
dziękuję z góry, jak mi się coś jeszcze przypomni istotnego to napiszę